Zwycięstwo Sandecji w strugach deszczu

Zwycięstwo Sandecji w strugach deszczu

Podopieczni Tomasza Kafarskiego zaczęli piątkowego wieczora istny meczowy maraton – w ciągu kilku dni zagrają 3 mecze w ramach Fortuna 1 Ligi. W pierwszym z nich mierzyli się z tyskim GKS-em. Nie od dziś wiadomo, że sympatycy obu klubów darzą się wzajemną przyjaźnią, więc i w takiej atmosferze odbył się cały pojedynek. Zakończył się on zwycięstwem gospodarzy.

Oba zespoły wygrały swoje zeszłotygodniowe pojedynki na zapleczu PKO Bank Polski Ekstraklasy. „Tyscy” pewnie rozprawili się z Odrą Opole, a „Biało-czarni” byli lepsi od Puszczy Niepołomice zaledwie o jedno trafienie. Zarówno Tomasz Kafarski, jak i Ryszard Tarasiewicz zadziałali w myśl znanego powiedzenia, że zwycięskiego składu się nie zmienia, stąd na boisku zobaczyliśmy dokładnie takie same ustawienia, jak przed kilkoma dniami w Tychach i Niepołomicach.

Pierwsze minuty spotkania upłynęły pod dyktandem gospodarzy. 120 sekund po pierwszym gwizdku po dośrodkowaniu z prawej strony i główce na 7. metrze w wykonaniu Korzyma niewiele brakło, by padło szybkie prowadzenie. Futbolówka minęła lewy słupek bramki o centymetry. Trybuny na początku były dość ciche, ale można to uzasadnić faktem, że trybuna najzagorzalszych sympatyków nie wypełniła się jeszcze do pełna. W 10 minucie Jałocha interweniował jedną ręką po precyzyjnym strzale głową Pitera-Bučki na linii 5. metra. Drugi kwadrans lepiej zaczęli tyszanie. Głównym mankamentem w grze gospodarzy było pozostawianie zawodników na lewym narożniku pola karnego bez opieki obrońców.

W 19 minucie Piter-Bučko zablokował wślizgiem mocne uderzenie Grzeszczyka zza 18. metra. Niezwykle aktywny był Steblecki, który raz za razem znalazł sposobność do przedryblowania co najmniej jednego rywala; gorzej ze strzałami – niemal za każdym razem kończyły się blokiem. W międzyczasie kibice dali wreszcie o sobie znać swoimi przyśpiewkami. Sądeczanie przebudzili się pod koniec tego fragmentu meczu, zwłaszcza za sprawą odważnych szarż Danka na prawym skrzydle. W 28 minucie skrzydłowy z numerem 9 zagrał w uliczkę do Klichowicza; napastnik Sandecji spróbował przelobować Jałochę, ale golkiper zachował przytomność umysłu i pewnie chwycił piłkę.

Pod koniec pierwszej części meczu podopieczni Tomasza Kafarskiego skupili się przede wszystkim na budowaniu akcji w ataku pozycyjnym, co momentami było z perspektywy widza mało skutecznym działaniem, zwłaszcza, jeśli mieliśmy do czynienia z kontratakami spod własnego pola karnego. Nieskuteczne były też kombinacyjnie rozgrywane stałe fragmenty gry. Bardziej Jałochę były w stanie zaskoczyć nieprzygotowane akcje, takie, jak „centrostrzał” Danka z prawej strony w doliczonym czasie gry. W ostatniej akcji tej części gry Grzeszczyk podał na lewo do Stebleckiego; skrzydłowy GKS-u uderzył tak, że Bielica sparował futbolówkę na poprzeczkę.

W drugich 45 minutach gra była jeszcze bardziej wyrównana, a ataki płynnie przechodziły z okolic jednej bramki pod drugą. Gorzej jednak wyglądało ich wykończenie, ponieważ piłka zwykle mijała słupek i to co najmniej o kilkadziesiąt centymetrów. Były też problemy z prowadzeniem futbolówki, oraz ostatnim dograniem do kolegi z zespołu. Najgroźniejszą okazją była ta z 63. minuty, kiedy Korzym na 5. metrze z ostrego kąta trafił w interweniującego Jałochę. Po upływie 70 minut zaczął padać drobny, rzęsisty deszcz. Jak się okazało, był to sygnał z niebios, że emocje dopiero się zaczynają.

W 73. minucie mogło być już 0-1; Bielicę próbowali pokonać na przemian Piątkowski i Grzeszczyk. Akcja była na tyle chaotyczna, że ciężko zliczyć, ile razy piłkę zablokowali, lub z linii bramkowej wybili obrońcy, a ile razy obito nią słupek. Niektórzy widzowie takiej „obrony Częstochowy” nie widzieli w Nowym Sączu już dawno, ale oddech i odgłos ulgi był słyszany niemal z każdego zakamarka trybun. Zawodnik z numerem 8 w barwach gości o kolejny strzał pokusił się na 10 minut przed końcem regulaminowego czasu gry. 300 sekund później prowadzenie objęli gospodarze; po błędzie obrońcy na 25. metrze, piłkę przejął i wbiegł z nią pod pole karne Klichowicz, po czym oddał strzał w lewy słupek bramki i nie dał szans Jałosze.

Po chwili Biernat powalił na 17. metrze Małkowskiego, za co Jacek Małyszek podyktował rzut wolny przed samym polem karnym; uderzenie w wykonaniu poszkodowanego minimalnie minęło poprzeczkę. W doliczonym czasie gry na trybuny wylądował szkoleniowiec GKS-u, który po raz drugi w bardzo żywiołowy sposób komentował pracę sędziów, za co obejrzał czerwoną kartkę. To jedna z innowacji w przepisach gry. W ostatnich sekundach Klichowicz zmarnował okazję po uderzeniu z 16. metra.

Sandecja Nowy Sącz – GKS Tychy 1-0 (0-0)

Bramki: Mateusz Klichowicz 85′

Żółte kartki: Maciej Małkowski, Michal Piter-Bučko, Michał Walski – Dominik Połap, Ryszard Tarasiewicz (trener) 2x, Łukasz Grzeszczyk, Marcin Biernat.

Czerwona kartka: Ryszard Tarasiewicz (GKS Tychy, trener, za drugą żółtą).

Sandecja (1-3-4-3): Daniel Bielica – Grzegorz Baran, Michal Piter-Bučko, Marcin Flis – Dominik Kun, Radosław Kanach, Thiago (70′ Michał Walski), Adrian Danek (79′ Bartłomiej Dudzic) – Mateusz Klichowicz, Maciej Korzym (90+2′ Kamil Ogorzały), Maciej Małkowski.

GKS Tychy (1-4-2-3-1): Konrad Jałocha – Maciej Mańka, Marcin Biernat, Marcin Kowalczyk, Bartosz Szeliga – Dario Krišto, Keon Daniel (83′ Jakub Piątek) – Dominik Połap (46′ Kacper Piątek), Łukasz Grzeszczyk, Sebastian Steblecki (74′ Łukasz Moneta) – Mateusz Piątkowski.

Sędziował: Jacek Małyszek (Lublin).

Widzów: 2380.

Fot. Jerzy Cebula

Fot: Jerzy Cebula

Reklama