,,Za co ZUS nas karze?” pytają nasze Czytelniczki. Od jednej z nich żąda zwrotu 60 tys. zł

,,Za co ZUS nas karze?” pytają nasze Czytelniczki. Od jednej z nich żąda zwrotu 60 tys. zł

ZUS protest, Nowy Sącz

– Chciałabym mieć trzecie dziecko. Ale zwyczajnie boję się zachodzić w kolejną ciążę, ze względu na ZUS – mówi jedna z naszych Czytelniczek. Choć jej problemy z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych miały w miarę ,,łagodny” przebieg i sprawa została umorzona, wiele kobiet w Polsce jest w znacznie poważniejszej sytuacji. ZUS oskarża je o fikcyjne prowadzenie działalności i żąda zwrotu przyznanych świadczeń. Kobiety postanowiły wyrazić swój sprzeciw.

Protest odbył się 8 stycznia w 43 miastach z całej Polski, między innymi w Nowym Sączu. Przed oddziałem ZUS na ulicy Sienkiewicza wywieszono banery. Jak zapewniają członkinie ruchu społecznego ,,Kobiety na działalności gospodarczej kontra ZUS”, akcja jest legalna, została zgłoszona odpowiednim służbom i w planach jest jej powtarzanie co miesiąc. Protest nosił miano ,,niemego”, gdyż przed budynkami Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nikt nie stał. Poprzestano jedynie na hasłach, takich jak ,,nie jestem fikcyjna” rozwieszanych na bramach i ogrodzeniach.

Udział w proteście biorą kobiety będące matkami na własnej działalności i etacie, które ZUS kontroluje – ich zdaniem – w opresyjny sposób. Podważa zatrudnienie lub prowadzenie działalności nawet na kilka lat wstecz, wstrzymuje wypłacanie zasiłku na czas kontroli, a kontrole często przedłużają się do kilku miesięcy.

Ja sama otrzymałam decyzję blisko po pół roku od wszczęcia kontroli. ZUS również nakazuje obniżenie podstawy składek (choć są one deklaratywne według prawa polskiego) lub obniżenie podstawy pensji, jeśli uzna że kobieta ma zbyt dużą pensję w stosunku do swoich kompetencji czy stanowiska – tłumaczy nasza Czytelniczka.

Jej sprawa dobrze się skończyła. Z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych jednak wciąż walczy wiele kobiet w naszym regionie. Swoją historią zgodziła się z nami podzielić 30-letnia mieszkanka Limanowej. Prosiła jednak, by jej nazwisko zachować tylko do wiadomości redakcji.

– Od lipca 2015 roku prowadziłam jednoosobową działalność gospodarczą. Udało mi się na jej otworzenie uzyskać środki z Unii Europejskiej – zaczyna swoją opowieść mieszkanka Limanowej. Jak dodaje, własną firmę założyła jeszcze przed ślubem, a więc nie z powodu planów powiększenia rodziny, jak niektórzy mogliby przypuszczać.

Działalność 30-latki opierała się na mieszaniu tynku i farb, co związane było z jej wykształceniem. Zdobyła stopień inżyniera na Politechnice Krakowskiej i tytuł magistra w Katowicach. Studiowała inżynierię środowiska na specjalności związanej z klimatyzacją, wentylacją i energooszczędnym wyposażeniem budynków, działalność jej firmy pokrywała się z jej zainteresowaniami.

W 2015 i 2016 roku kobieta opłacała preferencyjne składki ZUS, zgodnie z prawem przysługującym rozpoczynającemu działalność przedsiębiorcy. W 2016 roku zaszła w ciążę i 30 listopada urodziła dziecko. Ze względu na branżę związaną z chemią i toksynami oraz podnoszeniem ciężkich przedmiotów, jak choćby wiadra z farbą, od 30 maja była na zwolnieniu lekarskim. Po porodzie przez 52 tygodnie korzystała z urlopu macierzyńskiego i w tym czasie jej firma nie działała.

– Z racji tego, że na początku mojej działalności byłam na preferencyjnym ZUSie, miałam wypłacaną podstawę preferencyjną, wyrównywaną do 1000 zł. To była wysokość mojego macierzyńskiego, czyli coś, co się teraz należy każdemu, czy pracuje, czy nie – opowiada limanowianka.

Po cesarskim cięciu lekarze odkryli, że kobieta cierpi na endometriozę. Istniało prawdopodobieństwo, że nie będzie mogła mieć więcej dzieci. Jednak wkrótce okazało się, że kobieta znów spodziewa się  dziecka.

– Do 28 listopada 2017 roku byłam na macierzyńskim, więc nie potrzebowałam żadnego L4, ani nic innego związanego z działaniem firmy. Od 29 listopada ZUS kwestionuje jednak moją działalność, ponieważ od tego czasu nie wykazałam żadnych faktur. No niestety, w zimie nikt nie tynkuje, więc choć chciałam, miałam stany magazynowe i reklamowałam się na darmowych portalach, schodząc z macierzyńskiego nie miałam komu sprzedać tynku zewnętrznego. Ze względu na to, że byłam już w drugiej ciąży, po prostu opłaciłam składki ZUS i miesiąc przed terminem porodu poszłam na zwolnienie lekarskie. Urodziłam dopiero w 42 tygodniu, więc trochę się to przeciągnęło – wyjaśnia 30-latka.

11 kwietnia 2018 roku urodziła córkę. Przed porodem i ,,chorobowym” opłaciła trzy składki od nieco wyższej podstawy, bo preferencyjny ZUS już jej nie przysługiwał.

W listopadzie 2018 roku endometrioza znów zaczęła dawać objawy. Kobieta zaczęła się leczyć. Okazało się, że nie pracuje jej już jeden z jajników, zlecono więc dalsze badania, w tym – oznaczenie markerów nowotworowych. W marcu 2019 roku wskaźniki wyszły podwyższone. Lekarze myśleli o operacji. W tej sytuacji 15 kwietnia mieszkanka Limanowej złożyła dokumenty o zawieszeniu działalności. Tego samego dnia okazało się jednak, że jest w dziewiątym tygodniu trzeciej ciąży, a jej życie nie jest zagrożone. Po dwóch dniach poszła więc odwiesić działalność i wróciła do opłacania składek od podstawy w wysokości 4 tysięcy złotych.

Pani w okienku w ZUSie zasugerowała, że jeżeli wiem, że jestem w kolejnej ciąży, to mogę podwyższyć składkę i mam do tego pełne prawo – wspomina mieszkanka Limanowej. – Zapytałam tylko, jaka jest wysokość opłaty i czy mogę to zrobić bez żadnych problemów. Powiedziała mi, że tak, bo składkę można zadeklarować nawet na miesiąc, a w kolejnym zmienić na zupełnie inną.

Postanowiła więc zapłacić wyższą składkę, co wiązało się na przyszłość również z wyższymi świadczeniami. – Ale to nie wygląda tak, że opłaci się jeden miesiąc składki i już się ma potem najwyższe świadczenie na macierzyńskim – dodaje. – Jeśli opłaci się przez cztery miesiące wyższą składkę to potem 4/12 świadczenia liczone jest z niej, a pozostałe 8/12 z najniższej krajowej.

– Niektórzy myślą, że dostawałam nie wiadomo jakie pieniądze. Od tych 11 tysięcy to jest około 3 tysiące złotych przy 100% płatnego L4, a na macierzyńskim około 2600 zł, więc to jest taka normalna pensja. Nie wydaje mi się, żeby to była jakaś wygórowana kwota, za którą nie wiadomo jak powinnam być kontrolowana przez organ ubezpieczeniowy jakim jest ZUS, ale niestety, myliłam się – mówi ze smutkiem 30-latka.

W sierpniu poszła na zwolnienie lekarskie. Cztery tygodnie później dostała pismo z ZUSu z osiemnastoma pytaniami. Niektóre z nich pojawiły się, choć informacje, o które pytano, można bez problemu znaleźć w Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej, jak choćby takie, co jest przedmiotem działalności, lub czy pod danym adresem zarejestrowana jest też inna działalność. Pytano też o to, czy jej firma zatrudnia pracowników, a także czy zgłosiła do elektrowni fakt prowadzenia działalności gospodarczej, co nie jest obowiązkiem przedsiębiorcy.

– Pytano też jaki sprzęt posiadam na wyposażeniu, trzeba było przedstawić faktury zakupu tych sprzętów – wymienia dalej właścicielka firmy. –  Czy mam osobne konto bankowe w związku z prowadzeniem działalności. W jaki sposób reklamuję swoją firmę. Zażyczono aby przedstawić ulotki, stronę internetową, tablicę reklamową. Czy wystawiam faktury i rachunki za wykonane usługi.  Należało wszystko to udokumentować. Jakie koszty związane z prowadzeniem działalności ponoszę i czy je rozliczam. Czy współpracuję z innymi firmami i jeśli tak, to podać ich nazwy, NIP, wszystko… W jakich godzinach prowadzę działalność.

Proszono także o dokumentację przedstawiającą wysokość przychodu i dochodu działalności i pytano dlaczego w okresie od maja do lipca 2019 roku kobieta zadeklarowała składki od podstawy 11 tysięcy złotych, czyli wyższej niż 60% przeciętnego, miesięcznego wynagrodzenia. Pytano, czy podstawa jest współmierna do jej dochodów, mimo iż przedsiębiorca ma dowolność w deklarowaniu wysokości składki. Proszono również o dane biura rachunkowego prowadzącego jej dokumentację i przedstawienie efektów działalności gospodarczej. Na koniec zapytano, czy chce coś dodać lub jeszcze przedstawić oraz czy skorzystała ze środków dofinansowania z Funduszu Pracy.

– Wiem, że ZUS zwracał się o wszelką dokumentację do Urzędu Skarbowego, Urzędu Pracy. Zostałam prześwietlona w każdym możliwym miejscu ze wszystkimi współpracownikami, z którymi miałam do czynienia. Od nich wymagano wszelkich faktur. Można powiedzieć, że w każdym możliwym miejscu zostały mi ,,spalone kontakty”, bo każdy pomyślał, że jestem jakaś niepoważna skoro ZUS się mnie czepia – tłumaczy limanowianka.

Sprawa nie skończyła się na jednym piśmie. 30-latka dostała kolejne, z następnymi pytaniami. Natomiast 2 października dotarło do niej zawiadomienie, że złożone przez nią dokumenty dotyczące sprawy nie są kwestionowane, jednak analiza dokumentacji wykazała brak dokumentów potwierdzających prowadzenie działalności w kilku okresach, między innymi pomiędzy macierzyńskim, a kolejnym porodem.

– Udałam się do radcy prawnego, który mi powiedział, że oni już wydali decyzję bez względu na to, co jeszcze do nich napiszę – wspomina. ZUS pozwolił na zapoznanie się z zebraną dokumentacją do siedmiu dni.

 – Radca zalecił mi, aby poszedł mąż, a nie ja, bo była to bardzo stresująca sprawa, a ja byłam już w bardzo wysokiej ciąży, miesiąc przed porodem. Najgorsze było to, że kiedy mąż poszedł i zaczął robić fotokopie tych dokumentów, które zostały tam zgromadzone, panie zaczęły go wypytywać, mówić, że jeśli dostarczymy na przykład jakiekolwiek, od kogokolwiek poświadczenie na piśmie, że prowadziłam działalność, to na pewno by pomogło w mojej sprawie.

Zakład Ubezpieczeń Społecznych żąda od mieszkanki Limanowej zwrotu kwoty brutto przyznanych świadczeń.

– Mam oddać 60 tysięcy złotych, podczas kiedy od nich dostałam niespełna 50. Jest to duża różnica. W tej chwili czekam na sprawę sądową, gdyż od decyzji ZUSu można odwołać się tylko i wyłącznie do sądu – wyjaśnia 30-latka.

Co więcej, kobieta otrzymała trzy decyzje Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i od każdej z nich musi odwołać się do sądu w osobnej sprawie, mimo iż dotyczą tej samej kwestii. Od dnia wydania decyzji naliczane są także odsetki. Dodatkowo, nie otrzymuje w tej chwili żadnych pieniędzy, nie może zamknąć działalności, bo zaliczono by to do ,,pracy na macierzyńskim”, ale mimo wszystko musi opłacać składki, by mieć ubezpieczenie.

– Niby mamy prawo opłacać wyższe składki, ale tylko do momentu, kiedy nie potrzebujemy pójść na  urlop macierzyński, opiekę nad dzieckiem, czy zwykłe zwolnienie lekarskie – podsumowuje łamiącym się głosem.

Limanowszczanka dołączyła do ruchu społecznego ,,Kobiety na Działalności Gospodarczej Kontra ZUS”. Na Facebookowej grupie kobiety dzielą się podobnymi doświadczeniami związanymi z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. Okazuje się, że problemy, które ma nasza Czytelniczka podziela wiele z nich.

,,My, polskie Matki w ostatnim czasie poznałyśmy jedynie STRACH! ZUS prowadzi wobec nas nieustające kontrole i postępowania! I choć macierzyństwo to nie jest odpowiedni czas na STRES i WALKĘ …..my, w ciąży, z malutkimi dziećmi u boku, próbujemy stawiać czoła URZĘDNIKOM! Grzebią i szukają na nas haków w dokumentach księgowych! Fikcyjna firma? Za niski dochód? Praca na zwolnieniu lekarskim? Coś zawsze się znajdzie …. urzędnicy są kreatywni. Naciągają dowody, nie słuchają.” – piszą kobiety. Odnośnik do całego posta na Facebooku poniżej.

https://www.facebook.com/RuchSpolecznyKobietyNaDG/posts/687943278336216

Pełna treść skargi na ZUS, którą ruch społeczny ,,Kobiety na działalności” wystosował w maju 2019 roku do Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców, Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Rzecznika Praw Dziecka TUTAJ.

Co na to Zakład Ubezpieczeń Społecznych?

Zdaniem rzecznika ZUS Wojciecha Andrusiewicza, protest kobiet nie jest uzasadniony. Sprawę komentował na antenie telewizji TVN.

Zapytany o przesłanki do przeprowadzenia kontroli kobiet na własnej działalności mówił – Na pewno wątpliwości może budzić krótki, bardzo krótki okres prowadzenia działalności, bo 90% przypadków, o których dzisiaj mówimy, to okres 2-3 miesięcy. Po tym pojawia się wniosek o wypłatę zasiłku za okres 5-6 miesięcy. To budzi wątpliwości. Nie mówię, że od razu podejrzewamy, że ktoś ,,kombinuje”, ale jeżeli mamy krótki okres świadczenia pracy czy prowadzenia działalności, a potem długi okres zasiłkowy, to weryfikujemy: czy działalność gospodarcza nie jest działalnością fikcyjną, pozorną lub czy etat, który kobieta podjęła, nie jest etatem fikcyjnym, czyli czy ta umowa o pracę, którą kobieta zawarła, ale także mężczyzna, bo kontrole dotyczą wszystkich, została wypełniona rzeczywiście pracą.

Rzecznik zapewnia, że nie ma w tym przypadku ,,żadnej dyskryminacji kobiet”. Jak podaje, w 2018 roku ZUS wydał około 700 decyzji o braku tytułu do ubezpieczenia w przypadku prowadzenia działalności gospodarczej, a niespełna 200 z nich dotyczyło kobiet.

Wojciech Andrusiewicz mówił także o trzech wyrokach Sądu Najwyższego z 2018 roku, w których Sąd stwierdził, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych ma obowiązek weryfikować tytuł do ubezpieczenia i podstawę wymiaru, czyli kwotę, od której odprowadza się składki.

– Sąd Najwyższy stwierdził, że w trakcie ciąży można zarejestrować działalność, po to, by między innymi uzyskać świadczenia, ale działalność nie może być fikcyjna, a płacone składki nie mogą być składkami od podstawy nierealnej – dodaje rzecznik i informuje, że ZUS kilkaset razy w ciągu roku udowadnia działalność fikcyjną.

Odcinek programu Dzień Dobry TVN, poświęcony tej kwestii można obejrzeć TUTAJ.

fot. Czytelniczka

 

W weekend zima nieśmiało przypomi, że jest. Zobaczcie jaka piękna! [ZDJĘCIA]

Reklama