Zmarł Szewach Weiss, były ambasador Izraela w Polsce. Przypominamy jego wizytę w Bobowej….

Zmarł Szewach Weiss, były ambasador Izraela w Polsce. Przypominamy jego wizytę w Bobowej….

W piątek, 3 lutego,  w wieku 87 lat zmarł Szewach Weiss, były przewodniczący Knesetu (izraelskiego parlamentu) i były ambasador Izraela w Polsce – poinformował w sobotę izraelski „Haarec”,  „Wspaniały Człowiek, Żyd, izraelski patriota, który Polskę kochał i szanował. Kawaler Orderu Orła Białego. Wielka strata dla nas i dla polsko-izraelskich relacji. R.I.P”napisał na Twitterze prezydent Andrzej Duda.

Szewach Weiss, jako ambasador Izraela w Polsce, odwiedził Bobową 9 marca 2001 r. Były przewodniczący Knesetu powiedział wówczas m.in.: „Bobowa to ważne miejsce dla naszej tradycji. Wielu Żydów na całym świecie wierzy, że w Bobowej mieszkał sławny rabin, ktoś jak poseł Boga. To wyjątkowe miejsce o wielkim prestiżu historycznym. Ja nigdy nie wierzył, że ja tutaj kiedyś będę. Dla mnie przyjechać do Bobowej, to realizacja narodowej pamięci” – można przeczytać o tamtej wizycie w książce „Bobowa od A do Ż”.

Z wizytą Szewacha Weissa w Bobowej związana jest pewna anegdota, którą w książce „Abecadło sądeckie” tak zapisał Wojciech Molendowicz:

…Musiała być chyba wczesna wiosna. Śnieg ledwie co zszedł, choć pewnie od północnej strony zalegał jeszcze ostatnimi liszajami. Ziemia była mocno namoknięta, na wiejskich drogach więcej było błota niż asfaltu. Niespodziewanie zadzwonił do mnie rektor Krzysztof Pawłowski, że będzie gościł na WSB ambasadora Izraela, byłego przewodniczącego Knesetu, Szewacha Weissa. Rektor pomyślał, że atrakcyjnym punktem programu pobytu profesora, byłby krótki wypad do Bobowej śladami bobowskich Żydów. A jak Bobowa, to Molendowicz. „Pomożecie?” – zapytał Krzysztof Pawłowski. „Pomożemy” – odpowiedziałem, i kilka dni później wiozłem Szewacha Weissa do Bobowej.

Ja przodem, on w opancerzonym mini-wanie ze swoją świtą za mną. Po krótkim spotkaniu w urzędzie z wójtem Jerzym Nalepką i zwiedzeniu synagogi, pan ambasador zarządził: teraz na kierków. Po minie wójta widziałem, że to nie najlepszy pomysł o tej porze roku, ale kto się ośmieli takiemu gościowi dyktować, co ma robić. Pojechaliśmy na kierków i gdzieś w połowie drogi pomiędzy końcem asfaltu a cmentarzem, auto ambasady izraelskiej ugrzęzło na dobre w błocie. Początkowo wyskoczyło tylko dwóch rosłych facetów, którzy raczej byli agentami ochrony niż kolegami ze szkoły Szewacha Weissa, ale niewiele to dało. Zrobił się kłopot, bo wielki dodge z ambasadorem obcego kraju utknął w wiosennych błotach Bobowej i ani drgnął. I wówczas nobliwy żydowski profesor, który jadał kolacje z prezydentami wszystkich największych krajów świata, brał udział w debatach o najważniejszych współczesnych problemach, najspokojniej na świecie wysiadł z auta, zanurzył nienagannie wypucowane lakierki do kostek w błocie i razem z innymi wypychał samochód z pułapki.

Żeby było jeszcze dziwniej, ambasador pchał tylko jedną ręką. W drugiej trzymał bowiem fajkę, którą nie przestawał pykać. Kiedy do pchania przyłączył się również wójt Nalepka (dziarski ludowiec z PSL) auto się zakołysało, wyrzuciło spod kół na garnitur ambasadora fontanny błota i pojechało. Szewach Weiss jakby tego nie zauważył. Strzepnął błoto ze spodni i poszedł dalej, pykając fajeczkę z godnością męża stanu.

Kilka tygodni później podczas comiesięcznego kolegium dyrektorów oddziałów „Dziennika Polskiego” wiceprezes Czesław T. Niemczyński, analizując zawartość gazety, rzucił trochę od niechcenia: „Oczywiście eksponowaniem na czołówce takich materiałów jak wizyta ambasadora Izraela nie zyskuje się nowych czytelników”. To była ciekawa uwaga, bo sprzedaż „Dziennika Polskiego” po relacji z wizyty, podskoczyła nam w Bobowej o jakieś 1500 procent. Sprawdzałem! Ktoś chyba w centrali nie analizował twardych danych. Inna rzecz, że jeszcze kilka lat wcześniej w Bobowej sprzedawał się jeden egzemplarz „Dziennika”. Kupowała go wiernie i nieustająco pani Basia Kowalska. Sprzedaż wystrzelała czasami w górę o 100 procent, kiedy na weekend przyjeżdżał na Jamną Zbigniew Preisner i w sobotę rano wpadał po gazety do kiosku pani Gryzłowej na Rynku.

Czytaj też:

Sądecczyzna. Kilka miejscowości bez prądu. Problemy w ryterskim ośrodku zdrowia

 

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama