Żeby wstać i jechać, trzeba mieć cel

Żeby wstać i jechać, trzeba mieć cel

Maria Nastawny dociera rowerem z Tylicza do Rumunii w trzy dni. Jak magnes przyciąga ją tam życzliwość ludzi i piękno krajobrazów. 31-letnia podróżniczka przekonuje, że to wspaniały kraj, w którym samotnie podróżująca kobieta zamiast obawiać się napaści, może liczyć na troskliwą opiekę mieszkańców małych miasteczek i wsi.


– Po sześciu latach życia w gminie Krynica czujesz się już jej mieszkanką? – Trochę tak, bo po tylu latach trudno się nie czuć. To piękne tereny, a zamieszkałam tutaj ze względu na pracę. Pochodzę z Chrzanowa.

– Sądecczyzna stała się też dla Ciebie punktem startowym w różne miejsca na świecie… – Zawsze była we mnie chęć odkrywania nowych miejsc. Wzięło się to też z tego, że rodzice zabierali nas w Polskę i mówili mnie i siostrze, że to powinno nam wystarczyć. Twierdzili wtedy, że jak będziemy duże, to będziemy mogły jeździć gdzieś dalej. Gdy pojawiły się możliwości, już na studiach zaczęłyśmy stopniowo wybierać się na coraz dalsze wyprawy. Głównie były to: Rumunia, Litwa, Białoruś, Mołdawia, Ukraina, Węgry, Słowacja. Wschód jest po prostu swojski, na zachód się nie wybieram, bo się trochę boję.

– Podróżujesz głównie rowerem. Dlaczego właśnie tak?

– Rower ma dobrą prędkość. Nie podróżuje się nim ani za szybko ani za wolno. Można nawiązać kontakt z ludźmi, dużo zobaczyć. Gdyby takie trasy pokonywać na piechotę, zajmowałoby to zbyt dużo czasu. Podróżowałam też trochę stopem, ale głównie po Polsce.

– Do Rumunii wracałaś już kilka razy, dlaczego?

– Ten kraj jest mi bardzo bliski, bo jest tam bardzo dużo gór, jak u nas. Są tam też bardzo dobrzy ludzie, i czuję się tam trochę jak w domu. Wiem, że tam jest bezpiecznie. Poza tym koszty podróży są porównywalne do życia w Polsce.

– Jak się porozumiewałaś z Rumunami?

– Wystarczyła znajomość kilku słów do podstawowego porozumienia. Ważnym słowem, jest mulțumesc czyli dziękuję. Warto je znać zresztą w każdym języku (śmiech). Przydaje się też delicios, czyli pyszne. (…)

Przeczytaj całość w „Dobrym Tygodniku Sądeckim”:


Reklama