Zdrowej, odosobnionej Wielkanocy

Zdrowej, odosobnionej Wielkanocy

Wielkanoc kojarzy mi się z początkiem pandemii. Z szokiem. Bezużytecznym, pustym koszykiem i niepomalowanymi jajkami. Skazana na zamknięcie w domu, z nudów zrobiłam palmę. Pierwszy raz w życiu wydziergałam kwiaty z bibuły i – zgodnie z tradycją (a sprawdziłam to na YouTube!) – ozdobiłam nimi przygotowany wcześniej wierzbowy wiecheć. Zaskoczyłam tym moich rodziców, którzy nigdy nie widzieli mnie przy takim zajęciu. Palma, której nie zanieśliśmy wtedy do kościoła, stała przez cały rok w wazonie. Przypominała nam o tej dziwnej Wielkanocy spędzonej w przymusowym odosobnieniu, z mszą przed telewizorem zamiast w kościele. To – według rządzących – miało uratować nas przed zarażeniem Covid-19. I być może uratowało.

Tym razem chyba jednak parafianie nie dadzą się zamknąć jak rok temu, choć wciąż daleko nam do normalności. Media na czerwonych paskach ostrzegają, że dobowa liczba nowych, potwierdzonych zakażeń koronawirusem zbliża się do 30 tysięcy, że rośnie śmiertelność i w zastraszającym tempie zapełniają się szpitalne łóżka. Jak przed rokiem rząd zaostrzył środki bezpieczeństwa na czas Wielkanocny. Apeluje, żebyśmy pozostali w domach. Obowiązuje zarządzenie, że jeden wierny w kościele ma mieć przestrzeń piętnastu metrów kwadratowych. Obawiam się, że w tym roku nie da się wypełnić tych wytycznych. Kościół raczej nie będzie pomocny. Praktyka pokazuje, że nie każdy proboszcz ma odwagę wyprosić nadmiar wiernych ze świątyni, skoro już przyszli. Więc się tłoczą w kościołach na własne ryzyko. Pełni wiary w to, że wiara uchroni ich przed zarażeniem.

W tym roku w Wielkanoc nie będzie pustych kościołów. Bo – jak pokazuje rosnąca frekwencja na mszach – nawet z pandemią umiemy się oswoić. Parafianie szczelnie wypełnią kościelne ławki, spokojni, bo pierwszy rok pandemii jakoś w zdrowiu przetrzymali. Mieli dużo szczęścia, czy to wiara czyni cuda?

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama