Zawstydzanie hamulcowych

Zawstydzanie hamulcowych

Żeby moje dzisiejsze wywody o Sandecji nie były gołosłowne, muszę sięgnąć do tego, co powiedziałem podczas jubileuszowej akademii na stulecie klubu. Nastrój świąteczny ma swoje konteksty, zwłaszcza gdy za scenariuszem obchodów stoją kolesie z Warszawy, którym zależy aby zlecona impreza przeszła gładziutko i bezstresowo, tak aby do wystawionej po jej końcowym akordzie faktury nikt się specjalnie nie doczepiał.

Nie podobał mi się klimat samozadowolenia z dokonań, związanych z dobrym wynikiem piłkarzy występujących w roli debiutanta na boiskach I ligi. Szczególnie wkurzała retoryka prowadzącego akademię reportera redakcji sportowej TVP, furt dającego do zrozumienia, że w Nowym Sączu mamy do czynienia z sukcesem grubo ponad realne możliwości. Taki typowy stołeczny paternalizm, którego głosiciele zawsze wiedzą lepiej od maluczkich prowincjuszy z polskiego buszu.

Stąd należało dziękować Bogu za status pierwszoligowca i nie posuwać się do rojeń o ewentualnym drapaniu się ku najwyższych szczeblach krajowej drabiny futbolowej. Wyszedłem na scenę Małopolskiego Centrum Kultury „Sokół”, przekazałem jubileuszowy gift i wymusiłem prawo do krótkiego wystąpienia. Nie siliłem się na słodkości dziękczynne, ani na gratulacje za to, co ho! ho! Sandecja już osiągnęła, do czego już doszła, w związku z czym może zadawać szyku, okupując twardo miejsce na dotychczasowych laurach. Walnąłem prosto z mostu: „Tych, którzy wybijają Wam z głowy przymiarki do ekstraklasy, poślijcie do wszystkich diabłów!” Aby ta sugestia nie pozostała czczym grepsem czynownika regionalnego futbolu, w którym, na ten moment, górę wzięła pasja publicysty, musiało minąć bodaj osiem sezonów!

Niestety, sytuacja w pewnym sensie się powtarza, bo oto znowu chcą nam wyperswadować sensowność starań o awans do ekstraklasy! Wydaje się nawet, że powtórka z rozrywki, opakowana jest w bardziej perfidną argumentację. Słychać oto z wielu stron kraju nakaz stuknięcia się  w czoło i wyciągnięcie wniosków z zeszłorocznego sezonu. Po jakiego grzyba znowu pchać się do elity, kiedy ponownie przyjdzie stanąć przed dylematem: gdzie grać? Jak nazwać forsowanie na siłę sportowego sukcesu w postaci zdobycia miejsca premiowanego awansem, kiedy się praktycznie przerobiło koszty grania 37 spotkań na wygnaniu i się wie, że ma się przerąbane już na starcie? Po co więc mamić zawodników, oszukiwać kibiców, wizją ponownego mega sukcesu? Może lepiej stanąć w pokorze i z horacjańską równowagą ducha przeczekać inwestycyjny impas i odbekać bez napinki chude lata? Skłania ku temu także perspektywa materialnego niedostatku, skromniejszego budżetu, popychającego klub raczej ku III lidze, aniżeli ku ekstraklasie. Ten właśnie aspekt zachęca mnie do recydywy zakłócenia nastroju, wszak już za rok jubileusz jedenastego krzyżyka w biogramie Sandecji. Z tym, że dziś pewnie mi za bardzo wypada sięgać po obcesowe entre na scenie Sokoła. Stoję wszakże na gruncie pryncypiów, które w sporcie wyczynowym należy bezwzględnie respektować. Nie widzę podstaw, aby w Nowym Sączu podchodzić do nich inaczej.

Sportowców nigdy nie należy zatrzymywać w drodze na szczyt, ani sztucznie tłumić ich ambicji!  Wiem, że wiele zależy od pieniędzy, ale wiem też, że jeśli przez trzy kadencje prezydentury Ryszarda Nowaka kasa dla Sandecji się znajdowała, to także za kadencji prezydenta Ludomira Handzla znaleźć się powinna! Rozumiem mechanizmy demokracji samorządowej i pojmuję prawa opozycji w Radzie Miasta do innej wizji, niż prezydencka. To w zasięgu jego ręki znajduje się klucz do miejskiej kasy i  każdy, kto spróbuje tę rękę ograniczyć w hojności, okaże  się wrogiem publicznym. W kwestii „być, albo nie być” Sandecji – dumy Nowego Sącza, Sądecczyzny i Małopolski, konkurenci polityczni w Radzie Miasta powinni podać sobie dłonie. Wierzę, że głównym katalizatorem pożądanego porozumienia będzie poseł Arkadiusz Mularczyk, z którego zdaniem opozycja w sądeckim samorządzie zapewne się liczy. Mam powody osobiste, uzasadniające  kibicowanie jego pomysłom, związanym z pryncypialną postawą wobec idei reparacyjnej – wyzwaniu rzuconym państwu niemieckiemu. Zaprawiony w działaniach przy liczydle mega-sum odszkodowań za wojenne zniszczenia, na palcach obu rąk wyliczy solennie wielkość niezbędnej pomocy miasta dla Sandecji.  Nie mam wątpliwości co do autentycznego afektu do klubu, wykraczającego poza status kibica, chodzącego na stadion dla zabicia czasu, którego Mularczyk nie ma prawa mieć! Tym bardziej nie wierzę, że uchyli się przed jasnym postawieniem sprawy na gruncie rodzinnym. Przyjdzie mu to bez trudu. Raz, bo pani Iwona M. w trakcie kampanii wyborczej do samorządu obiecała mi na Twitterze, że o Sandecji nie zapomni, także po wyborach. Dwa, pan poseł Arkadiusz też stanie w wyborcze szranki już na jesieni, więc dobrze wie, że na głosy kibiców może liczyć. Już dziś zobowiązuję się ich odpowiednio zmotywować!

Ryszard Niemiec*

* Autor jest prezesem Małopolskiego Związku Piłki Nożnej, w przeszłości redaktorem naczelnym m.in. „Tempa”, „Gazety Krakowskiej” i „Dziennika Polskiego”.

Pobierz bezpłatnie specjalne wydanie DTS Sandecja:

 

Reklama