Patron stadionu przy Kilińskiego

Patron stadionu przy Kilińskiego

Ojciec Władysław Augustynek co prawda urodził się w 1915 r. w Jaworznie-Szczakowej, ale całe swoje dorosłe, kapłańskie życie spędził w Nowym Sączu. Żeby było ciekawiej w rodzinie kolejarskiej i chyba tylko Opatrzność wiedziała, że rodzinom kolejarskim będzie towarzyszył do końca swoich dni.

Do śmierci 12 grudnia 1997 r. sporadycznie już jako wyświęcony w 1942 r. ksiądz miał krótkie epizody związane z Nowym Sączu w 1945 i 1958 r. ale na stałe osiadł tutaj w 1965 r. Zapisał piękną kartę w historii miasta. A swoistym symbolem jego popularności, sympatii był wręcz manifestacyjny pogrzeb 15 grudnia 1997 r. na Cmentarzu Komunalnym.

Ojciec Władysław Augustynek, jak na jezuitę przystało, był wszechstronnie wykształcony i pasjonował się wieloma dziedzinami życia. Pełnił swoją posługę kapłańską żarliwie, po misjonarsku, żeby nie powiedzieć wręcz po apostolsku. Uczył katechezy, głosił płomienne kazania, ale uważał też, że codziennym życiem, otwartością do bliźnich łatwiej im będzie zrozumieć historię Kościoła, istotę religii rzymsko-katolickiej. Temu służyła jego pasja sportowa, a konkretnie piłka nożna. Nie chodzi o to, że długie lata był kapelanem Sandecji, ale przecież był jej kibicem nieodpuszczającym żadnego meczu. Potrafiącym rzucić mocniejsze słowo w rodzaju – „sędzia kanarki doić” jeszcze czasach, kiedy zespół grał na tzw. Starej Sandecji. Tam też uganiał się za piłką z ministrantami, klerykami i różnej maści cywilami.

Na początku lat 90. w wolnej Polsce często wspólnie ze śp. red. Danielem Weimerem (podobnie bez pamięci zakochanym w Sandecji jak o. Augustynek) odwiedzaliśmy Go w jego jezuickiej celi przy kościółku kolejowym. To tam pisał stałe felietony do „Głosu Sądeckiego”, którym wówczas kierowałem. Pokój bardzo skromnie wyposażony, metalowa prycza, mnóstwo książek oraz gazet, no i szafka przesłonięta jakimś materiałem, a w niej korki piłkarskie, getry, spodenki i koszulki. Zwykle można tam było znaleźć też butelkę dobrego koniaku.

Rozmowy z ojcem Władysławem to była uczta intelektualna. Zawsze z poczuciem humoru jakąś wielką wrażliwością na ludzkie potrzeby. No i oczywiście dyskusje o Sandecji. Do legendy przeszły jego zachowania na boisku, pełne zaangażowania w grę, kiedy sam zakładał korki schowane za kotarą. Nie daj Boże, kiedy nie strzelił bramki lub któryś z zawodników źle podał mu piłkę. Tracił humor, a i rzucił grubym słowem. Wtedy tłumaczył, że to nie przekleństwo a porada, jak grać należy, a poza tym Pan Jezus też rozumie emocje i wybaczy mu!

Drugą pasją sportową o. Władysława był brydż, który nie tylko służył mu jako wydarzenie emocjonalne, ale okazja by porozmawiać o sytuacji religijnej, społecznej, politycznej w Polsce, bo wielkim patriotą wszak był. Kiedy głosił kazania na ten temat nieraz załamywał się mu głos, a w oczach pojawiały łzy.

Jakąż miałem tremę, gdy tuż po jego śmierci stanąłem przed radnymi by uzasadnić pomysł nadania stadionowi Sandecji imię o. Władysława Augustynka. Jak przedstawić tą nietuzinkową postać – szlachetną, wrażliwą, głęboko religijną i pełną pasji sportowej. 2 czerwca 2001 r. słowo ciałem się stało i Ojciec został patronem stadionu. Warto pamiętać o tej postaci, kiedy rozgrywane są tam mecze, bo o. Augustynek patrzy na nas z Nieba i trzyma kciuki za dobrą przyszłość Sandecji. I pewnie też za nowy stadion, którego jest patronem.

Specjalne wydanie DTS Sandecja:

 

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama