Wybuch powszechnego entuzjazmu

Wybuch powszechnego entuzjazmu

– Moje wspomnienia dotyczące Jana Pawła II, zaczynają się od wiadomości, która pojawiła się w 1978 roku. Zawsze wyjeżdżaliśmy o godzinie 5. do szkoły do Nowego Sącza. Pewnego dnia na dworcu autobusowym ustawiła się kolejka do kiosku po „Gazetę Południową”. Wszyscy czekali, żeby przeczytać informację, która ukazała się już wcześniej w mediach, że mamy Polaka papieża. Towarzyszyła nam wielka euforiarozpoczyna swoją opowieść Andrzej Grygiel, mieszkaniec Jasiennej w gminie Korzenna.

            – Społeczeństwo nie wyobrażało sobie wtedy, że może zmienić się system – mówi właściciel firmy Grand. – Myślenie ludzi było nakierowane na to, że system utworzony po II wojnie światowej może zmienić tylko wojna. Nikt sobie nie wyobrażał, że można żyć inaczej. Okazało się, że się da, dzięki powszechnemu zaangażowaniu.

 

Przemiany

Jak stwierdza Andrzej Grygiel, przemiany w Polsce następowały w dość pokojowy sposób. Powstała „Solidarność”, do której sam należał. Duży udział w tym, co się działo w kraju, miały słowa i działania papieża Polaka. Z perspektywy czasu mieszkaniec Jasiennej pozytywnie ocenia też wprowadzenie stanu wojennego, który był częścią przemian.

            – Stan wojenny zastał nas w Warszawie. Byłem z kolegami organizatorem wycieczki w ramach Związku Młodzieży Wiejskiej. To był czas, kiedy wszyscy protestowali, strajkowali. Dzień bez nowych postulatów był dniem straconym. Wszyscy żądali. Nie wiadomo od kogo, nie wiadomo dlaczego, ale żądali, bo to było modne. Wtedy z siedziby Zarządu Krajowego Związku Młodzieży Wiejskiej wyrzucaliśmy Komunistyczny Związek Młodzieży Polskiej, który ją po prostu zajął. To było 12 grudnia. Radośnie poszliśmy spać, a rano dowiedzieliśmy się, że wprowadzono stan wojenny. Na wszystkich mostach, rogatkach pojawiło się sie wojsko. W mieście były czołgi, działa opancerzone, patrole, a my na wycieczce. Pozwiedzaliśmy tylko trochę kościołów, bo wszystko inne było zamknięte. Po wielkiej dyskusji podjęliśmy decyzję, że wracamy. Po drodze widzieliśmy kolumny wojska i milicji ciągnące w stronę Warszawy. Nie da się tego zapomnieć.

 

Papieska wizyta

            – Jak dokładnie pamiętam moment wyboru papieża, tak dotarcia informacji o jego pielgrzymce na Sądecczyznę dokładnie nie kojarzę. Wybuchł jednak powszechny entuzjazm. Od razu organizowano spotkania, dyskusje na temat tego, kto w czym pomoże – opowiada biznesmen.

Andrzej Grygiel mocno udzielał się w tamtym czasie w życiu społecznym. Był członkiem rady gminy Korzenna. – Wizyta papieża, przygotowania, całe to przedsięwzięcie było pospolitym ruszeniem. Z każdej parafii wyjeżdżały osoby, żeby robić w Starym Sączu ogrodzenia. Ruszały całe zastępy osób do prac porządkowych, wolontariusze. To są rzeczy takie, które trzeba przeżyć, łącznie z samą wizytą.

Mieszkaniec Jasiennej mówi, że skutki wizyty Jana Pawła II widać do dziś. – W ramach współpracy wszystkich samorządów powstała inicjatywa pozostawienia Ołtarza Papieskiego, jako swoistych relikwii. Dziś Centrum Pielgrzymowania żyje. Wydawało się, że to trudne do zrealizowania przedsięwzięcie. Jednak dobra wola bardzo licznych ludzi i ofiarność sądeczan spowodowały, że to wszystko jest i dzisiaj służy – mówi.

            – Mamy do czynienia z namacalnymi efektami pontyfikatu Jana Pawła II i jego wizyty: świadomość i rozpowszechniona wiedza o naszym regionie, klasztor klarysek odnowiony przy tej okazji, rozwój nie tylko Sądecczyzny, ale całej wschodniej części Europy, poprzez dyplomatyczną działalność papieża Polaka, jego otwartość na spotkania ze wszystkimi ludźmi, także tymi, którzy myślą inaczej – dodaje.

 

Jan Paweł II w Starym Sączu

56-latek przyznaje, że dzień, w którym papież pojawił się w Starym Sączu, był niezapomnianym przeżyciem. – Podczas wizyty wszędzie było widać udekorowane domy, obejścia. Panowała euforia i święto, którego nie da się zapomnieć i którego powtórzenie chyba nie jest możliwe. To były czasy dużego autorytetu Kościoła, gdy był on zbratany ze społeczeństwem. Nawet ci, którzy nie wyznawali tej samej wiary, potrafili zarazić się tym optymizmem. Wspominam to z nostalgią – opowiada.

            – Z samej pielgrzymki najbardziej utkwiła mi w pamięci jedna rzecz – rzeka ludzi na ulicy Węgierskiej z bardzo ciasnym mostem na Popradzie. Dziś moglibyśmy powiedzieć, że groziło to katastrofą, bo ci ludzie się niemal tam stratowali, ale chyba Opatrzność nad tym czuwała – stwierdza Andrzej Grygiel. – Część ludzi szła torami, bo tam było luźniej niż na drodze.

            Andrzej Grygiel udał się do Starego Sącza z całą rodziną: żoną i małymi jeszcze wtedy dziećmi. Jak przyznaje, dziś przy tego typu zgromadzeniach pojawiają się obawy o bezpieczeństwo. W tamtych czasach nikomu jednak nie przyszło do głowy, że mogłoby się stać coś złego. – Nikt nie mówił, że takie zgromadzenie może być niebezpieczne. Po prostu żyliśmy w przeświadczeniu, że człowiek dla człowieka jest bratem. Nie było patrzenia przez pryzmat zawiści czy zazdrości. Była to epoka współpracy. To była era, kiedy ludzie się szanowali. Tej atmosfery najbardziej mi brakuje. Widzę, że w dzisiejszych czasach ludzie przechodzą do strefy komfortu i zaczynają być bardziej roszczeniowi, przestają szanować to wszystko, co zostało im dane – stwierdza.

Przyznam, że to było chyba jedno z największym moich przeżyć. Ta masa ludzi dawała dodatkową motywację, żeby aktywnie włączać się w to, co się w tamtym czasie działo – podsumowuje Andrzej Grygiel.

 

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama