Weekendowy powrót do przeszłości

Weekendowy powrót do przeszłości

Zapomniałeś już jak to było? No, jak to z czym? Jak to u nas było, w Polsce, za Twoim oknem, w drodze do szkoły, na osiedlu. Przecież nie musisz być bardzo stary, żeby to pamiętać, to przecież było tak niedawno. Jeśli Twoje dzieci nie mają pojęcia o czym mowa, może to być dla nich lekcja historii.

Zapraszamy dziś w krótką podróż sentymentalną. Do Rumunii. Masz mało wolnego czasu? To świetnie, bo z Nowego Sącza do Baia Mare nie ma nawet 400 km, więc na lekko przedłużony weekend będzie jak znalazł. Potrzebujesz żeby na chwilę wszystko wokół Ciebie zwolniło, żeby życie toczyło się w innym rytmie, nie popędzały Cię plany i terminy? Trafiłeś idealnie – już po przejechaniu słowackiej granicy, może gdzieś za Bardejowem zauważysz, że świat wcale już tak nie gna, jak jeszcze przed chwilą się wydawało. Poranna kawa najlepiej gdzieś na Węgrzech w przydrożnym barze, w parterowym domku, jak wszystkie inne mijane po drodze. Goście baru będą podejrzliwie patrzeć na Ciebie, bo możesz okazać się jedynym o tej porze dziwakiem, który poprosił o kawę, wszak tu wszyscy na śniadanie zamawiają piwo, wino, a jak są tylko przelotem, to nawet nie wyłączając silnika samochodu, proszą o setę czystej i jadą dalej.

No więc jeśli faktycznie zapomniałeś już przyjacielu jak to całkiem niedawno było, rumuńscy pogranicznicy (a w drodze powrotnej węgierscy) skutecznie Ci przypomną, że granica to nie są żarty i trzeba swoje odstać, nawet jeśli do stania nie ma żadnego powodu. I co z tego, że obydwa kraje należą do Unii Europejskiej. Strażnicy graniczni i celnicy snują się pomiędzy wyburzonymi już na innych granicach budkami, jak to było podczas pamiętnych wycieczek zakładowych do Czechosłowacji albo NRD. Najlepiej nie myśl o tym co widzisz, bo nic sensownego nie wymyślisz. Może nawet oni sami, ci w mundurach, nie wiedzą po co chodzą z jakimiś papierami od okienka do okienka, dlaczego stoją i patrzą gdzieś w dal, albo znikają z czyimś dowodem osobistym w budynku, żeby powrócić po kilkunastu minutach i bez słowa oddać dokument. Nie próbuj analizować, tego co się tutaj dzieje. Widocznie służy to jakieś racji stanu, a poza tym chciałeś zwolnić, więc po się wściekać, że ukradli Ci bezcenną godzinę, którą przecież można było poświęcić na jazdę rowerem po rumuńskich górach. Nadrobisz.

Baia Mare najlepiej potraktować jak punkt wypadowy po Marmaroszu, albo i nawet Bukowinie. Jeśli nie byłeś nigdy wcześniej w Rumunii, próbuj małą łyżeczką, smakuj, delektuj się, pozwól się uwieść, a jest duża szansa, że się zakochasz i już nigdy nie będziesz mógł się od tego uczucia wyzwolić. Zresztą po co się z niego wyzwalać, skoro będziesz się w tym stanie czuł wyśmienicie.

No więc teraz uderzymy z najgrubszego działa jakim dysponujemy na pokładzie: Rumunia jest – prawdopodobnie – najbardziej urokliwym zakątkiem Europy, jaki pozostał w wersji oryginalnej. I nawet jeśli ciśnie się nam tu na klawiaturę narzekanie, że Rumunia w zasadzie nie posiada infrastruktury turystycznej, tego co nazywamy bazą, produktem turystycznym, a nawet sensownie wytyczonych szlaków, to niebawem może się w głowie pojawić refleksja, czy to aby nie jest celowe działanie? To może właśnie dlatego, że turysta nie może czuć się tutaj szczególnie rozpieszczany, Rumunia pozostaje krajem niemal dziewiczej przyrody, ciągnących się po horyzont gór, których człowiek ciągle nie zabudował hotelami, wyciągami, szosami, sklepami, restauracjami i wszystkim tym, co ma turystę przyciągać. Rumunia jakby mówiła: turyści ok, ale raczej tacy, którzy spakują plecak, pójdą przed siebie przez las, góry i zanocują raczej w maleńkim pensjonacie klasy C, niż w czterogwiazdkowym hotelu.

Rowery wydają się tu idealne, pod warunkiem, że raczej zjedziemy z głównych tras i zapuścimy się w boczne drogi i na bezdroża. I tu możemy śmiało sparafrazować przysłowie: im głębiej w las, tym… Tym krajobrazy będą piękniejsze, kontakt z dziką przyrodą bliższy, a szanse na podróżowanie rowerem trasami, jakich próżno już szukać w innych częściach Europy, a nasze szczęście wzrastać będzie z każdym kilometrem. Ba, możemy śmiało założyć, że momentami asfaltowe nawierzchnie nagle będę przechodzić w drogi asfaltopodobne, albo w zwyczajne bezdroża. Najlepiej więc z góry przyjąć, że idealny będzie tu rower górski, klasyczna szosówka raczej takich eksperymentów nie przeżyje.

Baia Mare to świetne miejsce wypadowe w pobliskie góry. Dla rozgrzewki proponujemy przyjemną wspinaczkę na Pasul Gutai – z centrum miasta to ok. 33 km, ale za to w całości pod górę. Początkowo z delikatnym nachyleniem przez pobliskie miejscowości, ale kiedy skończą się ostatnie zabudowania, zacznie się prawdziwa wspinaczka w stylu alpejskim. Serpentyny wiją się przez gęsty las, co sprawi nam szczególną przyjemność jesienią – te kolory! Nawierzchnia idealna i średnie nachylenie ok. 7 procent będą raczej naszymi sprzymierzeńcami, więc nie pozostaje nam nic innego, tylko cierpliwie pokonywać kolejne kilometry w tempie, jakie uznamy za najlepsze dla nas. Mniej wytrwałych może dopingować świadomość, że niedługo będziemy zjeżdżać tą samą trasą, co będzie nie tylko nagrodą, ale frajdą niemal tak wielką, jak podjazd i świadomość pokonania solidnej karpackiej przełęczy. Szczyt na wysokości 987 m n.p.m. i tu może nas czekać lekkie rozczarowanie, jeśli będziemy oczekiwać przynajmniej możliwości wypicia kawy, albo posiedzenia na widokowym tarasie. Być może, ale w przyszłości, wszak kilkuosobowa ekipa budowlana niespiesznie krząta się wokół czegoś, co za jakiś czas stanie się hotelem i restauracją. Zjeżdżamy zatem i to będzie już czysta przyjemność, która zdecydowanie poprawi naszą średnią prędkość na liczniku.

Podobnie z wypadem do malowniczego Cavnic i dalej do lasu i w góry otaczające ten swoisty rumuński kurort. Z Baia Mare możemy zaplanować ponad 40 km podjazdu, ale za to od skrętu w Baia Sprie z głównej drogi czekają nas bajeczne widoki niewysokich górek i rozległa panorama. W samym Cavnic – pomieszanie miejscowości turystyczno-narciarskiej z poindustrialnym rumowiskiem – ciągnącym się kilometrami, będzie nam towarzyszyć życzliwość „kibiców” przesiadujących przed domami wzdłuż drogi. Momentami może być ciężkawo, ale za to nagroda nasza będzie wielka. Kawałek za Cavnic skręcamy w las – droga mocno wyboista i dziurawa – w kierunku Strambu-Baiut, aż do przełęczy na wysokość 1028 m n.p.m. Wytrwałym (a może nawet najwytrwalszym) możemy polecić jeszcze wjazd na leśne ścieżki i dalszą wspinaczkę szlakiem, jednak długimi fragmentami roweru nie będzie się nawet dało prowadzić, po prostu trzeba go będzie nosić. No i te śmieci. Trochę już od tego odwykliśmy, ale Rumunia jeszcze nie, więc nie dziwmy się, że nawet najbardziej urokliwe miejsca, gdzieś głęboko w górskim lesie, mogą się okazać „turystycznym wysypiskiem śmieci”.

Wojciech Molendowicz, Marcin Kałużny

Reklama