Trzy dziewczyny, jeden obraz, czyli co zostało z garażu?

Trzy dziewczyny, jeden obraz, czyli co zostało z garażu?

Piękne, młode, utalentowane, różniące się między sobą niczym żywioły. Poznały się w sądeckiej PWSZ, studiowały edukację artystyczną w zakresie sztuk plastycznych. Trzy osobowości, które połączyło malarstwo materii. Mają za sobą przygotowanie wspólnej wystawy pn. ,,Co zostało z garażu?”, a także poprowadzenie warsztatów. Poznajcie Marię Ptaszek, Marię Stachoń, a także Kingę – tym razem w nieco innej odsłonie. 

Podczas wczorajszych warsztatów wtajemniczały niewtajemniczonych w tajniki malarstwa materii, wskazywały, czym kierować się podczas malowania i udowadniały, że sztukę ogranicza tylko nasza wyobraźnia.

Ale po kolei, wróćmy do początku…

Kinga – nasza dziennikarka z artystyczną duszą oraz jej dwie koleżanki ze studiów: Maria Stachoń i Maria Ptaszek przygotowały wspólną wystawę ,,Co zostało z garażu?”. Nazwa nieprzypadkowa, gdyż wspólny obraz tworzyły u Marii Stachoń w garażu, poza tym, wszystko, co znajduje się w garażu, można wykorzystać w malarstwie materii. Wernisaż wystawy w Galerii Ê/A, przy Alejach Wolności 40 w Nowym Sączu odbył się 12 października bieżącego roku, poprzedziło go spotkanie z Alicją Lorek, która opowiedziała o samotnej podróży przez Filipiny.

Dziewczyny oprócz swoich prac indywidualnych stworzyły na wystawę wspólny obraz, złożony z trzech płócien, które zostały połączone w jedną całość.

– Niby jest spójny, ale na każdej części można dostrzec nasze indywidualności. Każda miała swoje płótno, ale pracowałyśmy nad nimi razem, by stworzyć jeden obraz. Każdy, kto odwiedzi wystawę będzie mógł dołożyć ,,coś” od siebie i odcisnąć swój ślad na naszej twórczości – dodaje Kinga.

Zdjęcia i filmy, które wykonały dziewczyny podczas powstawania obrazu, zostały wykorzystane w teledysku, do muzyki krakowskiego zespołu Empty Ashtray.

Kontynuacja tekstu pod teledyskiem.

Materia Żywiołu Marii Ptaszek

Trzy z czterech jej prac, które znalazły się na wystawie, to fragment pracy dyplomowej ze studiów magisterskich. Jest to cykl pod tytułem „materia żywiołu”.

– Prace przedstawiają zgeometryzowane żywioły: ziemi, powietrza i wody. Obrazy wykonałam łącząc elementy niemalarskie ze spoiwem. Czwarty obraz również przedstawia żywioł – ziemię. Użyłam do jego wykonania jedynie pigmentow, co odróżnia go od reszty – wyjaśnia Maria.

Jak przyznaje, w jej pracach pojawia się praktycznie wszystko: sól, ryż, kasza, groszek, dużo naturalnych elementów: liście, nasiona, patyki, kora drzew, piasek, beton, wata, gaza, nici, wosk, kartony, kleje itd.

– Raczej nie używam farb. Mam obraz, (nie został pokazany na wystawie), który ma przymocowane blachy  dość sporych rozmiarów. Czasami tnę płótna. Nie jest to akt wandalizmu, a raczej ,,szukanie” głębi, wychodzenie w przestrzeń. Czasami robię obiekty – dwustronne obrazy przedstawiające na przykład  dwa światy – dodaje.

Maria wyjaśnia, iż malarstwo materii daje swobodę, nie ma kanonów, których trzeba się trzymać, nie ma zasad których trzeba przestrzegać, nie jest też bardzo powszechne. 

– To wolność niczym nieograniczona. Myślę, że dlatego wybrałam taką właśnie technikę malowania – przekonuje Maria Ptaszek. 

Kinga i jej ,,Gołębnik” polewany rozpuszczalnikiem 

– Na wystawie oprócz nowszych prac można zobaczyć moją pracę dyplomową z 2015 roku. Nosi ona tytuł ,,Gołębnik” – wyjaśnia Kinga.

Jak przyznaje, inspiracją do jej powstania było połączenie systematyczności i pewnego rytmu dostrzegalnego w ułożeniu klatek oraz dynamizmu będących w ciągłym ruchu ptaków, które obserwuje się w gołębnikach należących do hodowców. Bogata materia powierzchni jej obrazu oraz nieoczywiste, ,,widmowe” przedstawienia skrzydlatych zwierząt przenikają się i uzupełniają. Stojąc przed pracą, można zastanawiać się, które kształty są ptakami, a które nie, lub też z założenia nie miały nimi być.
– Technika, jaką jest malarstwo materii, daje niemal nieograniczone możliwości. Widza zaskakiwać mogą rozmaite przedmioty współtworzące z farbą obraz. W tej konkretnej pracy wykorzystałam między innymi kleje, gazety, piasek, gips, plastikową siatkę, kawałki metalu, drewno, trociny, a nawet pety z papierosów. Obraz był też cięty, przypalany, czy polewany rozpuszczalnikiem – dodaje. 

Maria Stachoń – zainspirowana przyrodą 

Obrazy Marii Stachoń charakteryzuje format. Szerokość stanowi około 20 cm, a wysokość waha się od 150-250 cm. W sali głównej galerii można zobaczyć jej cykl prac w kolorystyce niebieskiej z bordowymi elementami. Jak zaznacza, powstały one głównie z gipsu wylanego na powierzchnię obrazu, uformowanego tak, aby przypominał tafle lodu na rzece, wśród których możemy dostrzec coraz bardziej geometryzujące się kształty.

– Niektóre obrazy zostały uzupełnione uschniętymi liśćmi, kawałkami blach, drutów. W sali obok natomiast można zobaczyć dwie inne moje prace, na których znalazły się formy, kształty przypominające kijanki, które stopniowo dążą do prostej formy. Natomiast obraz powstały specjalnie na tę wystawę jest silnie zgeometryzowany. Cała przestrzeń obrazu jest poprzecinana liniami, a każdy z otrzymanych kształtów wypełniony jest innym elementem. Na obrazie można znaleźć mech, lawę wulkaniczną, różnego rodzaju kasze, sól, zaschniętą szpachlę, wosk. Całość uzupełnia kolorystyka, którą otrzymałam poprzez odpowiednie łączenie się ze sobą kolorów, pigmentów – tłumaczy Maria Stachoń.

Jak przyznaje, inspiracje odnajduje w otaczającym ją świecie przyrody. W ciągu studiów poznała różne kierunki, nurty w sztuce i sposoby malowania. Szukała, tego, który będzie jej najbliższy i tak trafiła na obrazy Grupy Nowohuckiej. Urzekły ją prace Juliana Jończyka, Janusza Tarabula, Danuty Urbanowicz, Witolda Urbanowicza, Jerzego Wrońskiego. Odkryła, że można wyjść poza ramy, poza tradycję malarstwa i połączyć na płótnie obraz z rzeźbą, który wciąż pozostaje obrazem. Postanowiła spróbować i poświęciła się malarstwu materii.

– Malarstwo materii, to ciągłe poszukiwanie struktury, faktury, odpowiedniego materiału, aby pokazać to, co ma się zaplanowane. Nie przypadek, lecz konkretne działanie, które prowadzi do czystej formy obrazu – wyjaśnia Maria.

Sztuka ma wzięcie! 

Mimo, iż dziewczyny na co dzień robią zupełnie coś innego, bo obie Marie są nauczycielkami, a Kinga dziennikarką, to z przyjemnością w wolnych chwilach oddają się swojej pasji – malarstwu. Na wernisaż wystawy dziewczyn oraz spotkanie z podróżniczką Alicją Lorek przybyło mnóstwo osób.

– Bardzo cieszę się, że na wernisażu oraz rewelacyjnej prezentacji podróżniczki Ali pojawiło się tak wiele osób. Trudno opisać, jak miło było widzieć kolejne znane mi twarze pojawiające się z każdą minutą w Galerii E/A – mówiła Kinga, tuż po zakończeniu wernisażu.

Podkreślała, że współpraca z Mariami przy tworzeniu wystawy, a zwłaszcza wykonanie wspólnego obrazu, to wspaniałe doświadczenie i ma nadzieję, że w przyszłości czeka ich jeszcze sporo takich projektów.

– Dziękuję wszystkim: rodzinie, znajomym, członkom mojej redakcji, którzy zdecydowali się spędzić piątkowy wieczór z naszą twórczością. Dziękuję też wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do zorganizowania wystawy i wernisażu. Mam nadzieję, że nikt nie żałuję poświęconego czasu. Dziękujemy również panu Andrzejowi Nasciszewskiemu, opiekunowi galerii E/A, a zarazem naszemu dawnemu wykładowcy za możliwość zrobienia wystawy –  podsumowała artystka. 

Kto nie był, niech żałuje! Zapewniamy, że o tych dziewczynach jeszcze usłyszycie…

Poniżej fotorelacja z wernisażu wystawy oraz warsztatów przeprowadzonych przez dziewczyny. 

 

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama