To moje życie i ja mam na nie wpływ

To moje życie i ja mam na nie wpływ

Rozmowa z dr Martą Brachowicz – psychologiem, psychoterapeutą, wykładowcą Wyższej Szkoły Biznesu

– W jaki sposób pory roku wpływają na nas i na nasze samopoczucie?

Jesień, zima, chłody, deszcz, ciemne chmury, krótkie dni – wtedy człowieka często ogarnia tak zwany jesienny smutek. Robimy się senni, zmęczeni, spada nam energia, nie chce nam się wstawać z łóżka. Mamy mniejszy zapał, energię do pracy. Pogoda wpływa niekorzystnie na nasz nastrój.

Depresja sezonowa pojawia się w okresie jesienno-zimowym, a ustępuje w okresie wiosennym i letnim. Dostrzegamy, że nasze dotychczasowe funkcjonowanie uległo zmianie, byliśmy bardziej energiczni, a teraz objawy emocjonalne, poznawcze i fizjologiczne utrudniają nasze codzienne życie poprzez różne dolegliwości, czego często konsekwencją jest brak motywacji do działania. Pamiętajmy, że depresja to nie tylko obniżenie nastroju, ale i rozdrażnienie. Co jest bardzo istotne w diagnozowaniu depresji sezonowej – objawy utrudniają codzienne funkcjonowanie i trwają co najmniej dwa tygodnie, powtarzają się też cyklicznie przez minimum dwa lata. Oprócz złego nastoju wśród objawów znajdziemy spadek apetytu lub jego nadmiar, czy myśli samobójcze.

– Skąd właściwie wzięła się depresja sezonowa?

– W ciągu wieków nasz życie było bardzo mocno związane z naturą. Wiosną i latem człowiek był nastawiony na wzmożoną pracę, zdobywanie pożywienia, częste kontakty towarzyskie, czy też podróże. Natomiast jesienią i zimą przyroda zamierała, dzień stawał się krótszy, było mniej pracy i nasze samopoczucie naturalnie ulegało pewnemu uśpieniu, człowiek wpadał w taki „sen zimowy”.

Rozwój cywilizacji to zmienił. Teraz w naszym życiu wszystko jest zautomatyzowane. Przyśpieszyliśmy, staliśmy się nieuważni, żyjemy w pędzie i w biegu. Zaburzamy naturalny rytm człowieka, wydłużamy go, pijąc kawę, albo oświetlając nasz dom, żeby więcej pracować. Często dochodzi do zaburzenia, dzień staje się nocą, a noc – dniem. Chcemy być bardziej wydajni, czujemy presję czasu i otoczenia.

            Głównym powodem depresji sezonowej jest niedobór światła słonecznego, które dociera do naszej siatkówki. Kiedy jest szaro i nie ma słońca, stajemy się trochę jak leniwce, nic nam się nie chce i wszystko przychodzi z większą trudnością. Światło wpływa na procesy powstania i regulacji neuroprzekaźników, a także hormonów, które są niezbędne do codziennego funkcjonowania. Na przykład pod wpływem braku światła spada poziom serotoniny, a to dość istotne i wpływa na nasz nastrój. Z drugiej strony, podwyższa się wydzielanie melatoniny, czyli człowiek staje się bardziej senny i mamy takie trochę błędne koło, czyli mówiąc wprost: „najchętniej położyłbym się do łóżka, spał i nie wstawał, wtedy byłbym szczęśliwy, ponieważ nic mi się nie chce”.

– Ten rodzaj depresji dotyka każdego z nas, czy są ludzie bardziej na nią podatni?

Są to osoby między 20. a 40. rokiem życia, czyli te najbardziej aktywne, dodatkowo częściej kobiety niż mężczyźni. Podatne są też osoby uwarunkowane genetycznie lub takie ze zmniejszoną wrażliwością siatkówki oka na docierające do niej światło. W Europie 10-15 proc. ludzi choruje na depresję sezonową, a na przykład już na Alasce co czwarty człowiek. U kobiet są to kwestie hormonalne, ale też kobiety często wykonują więcej czynności w stosunku do mężczyzn. Nie dyskredytujmy tutaj mężczyzn, ale nawet badania mówią, że kobiety wiele rzeczy łączą, wykonują różne czynności na raz, a mężczyzna często potrafi się skupić tylko na jednej. Mówi się też o tym, że mężczyźni lepiej radzą sobie ze stresem. Kobiety często analizują sytuację stresową, upatrują podwójnego dna. Często dla mężczyzny już problemu nie ma, a kobieta jeszcze się zastanawia, co by mogła zrobić.

– Jak zapobiegać sezonowej depresji? Czy mija ona od razu z nadejściem wiosny?

– W jesienno-zimowe miesiące nie powinniśmy brać na siebie zbyt wielu zadań. Wiadomo, jest to bardzo abstrakcyjne i idealistyczne, bo żyjemy w kulturze z takim rozwojem gospodarczym i tendencją rywalizacji, że ciągle dążymy do przodu i często gubimy siebie. Nie słyszymy swojej intuicji, przestajemy być uważni na to, co mówi nasz organizm. Boli nas głowa, to najczęściej bierzemy tabletkę, a nie zadajemy sobie na przykład pytania: ile litrów wody wypiliśmy. Człowiek potrafi się oszukiwać, usprawiedliwiać, żeby tylko powiedzieć, że nadal funkcjonuje na takim poziomie, na jakim funkcjonował latem czy wiosną.

            Podczas przesilenia zimowo-wiosennego też może występować zmęczenie. Jakby to porównać do natury – człowiek się budzi. Musi mieć trochę takiego falstartu, żeby wpaść na odpowiednie tory. Bardzo istotne są spacery, jakakolwiek aktywność, która będzie powodowała produkcję endorfin. Drugą ważną rzeczą są witaminy, które powinniśmy brać. Warto na przykład się przebadać i stwierdzić jaki mamy poziom witaminy D, czy też witamin z grupy B, które wpływają na funkcjonowanie układu nerwowego. Niektórzy stosują aromaterapię. Dobre jest też unikanie ciemnych pomieszczeń, regularne ćwiczenia fizyczne, spacery w dni słoneczne.

– Czy w jakiś sposób możemy się przygotować na wiosnę, na zwiększoną aktywność?

– Z pacjentami robimy tak zwany list na pochmurne dni. Polacy są pesymistami i często wszystko widzą w barwach czarnych, dlatego pracujemy nad tym, co zrobić, kiedy ta słynna chandra nas dopada. Zadzwonić do koleżanki, iść do kina, na spacer, porozmawiać z kimś. Często w wyniku depresyjności odcinamy się od ludzi, więc to też jest bardzo ważne.

Jeśli mamy większą świadomość, większą wiedzę, to tak naprawdę możemy pracować cały rok nad tym, aby zmiany pór roku na nas nie działały. Na przykład wstaję rano i robię kilka przysiadów, wstaję powoli, jem śniadanie bez biegania z kanapką po pokoju. Jeśli jesteśmy rano podenerwowani, to już cały nasz dzień jest taki. Warto wstać dziesięć minut wcześniej i na przykład zrobić sobie ulubioną herbatę. Jeżeli nasze dni będą znormalizowane, będzie czas na odpoczynek, relaks, pracę, spotkanie ze znajomymi, to tak naprawdę nasze życie będzie w równowadze.

– Gdzie możemy szukać motywacji do działania, żeby w jakiś sposób się „ogarnąć” i iść do przodu?

– To trudne pytanie, bo to zależy od nas. Każdy z nas ma takie sytuacje, że trudno wyjść z domu –„,aaa nie pójdę, dzisiaj tego nie zrobię, nie chce mi się”. Kiedy już powiemy „idę”, to później myślimy „dobrze, że poszedłem”. Zmienia się od razu perspektywa.

Często w rozmowach z pacjentami słyszę: „mam taką koleżankę i razem chodzimy na kijki. Jak mi się nie chce, to ona mnie wyciąga”. Często pacjenci mówią też, że motywuje ich to, że kupili karnet. To jest taki super motywator zewnętrzny, ale pamiętajmy, że to my decydujemy. Jeśli ja nie powiem, że to moje życie i ja mam na nie wpływ, a nie inni, to tak naprawdę w pewnym momencie motywacja zewnętrzna nie zadziała. Powiem Zosi, Krysi i Markowi, że dzisiaj się źle czuję i nie pójdę. Nagle jutro nie idę, pojutrze też nie i już w ogóle nie idę. To my odpowiadamy za swoje życie i to, czy ja dzisiaj pójdę na spacer, czy wstanę dziesięć  minut wcześniej i spokojnie zjem śniadanie, to jest tylko mój wybór.

 Twoje zdrowie jest dla nas ważne – przeczytaj więcej – kliknij i pobierz bezpłatnie cały numer:

 

Reklama