Teraz, teraz, teraz. Niewidzialna więź

Teraz, teraz, teraz. Niewidzialna więź

Myśli na skraju niepewności i niezadowolenia towarzyszą mi od zawsze. I cudownie, że tak jest. Ileż to razy zasypiałem obok spokoju, z wiarą i nadzieją, by po przebudzeniu znaleźć proch i resztki kości na prześcieradle. Kiedy zaś balowałem całą noc z wątpliwościami, rano odnajdowałem zawiniątko z roześmianym bobasem.

Ewa Novel podarowała mi kolejny wspaniały prezent – i znowu trafiony. „Niewidzialna więź” to ten rodzaj utworu, który słucha się sercem, który jest jego biciem, który dotyka i jest dotykiem. Magią od pierwszego do ostatniego zasłuchania. Ale który ze względu na nabity drzazgami kontent, zawrócił mnie do momentu szczególnego, którego nie sposób tak po prostu strącić z pamięci. 9 lipca 2021 roku. Amfiteatr Parku Strzeleckiego. „Tribute to Niemen”. To tam i wtedy zaliczyłem totalny emocjonalny nokaut imponującą interpretacją „Terra Deflorata”. Stałem w fosie – pstrykałem fotki, ale akurat przy Novel jakoś nie mogłem. Nie dało się. Wtedy też po raz pierwszy doświadczyłem sytuacji, kiedy artysta kończy, schodzi i widać ten przeogromny wysiłek – te liny i bloki skalne, te wagony z węglem. Czy było warto? Oczekiwania wszystkich spełnione z naddatkiem, ale czy wobec samej siebie?

Myśli na skraju niepewności i niezadowolenia towarzyszą mi od zawsze. I cudownie, że są. To właśnie w wątpliwościach tkwi clou prawdziwej relacji między prawdziwym autorem a prawdziwym dziełem, prawdziwym artystą a prawdziwą publicznością. Dzięki nim można tworzyć, doskonalić się, tańczyć na grobach wczorajszych pragnień i iść dalej. Osobno i razem. Chcąc i nie chcąc. Tak i nie.

Więcej felietonów przeczytasz w najnowszym wydaniu DTS – kliknij w link i czytaj za darmo:

 

Reklama