Tadeusz Natanek przepłynął katamaranem Atlantyk

Tadeusz Natanek przepłynął katamaranem Atlantyk

Tadeusz Natanek, Martynika

Rozmowa z żeglarzem kapitanem Tadeuszem Natankiem

– Witamy w rodzinnym Nowym Sączu po dłuższej przerwie. Przypomnijmy – od 30 lat mieszka Pan w Kanadzie?

– Tak, od 30 lat mieszkam i pracuję w Kanadzie. Z zawodu jestem lekarzem weterynarii, żeglarstwo jest moim wielkim hobby. Jeżeli akurat nie pracuję, to pływam.

– I tęsknię za Nowym Sączem…

– Zawsze chętnie wracam do Nowego Sącza, to jest moje wspaniałe miasto, w którym się świetnie czuję. Mam tu rodzinę, przyjaciół i tak naprawdę zawsze sercem jestem w Nowym Sączu.

– Niedawno odebrał Pan nagrodę żeglarską za rejs roku 2020 piętnastometrowym katamaranem „Promyk” na trasie z Toronto do Kołobrzegu. Gratulację, bo to duży wyczyn.

– Muszę skromnie powiedzieć, że ja nie traktuję tego jako wyczynu. Może inni widzieli w tym wyczyn, dla mnie to była raczej rodzinna wyprawa. Marzeniem moim i mojej rodziny było, żebyśmy razem gdzieś popłynęli z żoną i z dwójką dzieci. A sytuacja zmusiła nas, że zdecydowaliśmy się przepłynąć samodzielnie przez Atlantyk, bo lockdown covidowy zastał nas na Martynice. Czekaliśmy, aż będzie można uciec gdzieś przed huraganami, ale większość tych miejsc, gdzie można uciec z Karaibów, była wciąż zamknięta, więc zdecydowaliśmy, że po prostu popłyniemy do Polski.

– Czyli przepłynięcie taką – przepraszam – łupinką przez ocean to nie wyczyn tylko rodzinna wycieczka. Myślałem, że na rodzinny piknik to można sobie pożyczyć łódkę nad jeziorem Rożnowskim, ubrać załogę w kapoki i popływać przez kilka godzin. Pan zamustrował rodzinę na katamaran i przepłynęliście Atlantyk. To chyba jednak wyczyn.

– W pewnym sensie. Uprawiam żeglarstwo już od ponad 40 lat i to nie była nasza pierwsza rodzinna wyprawa. Dzieci już żeglowały po Pacyfiku na „Nektonie”, zbudowanym przez nas jachcie, i to też była wycieczka. Oczywiście nie było tak, że niczego się nie obawiałem. Zawsze jak się wypływa na ocean, to trzeba być przygotowanym na różne ewentualności i dla mnie jako kapitana nie było lekko wsiąść i popłynąć. Zawsze jest jakieś ryzyko. Ale ryzyko istnieje również, gdy się jedzie autostradą samochodem. Generalnie więcej ludzi ginie w samochodach niż topi się na jachtach i można popatrzeć na to z tej strony.

– Jakby Pan pojechał z Nowego Sącza do Krakowa to tych samochodów jadących w jednym i drugim kierunku będzie troszkę więcej. Ile Pan spotkał na Atlantyku takich katamaranów z rodzinnymi wycieczkami? (…)

Całą rozmowę przeczytasz w najnowszym numerze „Dobrego Tygodnika Sądeckiego”:

DTS 10 czerwca 2021 online

Reklama