Stanisław Kogut: Czuję wewnętrzną potrzebę pojednania się..

Stanisław Kogut: Czuję wewnętrzną potrzebę pojednania się..

Nie żyje były senator Stanisław Kogut

18 października 2020 r. zmarł były senator Prawa i Sprawiedliwości Stanisław Kogut. Dzień pogrzebu społecznika ze Stróż był wybitnie smutny i przygnębiający. Nie tylko epicentrum covidowej pandemii, ale również deszczowa, jesienna pogoda…

Dzisiaj mijają dwa lata od śmierci jednego z najbardziej rozpoznawalnych i popularnych współcześnie sądeckich polityków. I nawet jeśli Stanisław Kogut budził skrajne emocje, to dwa lata temu nie było chyba sądeckiego domu, w którym by Go nie wspominano. Najczęściej dobrze. Bo dobrze o zmarłym Stanisławie Kogucie mówili nawet jego polityczni przeciwnicy, którzy na co dzień konkurowali z nim o poparcie i wyborcze głosy. A w ilości zdobywanych głosów Stanisław Kogut bił prawdziwe rekordy, które trudno będzie komuś kiedykolwiek pobić.

Dzisiaj, w drugą rocznicę śmierci byłego senatora, przypominamy tekst, który ukazał się wówczas na naszych łamach. Stanisław Kogut w jednej ze swoich oficjalnych ostatnich wypowiedzi, bardzo pięknie podsumował wiele lat swojej publicznej i społecznej działalności. Ujął to w jednym zdaniu, które było tytułem naszego wspomnieniowego tekstu: „Nie żywię do nikogo urazy”. Wiele osób chciałoby się tak pożegnać…

Nie żywię do nikogo urazy…

Stanisław Senator Kogut był człowiekiem z krwi i kości. Miał wady i zalety, jedni go lubili, inni nie mogli ścierpieć. Jedni podziwiali za skuteczność, inni mu zazdrościli nawet tego nie kryjąc. Czyli wszystko było jak to w życiu – słodko-gorzkie. Aż do wczoraj. Od niedzieli wieczór nie ma chyba nikogo na Sądecczyźnie, kto nie wspomniałby o Jego śmierci. Jest ktoś, kto nie zna nazwiska Stanisław Kogut? Jego śmierć poruszyła opinię publiczną. Ciepło wspominają go nawet ci, którzy przez lata zasadniczo różnili się ze śp. Stanisławem Kogutem. Nie tylko w politycznych poglądach, ale również w metodach działania. To przeszłość. Dzisiaj ludzka pamięć i słowa jakie padają, są najprawdziwszym świadectwem o człowieku. Należy wierzyć, że świadectwem absolutnie szczerym, bez względu na jak wysokim szczeblu dzisiaj padają.

*

Najważniejsze są chyba jednak opowieści bezimiennych Sądeczan, jakich przez lata można było usłyszeć dziesiątki jeśli nie setki. Ludzie zawsze szli do Senatora jak w dym. Z najróżniejszymi sprawami. Dla nich oczywiście najważniejszymi, dla polityków jednymi z bardzo wielu. Dla Stanisława Koguta każda sprawa była ważna. Szczególnie prośby ludzi bezbronnych, słabo radzących sobie z życiowymi problemami miały dla Niego najwyższy priorytet. Senator cierpliwie słuchał każdego, potem chwytał za telefon i dzwonił. Dzwonił do wszystkich świętych – do doktorów, profesorów, ordynatorów, prezesów, ministrów. Znał każdego – a jak nie znał, to znał kogoś kto ich zna – i nigdy nie miał skrupułów prosić o interwencję w czyjejś sprawie – pilnej operacji, albo pochylenia się nad jakimś nierozwiązywalnym dotychczas problemem. Nie zapisywał terminów i spraw w elektronicznym organizerze. Nie zapisywał ich nawet w zeszycie w kratkę. Po prostu wydzwaniał gdzie się dało, nawet gdyby miał przerwać jakiemuś ministrowi ważne spotkanie. Kogut wchodził drzwiami, albo oknem i nic sobie nie robił z komentarzy, że czasami brakuje mu w wyczucia w takich sytuacjach. Przecież ludzie i ich problemy byli najważniejsi.

*

Stanisław Kogut tak pojmował swoją służbę. Nawet jeśli brzmi to niemodnie albo niewiarygodnie w dzisiejszych czasach. Bo Senator był trochą niemodny. Na swoich dyżurach w Stróżach albo Nowym Sączu litrami wypijał herbatę. Zawsze podawaną w szklance, zawsze przy pustym stole. Nie gromadził dokumentów, prawdopodobnie nawet ich specjalnie nie czytał. Po prostu brał telefon i dzwonił. Uważał, że skoro sto tysięcy ludzi oddaje na niego swój głos, to on musi zająć się stoma tysiącami spraw, choćby trzeba w tych sprawach wykonać sto tysięcy telefonów. Jak znajdował na to czas? Jak to robił, skoro ponoć był na bakier z obsługą spisu numerów w swoim telefonie? To jeden z mitów jaki po sobie pozostawił. Nie ma dziś sensu dociekać czy prawdziwy. Kiedy był w drodze do Warszawy, jego telefon potrafił być godzinami zajęty.

*

Przez wiele ostatnich miesięcy Stanisław Kogut czekał na sądowy finał sprawy o korupcję. Oskarżenie o nadużycia nie zdążyło trafić do sądu. Dzisiaj w sprawie swoich domniemanych albo rzeczywistych uczynków Stanisław Kogut zdaje rzecz przed Sądem Najwyższej Instancji. I tylko tam już usłyszy werdykt – winny czy nie. Sprawa korupcji, którą mu zarzucano, i z powodu której był zatrzymany, odcisnęła bardzo mocne piętno na jego zdrowiu przez ostatni rok. Zadeklarowany od wielu dekad abstynent prowadzący niezwykle higieniczny tryb życia zapadał na kolejne choroby, włącznie ze śmiertelnym zawałem serca w niedzielne popołudnie. Bardzo mocno przeżył toczące się postępowanie i stawiane mu zarzuty.

*

I jak to zwykle w życiu Senatora bywało opinia publiczna w ocenie tej sytuacji też okazała się podzielona. 50 tysięcy osób oddało na Niego głos w ostatnich wyborach parlamentarnych przed rokiem, dając tym samym wyraz, iż nie wierzą w jego winę. Niemal dokładnie tyle samo dotychczasowych wyborców Koguta miało co do tego wątpliwości, wskazując na innego kandydata. Koniec politycznej oraz publicznej działalności (Kogut już wcześniej wyłączył się z pracy w założonej przez siebie fundacji i z klubu parlamentarnego), które nastąpiły w fatalnej atmosferze, okazały się na dłuższą metę zabójcze dla człowieka pracującego przez całe lata na najwyższych obrotach. Aktywność Stanisława Koguta została nagle wygaszona o 99 procent. Równie dobrze jego organizm można było pozbawić dopływu tlenu. A przecież przez ostatnie lata można było odnieść wrażenie, że Senator jest wszędzie jednocześnie. Nie było spotkania, posiedzenia, sesji, uroczystości, otwarcia, zamknięcia, wmurowania i oddania do użytku bez udziału Koguta. Nie było tygodnia bez konferencji prasowej w biurze przy ul. Pijarskiej, nawet gdyby na tej konferencji powtarzał tylko to, co dzień wcześniej powiedziano w Warszawie. Nie opuszczał Stanisław Kogut żadnej uroczystości w gminach, sołectwach i parafiach regionu. Potrafił w weekend odwiedzić kilkanaście takich uroczystości bez względu na ich rangę. Do legendy przejdzie Jego udział w pewnej strażackiej uroczystości nieopodal Grybowa w upalne niedzielne południe. Było tak gorąco, że na widowni walczyło z udarem słonecznym ledwie kilka osób. Ale Senator niezmordowanie na scenie w garniturze i krawacie ściskał ręce strażakom. Tymi wizytami zresztą tłumaczono fenomen jego popularności w regionie i rekordowe wyniki wyborcze. Zawsze był tam, gdzie go zapraszano, nie odmawiając nikomu, nawet gdyby miał się pojawić ledwie na kilka minut. Ludzie cenili, że ich nie lekceważy. Wielu potem przyjeżdżało do biura senatorskiego z prośbą o pomoc.

*

Celowo w pierwszym zdaniu napisaliśmy o zmarłym Stanisław Senator Kogut, wszak „senator” to było jego drugie imię. Mówiłeś senator – myślałeś Kogut. W XXI wieku stał się synonimem politycznej stałości w regionie. Bez względu na to, jaka formacja znajdowała się akurat u władzy, Kogut zawsze zgarniał całą stawkę. Lubił grać o pełną pulę – jeśli budował w Stróżach kolejne obiekty służące niepełnosprawnym, śmiertelnie chorym, wymagającym rehabilitacji – to wszystko musiało być z największym rozmachem. Kiedy wymyślił sobie, żeby z wiejskiego klubu piłkarskiego zrobić lokalny Real Madryt, to ściągał z całej południowej Polski piłkarzy i trenerów gotowych realizować plan wiceprezesa Kolejarza Stróże. Ambicjami budowania piłkarskiej potęgi narażał się na każdym kroku. Pewnie nie ze złej woli, ale z emocjonalności, która często wyprzedzała chłodną kalkulację i podpowiadała mało parlamentarne zachowania. Najgłośniejsze to niewybredne uwagi wykrzykiwane do sędziego meczu w Stróżach i nagrane przez kogoś telefonem. Kiedy klubowi ze Stróż powodziło się w I lidze dużo lepiej niż sąsiedniej Sandecji, zaproponował, by dumę Nowego Sącza… przyłączyć do Kolejarza. Kto znał Senatora ten wiedział, że w ten sposób chciał raczej pokazać sądeckim działaczom, że w maleńkich Stróżach można coś zrobić, a w wielkim Nowym Sączu króluje bezwład organizacyjny i narzekanie.

*

Podobnie zresztą budował swoją pozycję polityczną, co chyba w pewnym momencie wymknęło się spod kontroli Senatora. Stanisław Kogut uznał bowiem, iż jedne z najlepszych w skali kraju wyników wyborczych dają mu przepustkę do kierowana regionalnymi strukturami Prawa i Sprawiedliwości. W polityce chyba jednak panuje dużo ostrzejsza rywalizacja i inne reguły gry niż we wspomnianej piłce nożnej, czego w swoim apetycie w działalności publicznej Senator nie brał pod uwagę. Dużo później najdzie Go refleksja, że chyba jednak w wielu sprawach niepotrzebnie mocował się ze światem, powiedział kilka zdań za dużo, albo tonem niekoniecznie odpowiednim. Sam to poczuł, albo ktoś Mu wytłumaczył. To wtedy wydał głośne oświadczenie, w którym przeprasza za niektóre swoje zachowania. W kwietniu 2018 r. czyli dwa miesiące po postawieniu Mu zarzutów korupcyjnych przez katowicką prokuraturę napisał zaskakujący list:

„(…) Ja Senator RP Stanisław Kogut czuję wewnętrzną potrzebę pojednania się z każdym, kogo w jakikolwiek sposób obraziłem czy uchybiłem jego godności. Trudny dla mnie czas zaowocował głęboką refleksją i spojrzeniem z innej perspektywy na ludzi, z którymi nie zawsze się zgadzałem (…) Wrodzona impulsywność często brała górę nad zdrowym osądem i mogła niejednokrotnie wyrządzić przykrość. Dlatego też zwracam się z gorącą prośbą do wszystkich, którzy chowają w swoim sercu jakąkolwiek urazę w stosunku do mojej osoby o wybaczenie. Jednocześnie zapewniam, że ja nie żywię do nikogo żadnej urazy (…)” – pisał w swoim oświadczeniu.

*

Te słowa sprzed dwóch lat nigdy wcześniej nie były tak aktualne jak dzisiaj. Dobrze, że wówczas zostały wypowiedziane. Pewnie nie tylko dlatego tak wiele dobrych słów pada teraz pod adresem Zmarłego Stanisława Koguta. W pełni na nie zasłużył, bo dobro które wyświadczył przez lata niezliczonym rzeszom ludzi wraca dzisiaj do Niego i wracać będzie jeszcze długo. Senator Kogut zostawił po sobie namacalny ślad na Ziemi. Najlepiej jak potrafił wykorzystał swoje talenty, by nieść ludziom pomoc, radość i ulgę w cierpieniu. Maleńkie Stróże koło Grybowa, przed laty podrzędna stacja przesiadkowa na peryferyjnej trasie kolejowej, dzięki Niemu zmieniła swoje oblicze. Od niedzieli zmienił się również pejzaż Stróż. Na zawsze zniknęła z niego charakterystyczna sylwetka mężczyzny z gęstą siwą czupryną maszerującego z aktówką jedynym chodnikiem w miejscowości.

Przeczytaj również:

Sądecczyzna pożegna Jakuba Bocheńskiego. Na pogrzebie zamiast kwiatów – datki na cel dobroczynny

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama