Srebrny medal „złotej jedenastki” Kazimierza Górskiego

Srebrny medal „złotej jedenastki” Kazimierza Górskiego

mundial

Grzegorz Lato w głównej roli

Rok 1974 i cała pierwsza połowa tej dekady w Polsce, to bodaj ostatnia pora, kiedy społeczeństwo wykrzesało z siebie wiarę w socjalizm, w którym da się godnie żyć. Partyjnej ekipie rządzącej krajem przewodził I sekretarz Komitetu Centralnego PZPR Edward Gierek, człowiek w młodości ukształtowany na emigracji we Francji i Belgii, władający językami, łudzący się, że znajdzie sposoby aby rozluźnić więzy podległości wobec Związku Radzieckiego.

Śląska dominacja w lidze

Zainicjował współpracę z zachodnimi państwami i przedsiębiorcami ściągając do polskiego przemysłu najnowsze technologie, zaciągając, niestety, trudnospłacalne kredyty w zachodnich bankach. Rozluźniony  reżim paszportowy pozwolił obywatelom na wyjazdy nie tylko do strefy Krajów Demokracji Ludowej. Ekipa rządząca, kadrowo oparta o działaczy ze Śląska, mocno popierała sport, a zwłaszcza futbol, czego regionalnym odzwierciedleniem była obecność w sezonie 1974/75 aż siedmiu drużyn z województwa katowickiego w naszej ekstraklasie piłkarskiej! W sezonie poprzedzającym finały mistrzostw świata w Niemczech w 1974 r., mistrzostwo Polski zdobyła wschodząca siła polskiego futbolu klubowego  – Stal Mielec. W rok później kontratak śląskiego tandemu Ruch Chorzów  – Górnik Zabrze zepchnął mielczan na 3. miejsce, za nimi uplasowały się Legia i Wisła. Pilny obserwator zmagań ligowych, trener drużyny narodowej Kazimierz Górski, nie pokusił się zmontować ekipy jadącej do RFN wyłącznie z piłkarzy śląskich. Miał bowiem zakodowaną rolę tercetu mieleckiego w zdobyciu awansu Polski do światowego czempionatu, na co czekaliśmy od roku 1938! Szczególnie zdobyta tam bramka oznaczała upragniony awans.

Kasperczak – Lato – Domarski

Przypomnijmy zatem akcję z 57. minuty pamiętnego spotkania na londyńskim Wembley… Zaczął Henryk Kasperczak, odbierając Anglikom piłkę przy bocznej linii, w lewej strefie boiska na naszej połowie. Natychmiast uruchomił klubowego kolegę Grzegorza Lato, który ściął do środka placu, zbliżając się do „szesnastki” Anglików. W tym czasie miała miejsca krzyżówka, czyli wymiana miejsc z wbiegającym na zwolnioną przez mieleckiego skrzydłowego pozycję. Tym sposobem Robert Gadocha rozrzedził szyki defensywne gospodarzy, widząc jak wbiega w pole karne niekryty Jan Domarski… Lato piłkę zaadresował właśnie do niego, a ten bez namysłu uderzył celnie pod pachą rozpaczliwie interweniującego Shiltona. Tak powstała legenda spiętego grzbietu angielskiego bramkarza, upowszechniana na Wyspach Brytyjskich. U nas ma status startowego wystrzału, dającego sygnał Polakom do marszu ku  światowej elicie piłkarskiej. Wprawdzie ponoć sam Domarski przewrotnie odbrązawiał tamtą sytuację, powiadając, że  piłka od Laty „przyszła, zeszła i weszła”, ale jego grepsu nie należy traktować serio. Był i jest prześmiewczym wymysłem warszawskich dziennikarzy sportowych, przy każdej okazji starających się pomniejszyć wkład stalowców w sukcesy reprezentacji.

Pod taką presją początkowo uginał się sam Kazimierz Górski nie zabierając przyszłego króla strzelców MŚ na dwutygodniowe tourne kadry po USA i Kanadzie. Kiedy więc przyszło do sekretariatu Stali powołanie Grześka do reprezentacji na mecz w Warnie z Bułgarami – sprawdzian przed wyjazdem do Londynu  – Lato pokazał PZPN, gdzie się zgina dziób pingwina (do narodzin gestu Kozakiewicza pozostało jeszcze parę lat). Najwyższe czynniki polityczne Rzeszowszczyzny stanęły na głowie, grożąc prezesom Stali  -dyrektorom zakładu opiekuńczego klubu  – Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego – dymisjami i nakazując za wszelką cenę rozeźlonemu piłkarzowi wyperswadować odmowę wyjazdu do Bułgarii. Piłkarz dał się namówić, do Warny poleciał, strzelił dwa gole, ale zaufanym ludziom zadał pytanie, gdzie są ci, co na bankietach w Ameryce łykali do kieszeni zwitki dolców od Polonusów?

Wolę pijanego Gorgonia, niż trzeźwego Ostafińskiego

A potem  było Wembley. Przyszły „Trener Tysiąclecia” drużynę na Weltmeisterschaft oparł na składance właśnie graczy Stali (Lato, Kasperczak, Domarski), Legii (Ćmikiewicz, Deyna, Gadocha), Wisły (Musiał, Szymanowski, Kapka, Kmiecik), Górnika (Gorgoń, Szarmach), ŁKS (Tomaszewski, Bulzacki) i Ruchu… raptem (Maszczyk). Nie tylko na Śląsku podniosły się protesty przeciwko zostawieniu w domu stopera chorzowskiego Mariana Ostafińskiego, na co pan Kazimierz replikował po swojemu:  – „Wolę pijanego Gorgonia, niż trzeźwego Ostafińskiego”. Widocznie miał rację, bo nasza defensywa od pierwszego meczu z Argentyną spisywała się na miarę oczekiwań. Przypadła nam grupa niełatwa, bo oprócz silnych Argentyńczyków, o dwa miejsca awansujące, ubiegali się Włosi – wicemistrzowie świata z mundialu meksykańskiego 1970. Bez szans pozostawali reprezentanci Haiti, aliści w meczu z Włochami nie tylko utrzymali do przerwy wynik bezbramkowy, ale i wyszli na prowadzenie. W końcu  przegrali 1-4, zaś  Polska ograła Argentynę, 3-2. Dwie bramki dla nas zdobył -któżby inny – Grzegorz Lato! Konto bramkowe potrzebne do sięgnięcia po koronę króla strzelców turnieju, podreperował w następnym spotkaniu z drużyna Haiti, której zaaplikowaliśmy siedem bramek, wygrywając 7-0. Kolejne dwie zapisał sobie właśnie Lato, w tym momencie wysuwając się na czoło tabeli strzelców. Kiedy Włosi zremisowali 1-1 z Argentyną, nasz mecz z nimi mógł zadecydować o ich dalszym losie. W razie porażki mogli odpaść z dalszej gry. Przy wygranej z nami albo remisie grali dalej. Finansowa podpórka dla Polaków z kieszeni piłkarzy Argentyny mogła naszych zmotywować do wyeliminowania Włochów. Pozostanie tajemnicą tego mundialu, czy rzeczywiście doszło pomiędzy  zawodnikami obu drużyn do jakichkolwiek pertraktacji w sprawie ustawienia tabeli dającej zespołowi z Buenos Aires przejście do następnego etapu rywalizacji turniejowej. Według rewelacji, którą po wielu latach wyznał Grzegorz Lato, argentyńscy kadrowicze zrzucili się w imię zmotywowania Polaków, a pieniądze przekazali Robertowi Gadosze. Ponieważ jak dotąd żaden z zawodników nie potwierdził, że dotarły one do jego kieszeni, zaszła obawa, że nasz lewoskrzydłowy wraz ze wspólniczką – własną żoną, kasę zwyczajnie zajumali. Definitywne zerwanie wszelkich kontaktów Gadochy z kolegami, zdaje się potwierdzać owo domniemanie. No, ale podczas opisywanego turnieju sprawa nie wyszła na światło dzienne, z czego wynika, że zwycięstwo 2-1 z Italią okazuje się czyste, jak włoskie niebo nad  Sorento. W tym spotkaniu Lato bramki nie zdobył, zostawiając amunicję na dalsze, poważniejsze wyzwania.

Mecz na wodzie

Polacy szli jak burza, stając się rewelacją turnieju. Pierwsi na drodze do strefy medalowej stanęli nam Szwedzi. Obok nich spotkaliśmy w grupie gospodarzy turnieju – Niemców, oraz Jugosłowian. Szwedzi ustąpili pola dzięki bramce Grzegorza Laty, ale też za sprawą Jana Tomaszewskiego polskiego bramkarza, który zdołał obronić rzut karny egzekwowany przez Tappera. Drugie zwycięstwo, nad zawsze niewygodnymi Serbo-Chorwatami przyszło z najwyższym trudem, ale zwycięską bramkę na 2-1 zdobył – uwaga, uwaga – piłkarz Stali Mielec Grzegorz Lato. Mecz o wejście do ścisłego finału odbył się we Frankfurcie nad Menem na Waldstadionie. W tym dniu nad miastem przeszła ulewa i organizatorzy zastanawiali się czy nie odwołać spotkania. Warunki spotkania nazywanego później meczem na wodzie, ograniczały możliwości naszej drużyny, której efektowna, pełna polotu gra wzbudzała aplauz widowni. Mimo, że Tomaszewski ponownie uchronił nas od utraty bramki, broniąc w 53 min karnego Hoenessa, zwycięstwo, po wyrównanej grze przypadło gospodarzom 1-0. Drużyna Helmuta Schona w walce o prymat w turnieju spotkała się z Holandią, która wygrała drugą grupę przed Brazylią. Canarinios zderzyli się właśnie z Polską w meczu o III miejsce nagradzane srebrnym medalem.  Batalia miała miejsce na tym samym obiekcie, na którym zdobyliśmy dwa lata wcześnie złoty medal olimpijski, czyli Olimpiastadion w Monachium.  Górski na ten mecz wystawił jedenastkę w takim składzie: Tomaszewski – Szymanowski, Gorgoń, Żmuda, Musiał – Kasperczak, Deyna, Maszczyk – Lato, Szarmach, Gadocha. Na ostatnie 10 minut Kasperczaka zmienił Ćmikiewicz, a Szarmacha Kapka. W roli bohatera zwycięskiego zespołu wystąpił kolejny raz Lato, który w 76 minucie dostał podanie od Maszczyka i po szaleńczej szarży od połowy boiska, zmusił do kapitulacji  brazylijskiego goalkipera Leao. Tą bramką nasz snajper przypieczętował  tytuł najlepszego strzelca turnieju z 7 golami na koncie! Drugie miejsce zajęli pospołu Andrzej Szarmach i Holender Neeskens po pięć trafień. W wybieranej przez obserwatorów  optymalnej jedenastce mistrzostw znaleźli się: Tomaszewski, Deyna, Lato i Gadocha. Wiślak Zdzisław Kapka odnotowany został jako najmłodszy, grający uczestnik MŚ. Niespodziewane 1-0 znalazło potężny rezonans wśród polskiego społeczeństwa. Po powrocie ekipa odbyła triumfalny przejazd otwartym autokarem przez ulice Warszawy witana gorąco przez mieszkańców. Władze polityczne nie szczędziły piłkarzom oficjalnych pochwał, posypał się na nich grad państwowych odznaczeń. Drużyna Górskiego wdarła się do elity światowego futbolu.

Ryszard Niemiec

Specjalne wydanie DTS POLACY NA MUNDIALACH dostępne bezpłatnie pod linkiem:

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama