Książka roku. Biografia Tomasza Marczyńskiego „Loco”

Książka roku. Biografia Tomasza Marczyńskiego „Loco”

Rozmowa z Wojciechem Molendowiczem, autorem biografii Tomasza Marczyńskiego „Loco”

– W mediach można znaleźć sporo materiałów dotyczących książki „Loco”, której jesteś autorem. Jednak o książce opowiada zazwyczaj główny bohater, czyli Tomasz Marczyński.

– I tak właśnie powinno być, bo to biografia wielkiego sportowca i on tu gra rolę pierwszoplanową. W kolarstwie jest takie określenie jak „gregario” czyli zawodnik, który pracuje na rzecz lidera. Bez ciężkiej pracy wykonanej przez gregario kapitan nie wygrywałby wyścigów. Ale to właśnie nazwisko lidera przechodzi do historii, zapisuje się w kronikach, a gregario pozostaje bohaterem drugiego planu. Tak to jest skonstruowane i nie ma w tym nic złego, bo to książka o Tomku Marczyńskim, nie o mnie.

Co ważne, przez niemal całą zawodową karierę Tomek był w peletonie właśnie gregario. Dzięki niemu liderzy wygrywali wyścigi, które on – po wykonanej pracy – kończył najczęściej gdzieś za główną grupą. Tomek podjął się tej roli świadomie. Tak funkcjonuje zawodowe kolarstwo, a w życiu – jak widać – jest bardzo podobnie. Bardzo się cieszę, że Tomek nieustająco udziela wywiadów w gazetach, internecie i telewizji, bo to tylko dowód, że książka spotkała się z dobrym przyjęciem.

– Na spotkaniu promującym książkę w Wieliczce Marczyński przyznał: „Długo czekałem, by spotkać osobę, z którą będę chciał tę książkę napisać. Spotkałem redaktora Molendowicza, który wie, co to znaczy kolarstwo”. Kiedy Loco zaproponował: Wojtek napiszmy książkę?

– Zacznę od tego, że Tomka poznałem wiele lat temu, kiedy byliśmy większą grupą na jakiejś posezonowej przejażdżce rowerowej. Pamiętam tamto poruszenie i szepty w naszej ekipie, że na trening wybrał się z nami sam Marczyński. Tomek był chyba wtedy kolejny raz mistrzem Polski, a my zbieraniną amatorów, którym się wydawało, że są kolarzami, bo mają fajne rowery i otarli się o jakiś wyścig. To był skład, w którym większość z nas była tylko przebrana za kolarzy, choć mam tu na myśli głównie siebie.

Potem przez lata w mediach śledziłem karierę Marczyńskiego, aż do jesieni 2019 r., kiedy Tomek zadzwonił z propozycją. Wracał akurat z ostatniego w sezonie wyścigu z Chin, gdzie wygrał klasyfikację górską. We Frankfurcie miał przesiadkę, czekał na samolot do Krakowa, ale zanim do niego wsiadł, ja już czułem, że podejmiemy decyzję o wspólnej pracy nad książką. Od razu zaiskrzyło, choć Tomek – co może zaskakujące – jest osobą nieco skrytą i odrobinę nieufną. Dwa dni później w Wieliczce uzgodniliśmy, że wchodzę w ten szalony projekt.

– A to był szalony pomysł? (…)

Całą rozmowę przeczytasz w „Dobrym Tygodniku Sądeckim”. Za darmo pod linkiem:

 

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama