Bogdan Kareł: Niechętnie, drogo i jeszcze nieterminowo

Bogdan Kareł: Niechętnie, drogo i jeszcze nieterminowo

Rozmowa z Łemkiem Bogdanem Karełem, snycerzem z Gorlic

– Z Pana inicjatywy stanęło pięć krzyży morowych w miejscach, o których nawet nie pamiętamy, że są cmentarzami cholerycznymi. W jaki sposób obecna sytuacja zainspirowała do tego?

– Mój znajomy, we wrześniu ubiegłego roku poprosił mnie, żebym wyrzeźbił mu na krzyżu morowym kilka krzyżyków i liter. Zgodziłem się, ale zapytałem jednocześnie, po co i co to? Chodziło o postawienie krzyża morowego, typu karawaka przed kościołem w Królowej Górnej. Jego nazwa pochodzi od hiszpańskiego miasta Caravaca, gdzie miał stanąć pierwszy taki dwuramienny krzyż, który – jak początkowo wierzono – chronił przed klęskami żywiołowymi, później głównie przed zarazą. W czasie trwania Soboru Trydenckiego (1545-1563) i w obliczu panującej wówczas dżumy biskup antiocheński Leonard wprowadził inskrypcje na tym krzyżu w postaci siedmiu krzyżyków i osiemnastu liter, od których zaczynają się modlitwy z psalmów lub ułożone na ich wzór przez biskupa Jerozolimy św. Zacharego.

– Krzyż w Królowej Górnej stanął w obliczu tego, co dzieje się dziś, ale Panu przyświecała inna idea.

– Historia krzyża z Królowej Górnej zainspirowała mnie do tego, żeby upamiętnić miejsca, gdzie są pochowane ofiary cholery, która szalała w XIX wieku. Wiedziałem, że w naszym regionie takich cmentarzy cholerycznych jest wiele, ale one niemal w ogóle nie są oznaczone. Cmentarz w Łosiu koło Gorlic, skąd wywodzi się moja rodzina, jest wyjątkiem potwierdzającym regułę. W momencie, kiedy zacząłem szukać miejsc, gdzie postawię moje krzyże, okazało się, że cmentarze choleryczne są niemal w każdej wsi. Krzyże, które wykonałem, stanęły w Zdyni, Stawiszy, Ropie [pow. gorlicki – przyp. red.] Tyliczu [pow. nowosądecki] i Pielgrzymce [pow. jesielski]. W tej ostatniej miejscowości zlokalizowanie cmentarza nie było trudne, bo znajduje się tam mogiła z 1831 roku, gdzie spoczywa proboszcz tamtejszej parafii greckokatolickiej wraz z wiernymi, których dosięgła zaraza. Pozostałe cmentarze porosły już lasem lub są zaorywane na prywatnych posesjach.

– Jak zareagowała lokalna społeczność na postawienie krzyży morowych?

– Przyznam, że przystępując do tego zadania, jak już pani wspomniała, przyświecała mi zupełnie inna idea, niż mojemu znajomemu z Królowej Górnej. Nie sądziłem, że ludzie będą chcieli z tych krzyży skorzystać tu i teraz. Tymczasem tak się dzieje. W Ropie na przykład razem z księdzem ludzie modlili się podczas poświęcenia tego krzyża o odpędzenie zarazy. Odczytali treść modlitwy ukrytej na krzyżu w postaci wspomnianych liter i krzyżyków. Dwa z krzyży, które wykonałem, mają tę modlitwę wyrzeźbioną. Na pozostałych naniosłem też symbole cholery czy zarazy w ogóle – to jest kwiat kąkolu, dzwonu  – ale też karpacką rozetę. Tę ostatnią po to, by podkreślić, że te wydarzenia, które upamiętniają te krzyże, rozegrały się na terenie Karpat.

– Ocala Pan od zapomnienia nie tylko te miejsca. Jest Pan snycerzem, a to ginący już zawód. Jak to się stało, że w ogóle zajął się Pan snycerką? Z tego, co wiem, bliżej mogło być Panu do innego wymarłego już zawodu maziarza, skoro Pana rodzina pochodzi z Łosia. A ukończył Pan inżynierię materiałową – mógł więc uprawiać zawód przyszłość. (…)

Całą rozmowę przeczytasz w „Dobrym Tygodniku Sądeckim”:

Reklama