Samorząd terytorialny zdaniem eksperta

Samorząd terytorialny zdaniem eksperta

Dariusz Reśko

Rozmowa z Dariuszem Reśko – wykładowcą i samorządowcem

– Jak Pan ocenia kondycję polskiej samorządności? Rozwija się, czy wręcz przeciwnie, popadliśmy w stagnację, a może wręcz się cofamy?

– Jeżeli weźmiemy pod uwagę kryterium frekwencji w wyborach samorządowych, to wygląda to na stagnację, bo wynik 45-54 proc. średniego udziału społeczeństwa w wyborach jest kiepski. To znaczy, że około połowy uprawnionych do głosowania nie jest zainteresowana tym, jak będzie wyglądała realizacja zadań publicznych – przecież niezwykle ważnych dla całej społeczności.

Z kolei gdyby wziąć pod uwagę samorządność w ujęciu jej systemu finansowania, to tutaj mamy wręcz recesję. Coraz więcej zadań, a środki finansowe absolutnie niewystarczające. Owszem, możliwości korzystania z różnych dotacji czy to unijnych, czy też z budżetu centralnego są w często znaczącym uzupełnieniem budżetów samorządowych, ale po pierwsze – nie na wszystkie zadania, a po drugie – jeżeli dofinansowanie części inwestycji z budżetu centralnego bazuje na kluczu partyjnym, to co to ma wspólnego z samorządnością?

Nic. Ja od dawna twierdzę, że w Polsce musi nastąpić radykalna reforma systemu finansowania samorządu terytorialnego, która uwolni pokłady energii w samorządach w sposób optymalny.

Ponadto samorządność to jednak decentralizacja decyzji w sferze publicznej, a w ostatnich latach obserwujemy szereg działań, które mają charakter odwrotny. Przykłady? Proszę bardzo: zwiększenie kompetencji kuratorów oświaty (bez ich zgody samorząd nie może decydować np. o likwidacji czy przekształceniu szkoły), nieudana próba wzmocnienia przez rząd regionalnych izb obrachunkowych (ustawę na szczęście zawetował prezydent, a gdyby nie to, po nadaniu nowych uprawnień RIO mogłyby podważać niemal każdy wydatek samorządu i w ten sposób utrudniać prowadzenie lokalnej polityki), przejęcie przez rząd kontroli nad wojewódzkimi funduszami ochrony środowiska (obracającymi miliardami złotych rocznie), czy choćby przejęcie przez państwo ośrodków doradztwa rolniczego.

Bardzo ważne jest też stopniowe finansowe uzależnianie samorządów od centrum. Przykładowo w roku 2004 r. dotacje celowe (środki finansowe na określone zadania) stanowiły nieco poniżej 17 proc. struktury dochodowej samorządów, natomiast w roku 2018 było to ponad 28 proc., przy jednoczesnym obniżeniu się udziału dochodów własnych JST w tym czasie z 31 do ok. 25 proc. Znamienny jest też choćby rozdział części środków finansowych przez centrum w ramach np. Funduszu Dróg Samorządowych – tam w ogóle nie ma miejsca na samorządność, dlatego też zmieniono nawet nazwę tego programu na Rządowy Fundusz Rozwoju Dróg.

– Nasi rozmówcy – wójtowie gmin, których wypowiedzi prezentujemy w tym numerze, jako porażkę swojej obecnej kadencji wskazywali m.in. to, że wielka polityka ze swoimi podziałami przeniosła się do gmin, nierzadko uniemożliwiając porozumienie. To chyba nie świadczy dobrze o polskiej samorządności?

– Tak, takie przykłady niewątpliwie nie świadczą dobrze o polskiej samorządności. Choć z drugiej strony samorząd to też mechanizm polityczny: przecież tu też jest walka o władzę. Z tą różnicą, że małych miejscowościach rzadziej walczą kandydaci partyjni. Tu dominują komitety obywatelskie. Ale często ta duża polityka swoje macki wkłada nawet do miejscowości małych.

A te podziały, o które pani pyta, to z kolei konsekwencja nie tylko polaryzacji politycznej szczebla centralnego, która jest pochodną przemyślanych strategii największych partii politycznych, ale też wielkiej siły mediów, które mają potężne możliwości oddziaływania na społeczeństwo. No i te nastroje mają później odzwierciedlenie w wielu zachowaniach ludzi w każdej społeczności.

– Jest na to jakiś sposób? Może wybory do rad gmin, miast powinny odbywać się bez jakichkolwiek szyldów partyjnych? Czy to w ogóle możliwe? (…)

Całą rozmowę przeczytasz w „Dobrym Tygodniku Sądeckim”:

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama