Święto Kwitnących Sadów i gospodarnych ludzi…

Święto Kwitnących Sadów i gospodarnych ludzi…

Rozmawiamy z Andrzejem Romankiem – wójtem gminy Łososina Dolna

-Po raz pierwszy jako wójt gminy Łososina Dolna organizuje Pan Święto Kwitnących Sadów – bardzo ważną dla mieszkańców, coroczną imprezę. Jakich atrakcji mogą się w tym roku spodziewać goście tego wydarzenia ?

-Święto Kwitnących sadów jest ważne nie tylko dla mieszkańców gminy Łososina Dolna. Jest ważne dla wszystkich mieszkańców Sądecczyzny. To przecież święto sadowników, ogrodników i rolników, których na szczęście wciąż jest na Sądecczyźnie sporo. Gmina Łososina Dolna słynie ze smacznych jabłek, gruszek, wiśni i innych owoców, zatem święto przyjęło taką właśnie nazwę: kwitnących sadów. Jest też organizowane w czasie, kiedy nasze sady okrywają się kwiatami, tworząc pejzaż, którego nie jest w stanie oddać żaden malarz. Warto przyjechać do Łososiny Dolnej, by przy okazji Święta Kwitnących Sadów móc to zobaczyć. A przyznam szczerze, że jest co oglądać, bo w naszej gminie sadów jest naprawdę dużo. Zapraszamy więc na to wspólne świętowanie nie tylko sądeczan, ale też mieszkańców Małopolski i całego kraju. Jest to impreza dla wszystkich, którzy chcą w miłej atmosferze, przy dobrej zabawie spędzić czas z rodziną. Jak pokazuje wieloletnia tradycja, to święto jest rodzinne, bowiem bawią się na nim zarówno dzieci, rodzice jak i dziadkowie. 

W tym roku atrakcji jak zwykle będzie bardzo dużo. Od kulinarnych począwszy, a na muzycznych skończywszy. Słowem – dla każdego coś dobrego. Gwiazdą wieczoru będzie zespół Lady Pank, ale nie zabraknie również naszych lokalnych akcentów muzycznych w wykonaniu  Grupy Regionalnej Michalczowa, Parafialno-Gminnej Orkiestry Dętej z Łososiny Dolnej wraz z Tamburmajorkami, muzyki góralskiej Kapeli Ciupaga i oczywiście pokazów lotniczych dla aeronautów. Festyn na łososińskim lotnisku połączony będzie bowiem z otwarciem sezonu lotniczego przez Aeroklub Podhalański  Nie zabraknie również mnóstwa atrakcji dla dzieci, fajerwerków i zabawy tanecznej.

-Po wielu latach urzędowania poprzedniego wójta przejął Pan gminę pod swoje skrzydła. Co chciałby Pan zrobić dla gminy i jakie są Pana plany na najbliższą kadencję?

-Planów mam bardzo dużo, ale trzeba patrzeć na sprawy realnie, bo przecież żeby realizować inwestycje, należy mieć też źródła ich finansowania. A z tymi nie jest najlepiej. Dokonałem analizy zastanego stanu rzeczy, dochodów własnych gminy w relacji do oczekiwań inwestycyjnych mieszkańców, wydatków ponoszonych przez gminę chociażby na oświatę, w relacji do części oświatowej subwencji ogólnej i przedstawiam je na zebraniach wiejskich. W tym kontekście budżet nie rysuje się nazbyt kolorowo. Wydatki obligatoryjne pochłaniają przeszło dwie trzecie budżetu, a przecież trzeba inwestować. Ważne jest więc, aby w maksymalnym stopniu szukać zewnętrznego finansowania projektów inwestycyjnych. I to właśnie robimy. 

Niedawno złożyliśmy wnioski na dwa zadania drogowe: przebudowę drogi w Żbikowicach oraz remont drogi w Witowicach Górnych w ramach rządowego programu Fundusz Dróg Samorządowych. To ważne, bo potrzeby związane z przebudową czy modernizacją dróg są ogromne. Złożyliśmy również wnioski na kilka zadań drogowych związanych z usuwaniem skutków klęsk żywiołowych i otrzymaliśmy promesę na remont mostu w ciągu drogi gminnej Łososina – Dolna – Jarostowa – Instytut. Liczymy też na fundusze z puli przeznaczonej na usuwanie klęsk żywiołowych. 

Musimy rozbudować oczyszczalnię ścieków w Łososinie Dolnej, a w przyszłości najprawdopodobniej wybudować nową w Witowicach Dolnych. Dziś modernizujemy oczyszczalnie w Łososinie i w Tęgoborzy. To duży wydatek, rzędu 800 000 zł. jednak jest to wydatek konieczny. Trzeba też rozbudować sieć kanalizacyjną i wodociągową. Kanalizacja i wodociąg to wciąż palący problem mieszkańców naszej gminy. Właśnie kontynuujemy zadania wodno-kanalizacyjne, czyli rozbudowę sieci wodociągowej na terenie gminy Łososina Dolna o wartości 2 800 000 zł oraz budowę sieci wodociągowej i kanalizacyjnej w miejscowości Bilsko o wartości ponad 2 500 000 zł. 

Musimy też inwestować w infrastrukturę edukacyjną. Planujemy wybudować dwie sale gimnastyczne przy szkołach w Rojówce i Witowicach Dolnych. Stoimy przed wyzwaniem rozbudowy szkoły w Tęgoborzy i budowy hal sportowych przy szkołach w Tęgoborzy i Łososinie Dolnej. W planach jest również budowa nowego ośrodka zdrowia. To są wyzwania na miarę dwunastu prac Herkulesa. Dość powiedzieć, że szacunkowa wartość oczekiwań inwestycyjnych mieszkańców, nie licząc dróg, kształtuje się na poziomie przeszło 90 000 000 zł. przy dochodach własnych około 13 600 000 zł. oraz zadłużeniu na koniec 2018 r. wynoszącym przeszło 11 600 000 zł. To będzie trudne, ale wierzę w to, że przy zrozumieniu mieszkańców oraz wspólnej pracy rady gminy i wójta, uda nam się zrealizować część inwestycji i przygotować dokumentację projektową po to, aby sięgnąć po środki zewnętrzne w kolejnej perspektywie finansowej.

– Co oprócz sadów kwitnie w Łososinie Dolnej?
Zawsze powtarzam, że największą wartością są ludzie. To ich inicjatywa, pracowitość zbudowały gminę. Stwórca obdarzył nas piękną naturą, zaś mieszkańcy mądrze i umiejętnie z tej natury korzystają i oby tak było dalej. Musimy jednak lepiej wykorzystać to, co sami stworzyliśmy. Mam na myśli Jezioro Rożnowskie i lotnisko. Wierzę w to, że te atuty naszej gminy lepiej zagospodarujemy w przyszłości, a ja postaram się, aby tak się stało. Jesteśmy przecież jedyną gminą, która ma zarówno „morze” jak i lotnisko i musimy mądrze to wykorzystać w interesie naszych mieszkańców.

– Jak żyje się sadownikom w gminie?
Niestety nie najlepiej. Dobre czasy dla sadowników minęły. Mam jednak nadzieję, że jeszcze wrócą i pozwolą sadownikom przyzwoicie zarobić, a konsumentom cieszyć się smakiem polskich owoców. Problem jednak w tym, że polski rynek nie jest tak chłonny, aby skonsumował wszystkie wyprodukowane owoce, dlatego niezbędny jest eksport, a z tym nie jest dobrze. To między innymi wynik embarga Rosji na polskie produkty żywnościowe, ale też coraz większej produkcji owoców, szczególnie jabłek w ościennych państwach na własne wewnętrzne rynki i na eksport. Nasi dalsi i bliżsi sąsiedzi, którzy kiedyś importowali polskie jabłka dzisiaj produkują swoje, a co za tym idzie – nie konsumują naszych i tym samym eksport maleje. Co prawda poszukujemy innych rynków zbytu, ale to proces długi i niełatwy, a sadownicy nie mogą czekać. Jabłka to nie węgiel i długo przechowywać się ich nie da, a poza tym przechowanie jest kosztowne. 

Problem również w tym, że jemy coraz mniej jabłek choć produkujemy ich najwięcej w Europie. Jabłka zastąpiły owoce południowe. Najwięcej jabłek jedliśmy w latach 90. ubiegłego wieku, a potem było już coraz gorzej. W 2006 roku statystyczny Polak zjadał już tylko 17 kg jabłek rocznie, w 2016 było to niespełna 13 kg. W latach 90. Polacy zjadali 60% wyprodukowanych u nas jabłek, dziś to zaledwie 13%. Jest więc o co walczyć. Musimy odbudować wewnętrzny rynek konsumentów jabłek. 

W Polsce zmieniają się nawyki żywieniowe. Jemy coraz więcej owoców i warzyw, dlatego też mam nadzieję, że zaczniemy również jeść więcej jabłek, które przecież są tak dobre dla organizmu. Zapraszam wszystkich na „Święto Kwitnących Sadów”, gdzie można będzie skosztować naszych pysznych owoców – w szczególności jabłek. Będzie dobra zabawa, świetna atmosfera i dużo niespodzianek. 

A naszym Rolnikom, Ogrodnikom i Sadownikom życzę, aby efekty ich ciężkiej pracy przynosiły radość i dawały nadzieję na lepsze jutro.

Rozmawiała Klaudia Kulak

Reklama