Relaks dla ducha, praca dla kubków smakowych

Relaks dla ducha, praca dla kubków smakowych

Drugi po szefie kuchni

Gdy znajomi próbowali wyciągać go na imprezy on wolał poznawać świat aromatów wina w pojedynkę, nad książkami. Sześć lat ciężkiej pracy opłaciło się. 25-letni Dawid Migacz ukończył jedną z najsłynniejszych szkół sommelierskich na świecie i ma za sobą staż w restauracji Senses, która od września posługuję się prestiżową gwiazdką Michelin. Młody mieszkaniec Tylicza służy dziś radą restauratorom i hotelarzom z Sądecczyzny.

Jak się zostaje sommelierem?

– To jest kwestia posiadania pewnych predyspozycji smakowych i zapachowych. Trzeba mieć bardziej rozszerzone kubki smakowe i zmysł węchu. Natomiast dużą część naszych możliwości jesteśmy w stanie wytrenować poprzez próbowanie i wąchanie wina oraz nazywanie tego, co czujemy. Jeżeli werbalizujemy to, co czujemy, tym łatwiej jest nam później rozpoznawać dane aromaty w winie.

– Ale jest ich ponad osiemset!

– Zgadza się. Przykładowo produktem, z którym mamy do czynienia na co dzień, a który ma ich więcej, bo niemal tysiąc dwieście, jest kawa.  Samych odmian winogron sklasyfikowanych na świecie jest dwanaście tysięcy. Każda smakuje i pachnie inaczej. Poznanie tych wszystkich odmian za życia jest niemożliwe. Natomiast trzeba bardzo dużo win smakować, próbować i oczywiście szkolić się. Są dwie najlepsze na świecie szkoły sommelierskie. Jedną z nich jest Wine and Spirit Education Trust, którą ukończyłem zdając egzamin w Londynie.  Moja przygoda z winem trwa od sześć lat. Pierwsze szkolenie ukończyłem w wieku 19 lat u Michała Jancika, który jest pierwszym Mistrzem Polski  Sommelierów. To prekursor tego zawodu w Polsce. Pracowałem też w Senses, drugiej restauracji w Polsce, która dostała gwiazdkę Michelin. Udałem się tam na miesięczny staż, żeby zobaczyć jak to wygląda na najwyższym światowym poziomie. Gwiazdki Michelin są najbardziej prestiżowym odznaczeniem, a przyznawane są także za pracę sommelierów i dobór win do potraw. Tam gdzie pracuję staram się wprowadzać to, czego nauczyłem się w Warszawie.

– Sommelier  to człowiek wszechstronny, wyrobiony także towarzysko…

– Podstawą jest komunikatywność i kreatywność przy doborze win i innych napojów do potraw. Musimy mieć też bardzo dużą wiedzę dotyczącą praktycznie każdego alkoholu na świecie. Na egzaminach mamy pytania i zajęcia praktyczne dotyczące tego, w jakich temperaturach się go podaje, z czego robimy dany alkohol, jakie są techniki produkcji, jaki jest okres leżakowania. Ale także sprawdzane są nasze wiadomości o kawie, herbacie, wodzie i tytoniu.  Sommelier musi więc przyswoić sobie bardzo szerokie spektrum wiedzy. Jest najważniejszą osobą w restauracji po szefie kuchni. Oni dwaj decydują  o tym, co serwuje się gościom.

– Czyli ważna jest też znajomość smaku potraw?

– Tak, bo kartę win tworzymy pod kartę dań w restauracji. Jeżeli mamy przewagę czerwonego mięsa, to w karcie win znajdzie się przewaga win czerwonych, bardziej tanicznych, które pozwalają równoważyć smaki dziczyzny czy wołowiny.

– Pana zawód chyba nie jest specjalnie popularny na Sądecczyźnie? Ma Pan wielu kolegów po fachu w regionie?

– Szczerze mówiąc, nie znam żadnego sommeliera w regionie. Spotykam wielu przedstawicieli handlowych, którzy chcą sprzedać wino, ale oni nie zajmują się na co dzień obsługą gości czy kolacji degustacyjnych.  Na takiej kolacji, w miejscu gdzie pracuję, miałem właśnie ostatnio przyjemność obsługiwać premier Beatę Szydło i pozostałych przedstawicieli Grupy Wyszehradzkiej.

– Było węgierskie wino? Viktor Orban miał okazję do świętowania, bo został Człowiekiem Roku Forum Ekonomicznego.

– Miało być, ale nie dopuścił tego protokół dyplomatyczny. Musielibyśmy wtedy podać także wino z Ukrainy czy Czech.  Ale pan Orban był zadowolony i pozostali goście także.

– Co Pana urzekło w winie?

– Złożoność i elegancja, bo jest to najbardziej elegancki trunek spośród wszystkich alkoholi. No i sama zabawa z winem: odkrywanie go, poznawanie aromatów, struktury smakowej i łączenie z potrawami. Największą frajdę sprawia nam uśmiech gościa wtedy, gdy wino poprawia smak dania, a danie ulepsza smak wina. To najlepsza zapłata: gdy goście są zadowoleni z naszych wyborów. Poznajemy też bardzo wielu ciekawych ludzi podczas szkoleń, degustacji  i na co dzień w restauracji. To bardzo przyjemna, ale jednocześnie wymagająca praca. Warto się jednak jej poświęcić. To poświęcenie to na przykład cztery godziny nauki w dniu, który powinien być wolny od pracy. Teraz będę przystępował do egzaminu w Wiedniu. Na co dzień pracuję od rana do wieczora, to także ciągłe szkolenie personelu i rozwijanie siebie. Działam również w Stowarzyszeniu Sommelierów w Krakowie.

– Mówił Pan o elegancji wina, musi więc ono być podawane przez eleganckiego sommeliera.

– Sommelier musi się odznaczać bardzo wysoką kulturą osobista i nienagannym wyglądem. Nie jest ubrany jak kelner. Zawsze chodzimy w garniturze, pod muchą czy krawatem, mamy fartuch sommelierski. Taki trunek wymaga, żebyśmy my, jego sprzedawcy dobrze się prezentowali. Jeżeli sprzedajemy bardzo dobre i bardzo drogie wina, to musimy się dostosować do ich poziomu.

– Jak znajomi reagowali na wybór takiej profesji?

– Bardzo się dziwili. Zamiast wychodzić z nimi na imprezy uczyłem się i dokształcałem. Ale teraz zbieram tego efekty. Było warto.

– Na Sądecczyźnie pojawiają się kolejne winnice, a mieszkańcy regionu próbują swoich sił w produkcji win.

– Zaczynamy u nas promować i doceniać wino.  Bardzo dobrej jakości wina produkuje na przykład winnica w Chodorowej, która uprawia odmiany hybrydowe. Te odmiany są wytrzymałe na przymrozki, choroby, grzyby czy mszyce. Największym wrogiem dla uprawiania winorośli w Polsce są właśnie wahania temperatur. W maju zdarzają się przymrozki, a w tym czasie zaczynają kwitnąć krzewy. Po takim przymrozku krzew nie jest się w stanie odrodzić i tracimy cały rocznik wina. Ciekawostką jest, że w Polsce mamy o trzy stopnie Celsjusza wyższą temperaturę roczną niż na przykład Szampania, w której produkuje się najlepsze musujące wina na świecie. Mamy więc odpowiednie warunki. Zresztą Polska w XVI wieku była znaczącym producentem wina. Historia potoczyła się jednak swoim torem. Wykarczowaliśmy prawie wszystkie krzewy winne i Polacy zaczęli uprawiać ziemniaki.

– Przez Sądecczyznę przebiegał też słynny szlak winny, którym sprowadzane były wina, głównie z Węgier.

– Swego czasu, na Wawelu mieliśmy też największe składy Tokaju w Europie. To świadczy o tym, że u nas od zawsze była kultura picia wina. Komunizm całkowicie ją niestety wyplenił i Polska zaczęła się kojarzyć głównie z wódką, choć tradycje winiarskie mamy wbrew pozorom bardzo duże.

– Ile trzeba zapłacić za butelkę dobrego wina?

– Ceny dobrego wina zaczynają się już od trzydziestu złotych, a to nie jest wygórowany koszt. Takie wino potrafi nam dostarczyć wiele fajnych aromatów i ciekawych doznań sensorycznych. Warto kupić takie wino i po prostu zacząć się go uczyć: jak go pić, w jakiej temperaturze i z czym łączyć. Nie chodzi o to, żeby kupić butelkę wina za siedem czy trzydzieści tysięcy złotych, które dane mi było pić. Cena wina jest wyznacznikiem jego jakości, ale do pewnego momentu. Później już wchodzą w grę oceny najbardziej znanych krytyków oraz cała otoczka marketingowa.

Rozmawiała Krystyna Pasek

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama