Rafał Matyja. Krakowskie Przedmieście. Lato w mieście

Rafał Matyja. Krakowskie Przedmieście. Lato w mieście

Kiedy w 2000 roku przeprowadziłem się do Nowego Sącza to na kilka lat bardzo polubiłem ideę „lata w mieście”. To zupełnie coś innego niż lato w Warszawie, gdzie, żeby znaleźć się w prawdziwym lesie, trzeba poświęcić sporo czasu i wysiłku.

Co innego także, gdy chodzi o wakacyjny widok, który nawet na nisko położonych Wólkach był na wyciągnięcie ręki. Myślałem wtedy, że każdemu warszawiakowi należy się rok-dwa w takim mieście jak Nowy Sącz. Żeby zobaczyć góry w innym miesiącu niż letni i zimowy, żeby pójść w listopadzie po śliskiej pełnej liści ścieżce na pierwszą lepszą polanę z widokiem. Ale także, żeby posmakować wolniejszego życia. Do dużej frajdy często wystarczy nam zmiana.

Oczywiście nie sądzę, by zamiana Warszawy na Ostrołękę była czymś równie satysfakcjonującym. To ciekawe, że ludzi, którzy zazdrościli mi w jakiś sposób mieszkania w Sączu, znacznie częściej spotykałem w Warszawie niż w Krakowie. Dla tego ostatniego miasta Nowy Sącz jest za blisko i za nudny. Dla warszawiaka to życie przy granicy, z możliwością weekendowego wypadu na Słowację, do Budapesztu, z popołudniowym spacerem jakąś dolinką. Warto o tym pamiętać, narzekając na upalne lato w mieście. I może to jest jakiś pomysł na biznes, żeby zapraszać ludzi z Warszawy, Poznania, Trójmiasta, którzy mają zdalną pracę albo wczesną emeryturę, żeby na rok wynajęli mieszkanie w Nowym Sączu.

Rafał Matyja

Inne felietony przeczytasz w najnowszym numerze DTS. Kliknij w link i czytaj za darmo online:

Reklama