Polska nie zobaczyła mistrzostw

Polska nie zobaczyła mistrzostw

W to, co wydarzyło się  późną wiosną 1970 roku, zapewne trudno dziś uwierzyć młodszym  pokoleniom miłośników futbolu. Telewizja Polska – innej jeszcze nie było – po prostu nie transmitowała wtedy finałów piłkarskich mistrzostw świata w Meksyku. W Europie, bodaj jeszcze tylko Albańczyków pozbawiono przyjemności oglądania meczów najwspanialszego w historii Mundialu. Rozczarowanie okazało się tym większe, że cztery lata wcześniej dostaliśmy już szansę podziwiania podobnej rywalizacji w Anglii.

Wydawać by się mogło, że ówczesna dość napięta sytuacja polityczna, ekonomiczna i społeczna w Polsce  nakłoni PRL-owskie władze do odwrócenia uwagi obywateli od tych poważnych problemów właśnie poprzez sport, ale stało się zgoła inaczej. Decyzja o braku transmisji z Meksyku została bardzo źle odebrana przez kibiców. Gdyby nie zaradność i pomysłowość moich starszych kolegów z krakowskiego osiedla Oficerskiego, też musiałbym obejść się smakiem i odłożyć piłkarską ucztę na lepsze czasy.

Ostatecznie, wyjątkowa impreza na stadionach w Mexico City, Guadalajarze, Leon, Puebli i Tuluce zawitała od 31 maja do 21 czerwca pod krakowskie strzechy, a dokładniej – w moim przypadku – do 20-metrowego pokoju mieszkania rodziny Chabowskich przy ulicy Zaleskiego. Jakimś cudem znalazł się tam nawet wypożyczony na trzy tygodnie nowoczesny telewizor „Philips” podłączony do umieszczonej na dachu specjalnie skonstruowanej anteny, pozwalającej na odbiór sygnału… telewizji czechosłowackiej.  Po pierwszych próbach technicznych, odnieśliśmy wrażenie, że przy wyciszonych głośnikach, ekran mniej śnieży. Potrzebą chwili stało się więc zdobycie składów 16 finalistów z prawidłowymi numerami, co wbrew pozorom nie było zadaniem, łatwym. Podwórkowa starszyzna wyznaczyła mi rolę komentatora, suflera informującego o tym, kto w danym momencie znajdował się przy piłce. Niezbędne dane znalazłem, wertując w Empiku zagraniczne gazety sportowe, głównie z demoludów.

Jak ważna jest piłka nożna, a mistrzostwa świata w szczególności, pokazał właśnie meksykański turniej. Nie bacząc na zbliżające się egzaminy do liceum, odłożyłem na bok zeszyty i książki, musiałem przecież jak najszybciej wykuć na pamięć nazwiska i numery piłkarzy. W nagrodę posadzono mnie na krzesełku przed telewizorem, a za mną około 50 wybrańców, dokładnie wyselekcjonowanych przez braci Chabowskich: Zbyszka, Tadka i Edka oraz ich tatę Mieczysława. Znaleźć się w tym gronie było dużym wyróżnieniem. Trochę łatwiej mieli ci, którzy mieszkali w strefach przygranicznych, gdzie lepiej odbierała telewizja z krajów sąsiednich. Zresztą co zaradniejsi wybrali się tam podczas Mundialu na urlopy.

My, z osiedla Oficerskiego,  obejrzeliśmy kilkanaście spośród 32 meczów turnieju, w tym wszystkie najważniejsze w fazie pucharowej i kilka grupowych. Nie umknęło nam nic ważnego. W pamięci zapisały się spektakularne akcje z najbardziej ekscytujących widowisk: Brazylia – Anglia (1-0), RFN  – Anglia (3-2), czy Włochy – RFN (4-3), ale też wielu innych, w tym wielkiego finału Brazylia – Włochy (4-1).

Każdemu meczowi towarzyszyły ogromne emocje i żywiołowe reakcje. Organizatorzy MŚ’70 starali się uwzględnić różnice czasowe między Meksykiem a Europą. Nie zważając na trudne warunki gry – rozrzedzone powietrze i wysokie temperatury – nie wahali się wyznaczyć rozpoczęcia spotkań nawet w samo południe! Względy komercyjne już wtedy brały górę nad zdrowym rozsądkiem i troską o kondycję zawodników. W trakcie wspomnianego półfinału Włochów z Niemcami piłkarze słaniali się na nogach, co nie przeszkodziło im w strzeleniu aż pięciu goli w dogrywce!

Powszechny zachwyt wzbudzała  oczywiście postawa Brazylijczyków. Po niepowodzeniach w 1966 r. w Anglii, dwukrotni mistrzowie świata (1958, 1962) znów imponowali wirtuozerią, skutecznością i świetną taktyką. Trener Mario Zagallo potrafił perfekcyjnie wykorzystać atuty poszczególnych graczy. Znów błyszczał legendarny Pele, mając u boków bramkostrzelnego Jairzinho i finezyjnego Tostao. Świetną robotę w środku pola wykonywali, inicjując groźne  ataki Gerson i Rivelino. Trzeci pomocnik Clodoaldo często wspierał także defensywę, w której zwracał na siebie uwagę chętnie podejmujący się zadań ofensywnych prawym skrzydłem kapitan drużyny Carlos Alberto. Żelazną jedenastkę canarinhos tworzyli również bramkarz Felix oraz obrońcy Brito, Piazza i Everaldo.

Meksykański triumf Brazylijczyków zapewnił im na własność Złotą Nike. Pele żegnał się ze światowym futbolem czterema golami i sześcioma asystami. Jego fotografia  na stadionie Azteków z odkrytym torsem stała się symbolem tych mistrzostw. 30-letni napastnik Santosu usunął w cień inne wielkie gwiazdy. Brązowym medalem wieńczył piękną karierę Niemiec Uwe Seeler, jego rodak Gerd Müller został z 10 trafieniami królem strzelców, a trener Włochów Ferruccio Valcareggi pokazał, że da się pogodzić na boisku Sandro Mazzolę z Giannim Riverą. Sporo pochwał zebrali broniący tytułu Anglicy, Dość pechowo odpadli w ćwierćfinale z Niemcami, bez pauzującego z powodu zatrucia pokarmowego bramkarza Gordona Banksa. W ekipie Alfa Ramseya pojawili się natomiast m.in. Bobby Charlton, Bobby Moore i Geoff Hurst.

Trzy zespoły: Brazylia, Włochy i RFN nadawały ton dziewiątym w historii MŚ. Znaczącą rolę odegrał też czwarty półfinalista – Urugwaj z Ladislao Mazurkiewiczem. Do tego doborowego kwartetu dołączyły przed 52 laty reprezentacje: ZSRR, Meksyku, Belgii, Salwadoru, Szwecji, Izraela, Anglii Rumunii, Czechosłowacji, Peru, Bułgarii i Maroka.

Polaków znów  zabrakło.. W eliminacjach lepsi od naszych okazali się Bułgarzy. W Krakowie, na stadionie Wisły, byłem 20 kwietnia 1969 roku świadkiem zwycięstwa nad Luksemburgiem 8-1 i pięciu bramek Włodzimierza Lubańskiego. Wtedy, mogłem co najwyżej tylko marzyć o sukcesach biało-czerwonych. Marzenia spełniły się szybciej, niż oczekiwałem. Miałem to szczęście…

Jerzy Sasorski

Specjalne wydanie DTS POLACY NA MUNDIALACH dostępne bezpłatnie pod linkiem:

Reklama