Jerzy Cierpiatka: Zamiast dogrywki. Szklane początki

Jerzy Cierpiatka: Zamiast dogrywki. Szklane początki

Witold Dobrowolski, Stefan Rzeszot, Jan Ciszewski… Zagadka za sto punktów: co łączyło tych trzech panów? Ano to, poza innymi sprawami, że wspólnie obsługiwali pierwszy mundial w naszej telewizji. Tę szansę otrzymali w lipcu 1966, wtedy nastał czas na polską premierę.

Ten start był w stosunku do świata cokolwiek spóźniony. Już w 1958 pojawiły się sygnały, m.in. na łamach katowickiego „Sportu”, że turniej w Szwecji może trafić na ekrany, ale okazało się to czekiem bez pokrycia. Zresztą, w ilu domach były duże skrzynki ze zdecydowanie mniejszym ekranem? A może na negatywną decyzję wpłynął niekorzystny epilog dodatkowego meczu w Lipsku, gdzie niestety ulegliśmy Sowietom, choć wcześniej pokonaliśmy ich w Chorzowie? Mniejsza o to, i tak przecież na imprezie położono szlaban… Cztery lata później nie dla nas była wyprawa do Chile, choć w ówczesnej Czechosłowacji i na Węgrzech sytuacja pod mundialowym względem w TV była komfortowa. Pozostała zazdrość, że w innych „demoludach” jednak otwarto okno na świat.

W końcu doczekaliśmy się… Piłkarsko wciąż było cienko, rzymska klęska 1-6 z Włochami sprawiła, że dokładnie w Święto Zmarłych odbyły się o dzień przyśpieszone Zaduszki… O dziwo, skutków tej katastrofy nie odczuł na sobie polski telewidz. Słowa dotrzymano, z Londynu i okolic dotarł czarno-biały obraz. Dla bardziej nowoczesnych pojawiła się nawet możliwość postawienia się w cokolwiek komfortowej sytuacji. Ersatzem koloru była szklana szybka, którą można było nałożyć przed ekran. Miałem takie „cacko” w domu, pozwalało patrzeć na świat w kolorowe pasy, bodaj cztery. Wynalazek poszedł w diabły jeszcze przed finałem na Wembley, bo brudził się tak niemiłosiernie, że mało co było widać.

To był czas przeróżnych dziwolągów… Rok przed imprezą w Anglii, w ramach bardzo wtedy popularnej „Szklanej Niedzieli”, znakomity aktor Andrzej Szczepkowski, któremu towarzyszyły Danuta Szaflarska i Ewa Złotowska, zaprosił na ucztę z Łużnik, gdzie przedmundialowy rekonesans odbywali Brazylijczycy. Z tym, że formę „canarinhos” można było przetestować przez trzy kwadranse, nie 90 minut. Bo często wtedy stosowanym standardem było to, iż polska telewizja wkraczała do akcji dokładnie wówczas, gdy rozpoczynała się druga połowa meczu…

Ale w odniesieniu do angielskiego mundialu na szczęście wybito sobie ów poroniony pomysł młotkiem z głowy. Transmisje były na full i ze zdumiewająco obfitym menu. Na 32 mecze imprezy pokazano aż 14, co całkiem szczerze odbierano jako dobrodziejstwo wręcz nadzwyczajne. Takie dni świąteczne pamięta się do dziś, więc odtwarzam bez żadnego korzystania ze ściągi:

  • Grupa A: Anglia – Urugwaj, Anglia – Meksyk, Urugwaj – Meksyk (całkiem na aucie znalazła się Francja);
  • Grupa B: RFN, Argentyna, Hiszpania, Szwajcaria (żadnej transmisji, polityczne retorsje za rządy Adenauera bądź Franco?);

Grupa C: Brazylia – Bułgaria, Portugalia – Węgry, Węgry – Brazylia, Portugalia – Brazylia, Węgry – Bułgaria (prawie całość);

Grupa D: ZSRR – Włochy (zdumiewająco słabe zainteresowanie meczami „sbornej”, na margines wyrzucone Chile i KRL-D);

Ćwierćfinały: ZSRR – Węgry (wybór ideologicznie oczywisty, o tej samej porze grały RFN – Urugwaj i Portugalia – KRL-D, nie było kolizji czasowej z meczem Anglia – Argentyna, ale transmisji brak);

Półfinały: RFN – ZSRR, Anglia – Portugalia (dzień po dniu);

O 3. miejsce: Portugalia – ZSRR (Eusebio lepszy o karnego od Lwa Jaszina);

Finał: Anglia – RFN (kuriozalny gol Geoffa Hursta na 3-2, słynna bramka-niewidka).

Jak potoczyła się losy reporterów? Witold Dobrowolski, służbowo cicerone Jana Ciszewskiego, zmarł w połowie lat 70. Stefan Rzeszot, odszedł ponad dekadę później, zdążył być znakomitym redaktorem naczelnym „Sportowca”, wybitnym ekspertem hokejowym i niestety winowajcą koszmarnej wpadki, gdy w meczu Dynama Kijów z Bayernem przez kilkanaście minut mylił obie drużyny… A sławny „Cis”? On bezapelacyjnie objął prymat, do niego długo należało rozdawanie najważniejszych kart przy mikrofonowym „sitku”. Zmarł wkrótce po „Espana ’82”, którą to imprezę sprawozdawał już złożony śmiertelną chorobą.

Czy telewizyjna sielanka trwa do dziś bez jakichkolwiek zakłóceń? Niemal tak, wszak z jednym wyjątkiem od reguły. Miał on miejsce już cztery lata po finale na Wembley, w 1970. Jeszcze panujący, dzielący się co tydzień „Radioproblemami” Włodzimierz Sokorski uznał przy aprobacie władz, że pierwszego z meksykańskich mundiali nie warto pokazywać. A turniej akurat miał fantastyczny przebieg, z fenomenalną grą gwiazd pokroju Pelego, Luigiego Rivy czy Franza Beckenbauera. Pozostało kupowanie anten „na Czechy”, albo forsowanie siedziby TVP na krakowskich Krzemionkach, gdzie wystawiano ekrany z pokątnie przekazywanym obrazem, ale tylko do czasu…

Tłuszczę postarano się trochę udobruchać. Pokazaniem bramek do przerwy i całej drugiej połowy finałowej konfrontacji Brazylii z Włochami. Uczyniono to relatywnie szybko, z niedzielnego meczu rzucając ochłap już we wtorek.

Tej absencji u Azteków nie wybaczę Sokorskiemu przenigdy.

JERZY CIERPIATKA

Specjalne wydanie DTS POLACY NA MUNDIALACH dostępne bezpłatnie pod linkiem:

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama