Małgorzata Belska: po prostu interesuje mnie życie!

Małgorzata Belska: po prostu interesuje mnie życie!

Małgorzata Belska – kobieta, która w życiu kieruje się harcerskimi zasadami. Myślicie, że ją znacie? To, że w ubiegłorocznych wyborach starała się o prezydenturę w Nowym Sączu, to nie tajemnica. To, że kieruje Wydziałem Edukacji i Wychowania w Urzędzie Miasta, też zapewne nikogo nie zaskoczy. Ale wyobraźcie sobie teraz Małgorzatę Belską, która w środku lasu w deszczową noc niepostrzeżenie przenosi na kanadyjkach dzieci, które rano próbują rozwikłać zagadkę tajemniczej „teleportacji”. Dodajcie do tego hodowlę alpak, firmę i dwie drużyny: harcerką oraz rodzinną i macie przepis na to, jak każdy dzień wykorzystać do ostatniej sekundy. 

Przygoda Małgorzaty Belskiej z harcerstwem rozpoczęła się trzydzieści pięć lat temu. Był wrzesień, kiedy pani Bronisława Fiut zaprosiła siedmioletnią Gosię na spotkanie zuchów. – Trochę różniła się tamta zbiórka od tych, które dziś organizujemy. Z tamtego czasu zapadła w mojej pamięci piosenka „Czerwona róża, biały kwiat”. Wtedy zaczęły się pierwsze krótkie wycieczki, wspólne akcje pod hasłem „Sprzątanie ziemi”, pierwszy ciężki plecak, w którym musiało znaleźć się wszystko, co potrzebne by przetrwać – wspomina Belska.

W czwartej klasie szkoły podstawowej na Łabowskiej Hali złożyła przyrzeczenie harcerskie. To były inne czasy, inny mundur, rota przyrzeczenia inna niż dziś.

– Ale ten sam harcerski krzyż i ten sam przekaz – służyć. Tak zostało do dziś – dodaje Małgorzata, która z sentymentem wraca do tamtych wędrówek, do beztroskiej przygody, menażek szorowanych piaskiem i obieraniem ziemniaków dla całego obozu.

– Pamiętam jak z całym zastępem służbowym siedzieliśmy w dołku pełnym ziemniaków i obieraliśmy je w skupieniu wywołanym niekończącymi się opowieściami naszej kadry. Właśnie te gawędy, opowieści, ogniska, grupa przyjaciół, którzy mieli te same obowiązki i nagrody, przemoczone buty i zawsze mocno upakowany plecak, to było to, co mnie urzekło w harcerstwie – wyjaśnia.

Harcerstwo wyssane z mlekiem matki 

W czasie nauki w I LO druhna Małgorzata trafiła do tzw. „Czarnej Jedynki” i zamiast na zbiórki, powędrowała na przesłuchanie do chóru „Scherzo”. Zaśpiewała wówczas harcerską „Krajkę” i tym samym na kilka lat rozstała się z harcerstwem, a zaangażowała w śpiew.

– Człowiek chodzi wieloma ścieżkami, trafia na różne szlaki, wciąż czegoś poszukuje. Życie toczy się według planu, a czasem zbacza z bezpiecznej drogi. Wciąż coś się zmienia. Tak też było u mnie: studia, praca, ukochany mąż, dzieciaki, troski i radości – prawdziwe życie. No i właśnie moje dzieci spowodowały, że znów jestem czynnym harcerzem, a teraz również instruktorem Związku Harcerstwa Polskiego – wyjaśnia druhna.

Kiedy Jakub – najstarszy syn pani Małgorzaty, miał 4,5 roku, zawiozła go na zbiórkę do grupy „Płomienie”, a właściwie do „Iskierek”, do harcówki obok kościoła Matki Bożej Niepokalanej. Gdy pojawiał się na osiedlu w mundurku, inni rodzice z zaciekawieniem dopytywali o szczegóły, a Małgorzata zachęcała ich, aby również swoje pociechy zapisali do zuchów.

Bracia „Be”

Nadszedł ten czas i Kuba poszedł do „zerówki”. Okazało się, że jego nauczycielka była instruktorem harcerstwa, zatem zbiórki odbywały się w szkole. Ale tak było tylko przez rok. Potem znów Kubuś wrócił do „Iskierek”. Dołączył do niego Krzyś – drugi syn Małgorzaty, a później najmłodszy – Szymek. Bracia „Be” – bo tak ich w hufcu nazwano, jeździli razem na obozy, zimowiska, biwaki, a w ich mamie powróciły stare tęsknoty za harcerskim życiem.

– No i pękło we mnie to, co chyba tylko na krótki czas zostało uśpione. Zapytałam w hufcu o możliwość przyjścia, dołączenia, działania. Zaproszono mnie na kurs instruktorów. I tak znów się odnalazłam – wspomina Belska.

I tak, już niemal od 10 lat, prowadzi własną drużynę. Najpierw była to grupa „Wesoła Gromadka”. Zuchy zaczęły wchodzić w wiek harcerski i stąd pomysł na drużynę wielopoziomową i zmianę jej nazwy.

– Moje „Trzy Żywioły” to: zuchy „Woda”, harcerze „Ogień” oraz harcerze starsi „Wiatr”. Zdobywamy sprawności, staramy się wciąż rozwijać, każdy próbuje odnaleźć w sobie mocne strony oraz uczy się określać swoje słabości, żeby wiedzieć, nad czym musi jeszcze popracować – tłumaczy druhna.

W pewnym momencie drużyna liczyła około 60 osób. Do niej dołączyła jedna z matek – Aneta Kaczmarczyk, która z czasem stała jej przyjaciółką, a także najstarszy syn – Jakub. Jako przyboczni Małgorzaty tworzą teraz kadrę instruktorską dla drużyny.

– Uśmiecham się do naszej nazwy – Anetka, Kuba i ja, to też swoiste „trzy żywioły”. Jestem wdzięczna za to, że są razem ze mną w tej harcerskiej przygodzie, szczególnie teraz, gdy podjęłam się kolejnego zadania w moim życiu. Można więc powiedzieć, że w harcerskich butach i z plecakiem po brzegi łażę przez cały czas. Przyrzeczenie harcerskie składa się bowiem raz na całe życie – podkreśla.

W rocie przyrzeczenia są słowa określające cel – szczera wola służby Bogu i Polsce, niesienie chętnej pomocy bliźnim i posłuszeństwo dziesięciu punktom Prawa Harcerskiego. To stabilny kompas wyznaczający azymut w życiu. Mówi się, że harcerstwo to 3 razy P: Praca, Przygoda, Przyjaźń. Niektórzy mówią, że dźwięk gitary, zapach ogniska i melodie harcerskie, to coś, bez czego nie wyobrażają sobie letnich wieczorów.

– Ja też tak mówię. Korci mnie, gdy zapowiada się dobra pogoda w weekend, marzę o wyjściu na szlak. Gdy słyszę, że trzeba coś zrobić, komuś pomóc, to po prostu to robię. Tacy już są harcerze. „Trzy Żywioły” angażują się w życie osiedla oraz Nowego Sącza – przyznaje Małgorzata.

Co roku w grudniu drużyna jeździ po Betlejemskie Światło Pokoju, które przed ubiegłymi Świętami Bożego Narodzenia odebrała od słowackich skautów w schronisku Głodówka tuż obok Łysej Polany. W najbliższym czasie grupę czeka niedziela z Polami Nadziei, czyli zbiórka pieniędzy na Sądeckie Hospicjum.

Przeciekające namioty i wędrujące „łóżka”

W harcerskim życiu nie ma nudy, non stop coś się dzieje: rajdy, biwaki, nowe przygody. Małgorzata Belska wspomina jeden z obozów letnich nad morzem, na który pojechało kilkoro dzieci z „Trzech Żywiołów” i innych drużyn z nowosądeckiego hufca.

– Razem z Anetką i naszą koleżanką Jasią Bochenek stanowiłyśmy kadrę zuchową. Przyszły deszczowe dni oraz niestety równie deszczowe noce. My pod namiotami. Kolejnej nocy poszłyśmy sprawdzić, czy wszystko w porządku u naszych zuchów – opowiada druhna Małgorzata.

Okazało się, że namioty przeciekają. Dzieci spały głęboko i nic sobie nie robiły z kapiącej na głowę deszczówki.

– Namiotu przenieść się nie dało, ale dzieci na kanadyjkach i owszem – wspomina z uśmiechem. Rano, kiedy zaświeciło słońce i dzieci obudziły się, od razu zauważyły, że w nocy „teleportowały się”. – Druhno, chyba ktoś namiot przestawił – zakrzyknęły rankiem.

– Innym razem budzi człowiek jakąś ekipę, wyprowadza w ciemny las, prowadzi do ogniska i pyta: czy chcesz złożyć Przyrzeczenie Harcerskie? Reakcje są różne, jedni zaspani nie wiedzą, co się dzieje, inni odpowiadają z radością i niedowierzaniem: ja? Tak, chcę, bardzo chcę, a kolejnym po prostu z radości i emocji spływa łezka po policzku. Dla takich chwil warto zakładać te harcerskie buty – wyznaje.

Raz w chmurkach, raz na ziemi

Małgorzata Belska wie, że w trudnych chwilach zawsze można liczyć na harcerzy. Jak przyznaje, już nie raz miała sytuację, gdy czasem w życiu było ciężko, tak normalnie po ludzku „pod górkę”. Wówczas zawsze znalazł się ktoś, kto pomógł.

– Bardzo często to był właśnie harcerz, ktoś, kto jest w ciągłej służbie. Dzięki takiemu harcerstwu raz jest człowiek w chmurach, raz mocno na ziemi. Takie harcerstwo, to swoista recepta na zdrowe życie. Jak to się mówi, pomaga nie zwariować, daje możliwość oderwania się od codzienności, zresetowania choćby na chwilę – stwierdza.

Jak przyznaje, harcerstwo to także konkretne zasady, ale nie rygor.

– To prawo do korzystania z praw. To nauka zasad – chcesz mieć prawo, przyjmujesz więc na siebie również garść obowiązków – dodaje druhna, jednocześnie przyznając, że obecnie dzieci i młodzież szukają właśnie takiego stylu życia.

Trzeba wytłumaczyć się z tego, że nie pójdzie się na skróty

Założyciel światowego skautingu, Robert Baden-Powell powiedział, że trzeba się starać zostawić świat lepszym niż go zastaliśmy.

– Te słowa towarzyszą mi w codziennych działaniach, choć nie ukrywam, że właśnie takie podejście do świata i życia czasem przeszkadza. Trzeba czasem wytłumaczyć się z tego, dlaczego nie pójdzie się na skróty – przyznaje.

Kiedy w grudniu 2018 r. przejęła obowiązki dyrektora Wydziału Edukacji i Wychowania, jej życie oraz codzienność bliskich, przyjaciół oraz życie harcerskie diametralnie się zmieniło.

– Choć tempo przed grudniem było swoiście zwariowane, uważałam, że życie było poukładane. Teraz próbuję układać wszystko na nowo. Nie będę ukrywała, że nie jest łatwo – przyznaje.

Doszły nowe obowiązki, niejednokrotnie musi zostać dłużej w urzędzie. Jak podkreśla, że bez wspierającej rodziny i harcerskich przyjaciół taki moment byłby nie do „ustania”.

Alpaki i urząd

– Wejście w urzędowe progi nie zwalnia mnie od wspierania męża w rodzinnym biznesie, wychowywania synów, hodowli alpak, które towarzyszą nam od 3 lat, działalności w zarządzie osiedla oraz towarzyszeniu zuchom i harcerzom – podkreśla.

Niektórzy pytają Małgorzatę, czy nie żałuje decyzji o podjęciu pracy w urzędzie. „Po co ci to?” – dziwią się. Morowa druhna odpowiada, że widocznie takie zadanie było jej pisane i ma do wykonania kolejny przydział czynności, kolejny „rozkaz”, który postara się wykonać jak najlepiej.

– Czasem będę prosić innych o pomoc, o wsparcie – tak jak na górskim szlaku, tak jak w zastępie służbowym – wspólnie zrobimy wiele, a przy okazji będziemy nadal razem powiększać grono tych, którym zależy na lepszym świecie. 

Rodzina – drużyna marzeń 

Małgorzata Belska zawsze podkreśla, że bezpieczeństwo i szczęście jej rodziny jest najważniejsze. Jednocześnie wie, że ma przy sobie swoich aniołów stróżów, którzy stoją za nią murem.

– Moja rodzina, to najdzielniejsi mężczyźni na świecie. Są ze mną na każdym kroku. Podpowiadają rozwiązania, przygotowują obiad, uzupełniają zapasy w lodówce. Wspierają. Nadążają. Są najlepsi! – przyznaje.

Jej autorytetami i wzorami jest wiele osób, które spotkała w swoim życiu i które miały wpływ na kształtowanie jej jako człowieka. Jej rodzice, mama, która przekazała jej zamiłowanie do działań społecznikowskich. Jej mąż Łukasz, który udowodnił, że razem z niczego, można stworzyć ogólnopolską firmę. Jej synowie, którzy mogliby wykorzystać zabieganie rodziców, ale ciągle wspierają ich i starają się nie osiąść na laurach.

– Ale także Anetka, która poświęca się każdego dnia w pracy w hospicjum, wielu młodych, którzy wbrew temu co podpowiada świat, pokazują, że mają zasady. Powinnam wymienić tu także moich nauczycieli, wychowawców. Moich znajomych z Hufca. To cała rzesza, prawdziwych, na wyciągnięcie ręki autorytetów i wzorów do naśladowania – wyznaje Małgorzata Belska.

Na pytanie o zainteresowania odpowiada krótko: – Po prostu interesuje mnie życie!

Pobierz specjalne wydanie DTS Kobieta:

 

Reklama