Pije Kuba do Jakuba. Dzieciństwo

Pije Kuba do Jakuba. Dzieciństwo

Powiadają, że nie tylko od niego zaczynamy, ale na nim też kończymy: pod koniec życia znów będziemy łysi i bez zębów (żeby ograniczyć się tylko do tych mniej nieprzyjemnych porównań).

Skądinąd jest to bardzo ładne słowo. A ma jeszcze piękniejszą, bardziej poetycką formę archaiczną – dziecięctwo (np. w teologii: dziecięctwo Boże).

Słyszymy wezwania, by zachować w sobie dziecko. Tyle tylko, że nie u wszystkich poszło to we właściwą stronę. Na nasz użytek mógłbym stworzyć takie swoiste „stopniowanie” rzeczownika: stopień równy – dzieciństwo, stopień wyższy – dziecięctwo i stopień… niższy – dziecinada.

Gdyby ktoś chciał przykładów dziecinady, niech otworzy pierwszy lepszy serwis informacyjny, także lokalny, zwłaszcza doniesienia ze świata polityki. Mam wrażenie, że zapanowała swoista pajdokracja: PESEL niby pokazuje już –siątki (50-siątka, 60-siątka…), a zachowanie jak u trzylatka. Znów są zabawy ołowianymi rycerzykami, znów płacz: ten mi coś zabrał, ta nie chce się ze mną bawić. Tylko teraz na skargę nie biegnie się do mamy, ale do mediów, zwołuje konferencje prasowe, wydaje oświadczenia itd.

Parafrazując znaną frazę Wisławy Szymborskiej: Dziecinada wielu dotąd trwa, dokąd zabawki/uwagę im się daje. Te pierwsze można odebrać przy okazji wyborów. Choć na to politycy są pewnie przygotowani: ot zwykły cykl demokracji. Ale to drugie można odebrać nie czekając na koniec kadencji. A chyba nie ma boleśniejszego ciosu dla polityka, niż niepoświęcanie mu uwagi? To może pozwólmy im wydorośleć…

Jakub Marcin Bulzak

Inne felietony przeczytasz w najnowszym wydaniu DTS – bezpłatnie pod linkiem:

Reklama