PIELGRZYM. Wspomnienia z wizyty Jana Pawła II w Starym Sączu cz. II

PIELGRZYM. Wspomnienia z wizyty Jana Pawła II w Starym Sączu cz. II

Mieszkańcy diecezji tarnowskiej wspominają wizytę Jana Pawła II w Starym Sączu i kanonizację bł. Kingi:

Jedyna taka okazja

FOT. JERZY CEBULA

16 czerwca 1999 roku byłam uczennicą 3 klasy Liceum Handlowego w Bieczu. Należałam wówczas do grupy harcerskiej. Kiedy dowiedziałam się, że jest możliwość wzięcia udziału w wyprawie do Starego Sącza i spotkaniu Ojca Świętego Jana Pawła II, nie zastanawiałam się długo. Pamiętam tę noc poprzedzającą wizytę papieża, bardzo mocno padało. Po nocy spędzonej w deszczu w namiocie i pieszej wędrówce od 4 rano z drużyną, z całym ekwipunkiem, ok. 8.00 dotarliśmy na miejsce. Nie było czasu na chwilę słabości, na okazanie zmęczenia. Każda grupa miała przydzielony sektor, za który była odpowiedzialna. Byłam jedną z osób, do której mogli zgłaszać się pielgrzymi po pierwszą pomoc przez cały czas trwania mszy świętej. Po ciężkiej nocy był jeszcze bardziej wyczerpujący dzień. Jednak to niezwykłe uczucie, którego doświadczyłam spotykając tuż obok Ojca Świętego Jana Pawła II, pamiętam do dziś. Dzisiaj z perspektywy 37-latki, wspominam to wydarzenie z uśmiechem, gdyż była to jedyna i jak się po latach okazało, niepowtarzalna okazja w moim życiu, aby zobaczyć Ojca Świętego Jana Pawła II z bliska. Uczucie to zapamiętam na zawsze. Czuwaj!

DOROTA (37 LAT)

W zaciszu domu, przed telewizorem

FOT. JERZY CEBULA

Nocną wyprawę w deszczu, w tłumie pielgrzymów, do Starego Sącza znam tylko z opowieści jej uczestników, w tym męża i moich dzieci. Ja niestety z uwagi na stan zdrowia nie mogłam wziąć w niej udziału. Było mi przykro, ale tylko trochę. W głębi duszy czułam się wyróżniona, jak pewnie każdy sądeczanin, że papież na miejsce pielgrzymki wybrał sobie ziemię świętej Kingi. Wtedy jeszcze błogosławionej. Noc z 15 na 16 czerwca zapamiętam jako bardzo gwarną. Za to nad ranem w mieście zapanowała totalna cisza. Stałam przy oknie w kuchni przez długi czas i wpatrywałam się w puste ulice. Przez godzinę nawet żaden samochód nie przejechał, nikt nie przeszedł. Tylko z pokoju dobiegały mnie głosy ludzi z telewizji dywagujących, czy papież przybędzie do Starego Sącza czy nie. W końcu wiadomość, że będzie. Zaraz jednak kolejna informacja, że helikopter nie może wystartować. I nagle wielkie poruszenie, bo zapadła decyzja, że Jan Paweł II przyjedzie samochodem. To nie było poruszenie tylko ludzi z telewizji. W tym momencie ulice Nowego Sącza znów ożyły. Mieszkańcy, którzy z różnych pewnie względów nie mogli wziąć udziału w pielgrzymce, powychodzili z domów, w nadziei, że papież przejedzie przez miasto. Długo stałam w oknie, towarzysząc tłumom czekającym na Jana Pawła II. Później, kiedy już było wiadomo, że inną drogą dotrze na starosądeckie błonia, wróciliśmy wszyscy przed ekrany telewizorów. To była przepiękna uroczystość. Uroniłam niejedną łzę, słuchając i oglądając jej przebieg. W zaciszu domu przeżywałam słowa papieża. Choć byłam sama w pokoju, zupełnie się tak nie czułam. Miałam wrażanie, że jestem w tym tłumie pół miliona ludzi w Starym Sączu. Może dlatego, że wszystko, co pokazywały kamery telewizyjne, było mi bardzo znane i bardzo bliskie.

GRAŻYNA Z NOWEGO SĄCZA (61 L.)

Radość była niewyobrażalna

FOT. JERZY CEBULA

Rok 1999 był ostatnim, kiedy na żywo widziałem i słyszałem Ojca Świętego. Byłem niemal na wszystkich pielgrzymkach, jakie odbył do Polski! W Nowym Targu, Krakowie, Tarnowie, Radomiu, Zakopanem i Starym Sączu. Zawsze starałem się, by w osobistej modlitwie wspierać go i prosić o wstawiennictwo w moich codziennych troskach. Dzisiaj mam blisko 80 lat i już pamięć nie taka jak bym sobie tego życzył, jednak ten dzień, kiedy Jana Paweł II stanął na starosądeckich błoniach, pamiętam jak dziś. Od kilkudziesięciu lat jestem chórzystą w chórze Echo II, działającym przy parafii św. Kazimierza w Nowym Sączu. Właśnie początkiem 1999 roku dotarła do nas wiadomość, że będziemy jednym z chórów, jakie uświetnią tę wizytę Ojca Świętego. Zaczęliśmy pilnie ćwiczyć wszystkie pieśni, jakie miały być zaśpiewane podczas celebry mszy św. na starosądeckich błoniach. Kiedy nadszedł 16 czerwca, wcześnie rano pojechaliśmy do Biegonic, skąd pieszo, w garniturach i z partyturą pod pachą, musieliśmy dotrzeć do ołtarza papieskiego. Pogoda była podła i nastroje też nie najlepsze. Sytuacja nie napawała optymizmem, bowiem dzień wcześniej Ojciec Święty nie pojawił się na krakowskich błoniach, ponieważ niefortunnie wywrócił się w łazience i rozbił głowę. Nie było pewności, czy będziemy mogli „na żywo” odczuć obecność tej wielkiej Osoby. Radość była niewyobrażalna, gdy pojawił się i przejeżdżał pomiędzy sektorami, witany olbrzymią euforią pielgrzymów, którzy przybyli na to spotkanie. Pamiętam jak dziś, kiedy z ust blisko 3500 chórzystów, wokalistów różnych formacji i zespołów, pod batutą ks. Władysława Pachota, wyrwał się „Krakowiak sądecki” autorstwa Wandy Łomnickiej-Dulak: Hej z wirchu Radziejowe Wiater podmuchuje Dziś ziemia sondecko Gościa wycekuje Hej scenściem bijom serca Lachów i Górali Ze Łojca Świętego My sie docekali. Do dziś na wspomnienie tej pieśni łza kręci się w oku. Moja żona trwała w modlitwie w bliskim sektorze, nieopodal ołtarza. Obok niej zgromadziła się 15-osobowa rodzina z Limanowej, która wręczała dar ołtarza, w postaci kopii obrazu Przemienienia Pańskiego i jako jedyna została dopuszczona w takiej ilości osób do Ojca Świętego. Żona wspomina, że wrócili niezwykle wzruszeni. Po mszy św. nastąpiła słynna powtórka z geografii, a potem dalsza część „Krakowiaka sądeckiego”: Dzisiok dzień barz znacny Na najdłuższe roki Modlemy się, niech Bóg Chroni Twoje kroki, Niech bez długie lata Przy Tobie ostatnie Ta sondecka śpiwka Hań na Watykanie Wróciłem, jak zawsze, mocny przekazem i siłą osobowości, jaką niósł Ojciec Święty. Dał mi siłę do działań na kolejne lata. Jest największym mentorem mojego życia. Dziękuję Bogu, że postawił Go na mojej drodze życia!

STANISŁAW BARAN (78 L.)

Nerwowo na moście

FOT. JERZY CEBULA

Wizyta Papieża w Starym Sączu wypadła tuż po reformie administracyjnej kraju, gdy jednostki straży pożarnej zmieniały się, dlatego bezpośrednio nie brałem udziału w przygotowywaniu planu zabezpieczenia wizyty Papieża w Starym Sączu. Jednak w czerwcu 1999 roku byłem w stopniu kapitana i pełniłem funkcję naczelnika wydziału operacyjno-szkoleniowego KM PSP w Nowym Sączu, który bezpośrednio realizował zabezpieczenie wizyty Papieża. Operacja zabezpieczenia wizyty Papieża składała się z kilku elementów między innymi takich jak zabezpieczenie parkingów, lądowisk, sektorów oraz tzw. „strefy zero” tj. w najbliższym sąsiedztwie ołtarza. Wszyscy Sądeczanie oczekiwali przybycia Papieża do Starego Sącza, dlatego zaniepokojenie i zaskoczenie wywołał fakt o niedyspozycji Papieża i brak jego udziału w Mszy Świętej na krakowskich Błoniach. Wszystko odbywało się w wielkiej niepewności czy Papież dojedzie do Starego Sącza. Wszyscy tłumaczyli jego nieobecność w Krakowie tym, że na krakowskich Błoniach Papież był zawsze podczas swoich wizyt w Polsce. Dlatego tam mogło go raz nie być. Jedno jednak było pewne, że zaplanowana uroczystość z Papieżem lub bez w Starym Sączu się odbędzie. W związku z tym strażacy zabezpieczenie zaczęli realizować już dzień przed przybyciem Papieża. W godzinach wieczornych rozpocząłem razem z kpt. Gumulakiem objazd terenu i kontrole poszczególnych jednostek straży pożarnych realizujących zabezpieczenie w terenie. Całą noc objeżdżaliśmy wszystkie miejsca, gdzie było prowadzone zabezpieczenie przez strażaków. Obserwowaliśmy jak już od godzin wieczornych ze wszystkich stron pielgrzymi pieszo zmierzali na starosądeckie błonia. Z upływem czasu grup pielgrzymujących maszerowało coraz więcej. Ruch dla samochodów był wstrzymany. Poruszać się mogły tylko samochody służb posiadające stosowane zezwolenia. Nad ranem przyjechaliśmy do komendy aby w sztabie przekazać relacje z całonocnych działań zabezpieczających. Wielkie było zaskoczenie przełożonych, że po wieczornym objeździe nie wróciliśmy do komendy, aby trochę odpocząć. Później ponownie udaliśmy się do Starego Sącza w okolice ołtarza. Nie było to już takie łatwe, na wszystkich drogach było mnóstwo pielgrzymów. Wąskim gardłem okazał się wtedy most na Popradzie w Starym Sączu, który był jedyną przeprawą dla wszystkich podążających od strony Nowego Sącza. Gdy było coraz bliżej do uroczystości, tym było więcej problemów z bezproblemowym pokonaniem mostu. Jednak chyba wszystkim udało się dotrzeć na czas na plac celebry. Wielką radością dla wszystkich uczestników było przybycie Papieża do Starego Sącza oraz celebrowanie mszy świętej. Podczas mszy wszystko przebiegło bez zakłóceń. W pamięci wszystkim utkwiła słynna powtórka z geografii oraz klaryski, które wyjątkowo w tym dniu opuściły mury klasztoru. Po mszy świętej i po opuszczeniu Starego Sącza przez Papieża, rozpoczęło się opuszczanie placu. Prawie wszyscy uczestnicy uroczystości ruszyli z placu celebry. Nie mieli większych problemów ci, którzy szli w kierunku Rytra, Piwnicznej i dalej Doliną Popradu. Udający się w kierunku Nowego Sącza napotkali znów na wąskie gardło jakim okazał się most na Popradzie. Nie było innej drogi a większość pielgrzymów musiało tamtędy iść. Przez most wyjście ze Starego Sącza stało się wielkim problemem. Na moście zrobiło się bardzo nerwowo. Nerwowość pielgrzymów była wielka, bo każdy po kilkunastu godzinach pobytu chciał wracać jak najszybciej do domu. Nerwowej atmosfery na moście nie udało się nikomu rozwiązać. A próbowali ją rozwiązać najpierw sami pielgrzymi, później policjanci a w końcu księża. Nikomu się ta sztuka nie udała. Nie będę w szczegółach opisywał jak ta nerwowość na moście wyglądała. Przez pewien czas zastanawiałem się, czy ci ludzie na pewno wracają z uroczystości religijnej. Wtedy to w praktyce przekonałem się, na czym polegała tzw. psychologia tłumu. Dziś pewnie nie byłoby takiego problemu, bo jest dodatkowy most tj. Most Św. Kingi, który pozwoliłby na szybsze opuszczenie placu celebry. Po zakończeniu zabezpieczenia w Starym Sączu uznałem, że kolejny już raz uczestniczyłem w wielkim historycznym wydarzeniu religijnym na Sądecczyźnie. Choć dwa lata wcześniej w 1997 roku zabezpieczałem przez cztery dni wizytę Papieża na Podhalu. Byłem wtedy przekonany, że to już była ostatnia pielgrzymka Papieża do Polski. Myliłem się bo po 1999 roku była jeszcze pielgrzymka w 2002 roku w której zabezpieczeniu w Krakowie też miałem swój skromny udział.

PAWEŁ MOTYKA

PIELGRZYM

PROJEKT ZREALIZOWANO PRZY WSPARCIU FINANSOWYM WOJEWÓDZTWA MAŁOPOLSKIEGO

 

Reklama