Od glinianego garnka do pijałki

Od glinianego garnka do pijałki

Od raptem kilkunastu lat trwa w całym kraju moda na picie niemal codziennie wód mineralnych. Półki hipermarketów wręcz uginają się pod ciężarem butelek z wodą o różnych smakach, z kilkudziesięciu źródeł, a przecież przed niemal pół wiekiem najsłynniejszą naturalną wodą mineralną w Polsce była Kryniczanka. Teraz zdetronizowały jej niekwestionowaną pozycję produkowane przez zagraniczne koncerny wody niekoniecznie zdrowotno-mineralne. Znalazły bowiem u nas swoją żyłę złota. A przecież nie takie znowu „pitne” były początki choćby Krynicy-Zdroju, czy innych sądeckich uzdrowisk.

Droga, którą przeszły wody mineralne, jest długa a zaczęła się bardzo dawno. O tym, że krynickie wody mają charakter leczniczy, wiedziano od wieków. Ot, wypływało sobie źródełko, z którego krowa nie chciała pić wody, bo jej nie smakowała. Ale gospodarzowi i owszem, zwłaszcza gdy poprzedniego dnia nadużył gorzałki czy innego samogonu i oto okazywało się, że ta woda świetnie leczy kaca. Chłop wziął dawkę leczniczą w glinianym garnku i stawał na nogi. Nieco to frywolne porównanie, ale przecież historia wynalazków zna takie przykłady. Od „spożycia” do genialnych odkryć.

Jak zanotowały poważne kroniki, w 1784 r. komisarz cyrkularny Franciszek Stix von Saunbergen objeżdżając dobra muszyńskie zwrócił uwagę na źródło we wsi Krynica. Wytryskało ono burząc się i pieniąc. Natychmiast jego analizę chemiczna wykonał profesor Uniwersytetu we Lwowie Baltazar Hacquet i okazało się, że ta woda jest dobra niemal na wszystko. Jednym słowem jest lekarstwem. Tenże sam komisarz Stix von Saunbergen w 1793 r. wybudował obok źródła pierwsze łazienki. Można powiedzieć, że tak zaczęła się historia Krynicy-Zdroju jako uzdrowiska. Kto nie mógł korzystać z kąpieli leczniczych w sposób cywilizowany, mógł regularnie wody mineralne pijać. Stąd narodziła się tradycja naczyń do delektowania się wśród kuracjuszy wodą mineralną. (…)

Przeczytaj cały felieton Jerzego Widła w „Dobrym Tygodniku Sądeckim”:

Reklama