O tym się mówi. Sądecka gastronomia tonie

O tym się mówi. Sądecka gastronomia tonie

Upadają restauracje, których wydawałoby się, że nic nie jest w stanie ruszyć. Inflacja, wysokość rachunków za gaz, prąd i produkty spożywcze dobijają właścicieli lokali. Kilku zamknęło swoje biznesy już w wakacje. Problem jednak nie dotyczy tylko gastronomii, ale także sklepów, czy klubów. Nowosądecka starówka dosłownie wyludnia się, a na szyldach zamiast „otwarte, zapraszamy”, widnieje: „sprzedam, wynajmę”. Galopująca drożyzna to jedyny powód obecnego stanu rzeczy?

Wincenty Żygadło – właściciel kilku lokali gastronomicznych, w tym Cocktail baru, przyznaje, że już jakiś czas temu powinien zamknąć swoje lokale, bo nie zarabia, a nawet nie wychodzi na przysłowiowe „zero”.

– Ciągle jestem pod kreską. Trwam jeszcze, bo usiłuję dać sobie szansę. Teraz prawdopodobnie podniosą podatki od nieruchomości. Burzy się we mnie krew, bo ci, którzy te podatki podniosą, sami powinni poszukać oszczędności, ale najłatwiej wziąć od kogoś. Problem w tym, że sięgnięcie do portfeli drobnych przedsiębiorców może oznaczać po prostu koniec tych przedsiębiorców – stwierdza Wincenty Żygadło.

Wystarczy głowa nad wodą, by oddychać

Nowosądeczanin niegdyś zaproponował, aby miasto umożliwiło wykonanie wejść do piwnic kamienic bezpośrednio z deptaków, na przykład z ulicy Jagiellońskiej. Piwnice stoją w tej chwili odłogiem, nie przynoszą dochodów, a kamienice niszczeją (…)

Cały tekst przeczytasz w najnowszym DTS – bezpłatnie pod linkiem:

Reklama