Nożem i widelcem można wykopać sobie grób

Nożem i widelcem można wykopać sobie grób

O zdrowym stylu życia rozmowa z Joanną Pampuch z Sądeckiej Kooperatywy Spożywczej

– Korzystamy z aptek jak ze sklepów spożywczych. Zdrowie można kupić w tabletkach?

– Oczywiście, że nie. Za nasze zdrowie odpowiada wiele czynników: przede wszystkim styl i tempo życia, a także odżywianie. Przyznaję, że sama jestem zabiegana i muszę sobie przypominać o tym, aby zwolnić. Często ludzie zaczynają dbać o zdrowie, jak są już w starszym wieku i zaczyna im coś dolegać. Tak było i w moim przypadku. Najważniejsza jednak jest profilaktyka. Na szczęście coraz więcej ludzi młodych interesuje się tym tematem. Nawet jeśli to jest tylko moda, to niech będzie, w końcu chodzi nam o długie życie w zdrowiu..

– W wielu przypadkach bywa i tak, że ludzie zaczynają szukać rozwiązań i pomocy, gdy pojawiają się problemy, tak jak w przysłowiu „mądry Polak po szkodzie”…

– Niestety bywa i tak, że zamiast zmienić styl życia i odżywiania, szukają rozwiązań w lekarstwach. Odwiedzają apteki już tak często jak sklepy spożywcze, a tabletki wybierają w myśl zasady „a może jeszcze mi się to przyda, a może jeszcze to wezmę”…

– Mnóstwo osób ma na sumieniu taki apteczny shopping. Pani również?

– Przyznam szczerze, że kiedyś również tak robiłam. Dziś w apteczce mam jedynie plastry i bandaż.

– Coś się wydarzyło, że zaczęła Pani szukać alternatywnego rozwiązania?

– Czerwone światełko zapaliło się, jak usłyszałam od lekarza, że niestety muszę te albo jeszcze inne tabletki brać do końca życia. Jak jest człowiek przeziębiony i medykamenty zażywa przez jakiś czas, to jest zupełnie inna sytuacja, niż jak się ma je brać do końca życia. Powiedziałam: nie! Żadna tabletka nie jest obojętna dla organizmu a poza tym likwiduje skutek, a nie przyczynę. W związku z tym, iż moje dolegliwości nie były na tyle poważne, że mogłam spróbować powalczyć z nimi samodzielnie, pierwszym krokiem było wyzbycie się z domu wszelkiej żywności przetworzonej. Szukając wiedzy w książkach o zdrowym odżywianiu, przeglądając internet (umiejętnie wykorzystany jest kopalnią wiedzy), wyzbyłam się ostatecznie problemu w postaci podwyższonego ciśnienia.

– No tak, profilaktyka zaczyna się na talerzu.

– Oczywiście. Mówi się, że nożem i widelcem można wykopać sobie grób. Jemy stanowczo za dużo i do tego niezdrowo. Dzisiejsze jedzenie znacznie różni się od tego, które było dawniej, gdzie samemu trzeba było sobie wyhodować owoce, warzywa, a mięso było rarytasem. Dzisiaj mięso, a co gorsza jego przetwory, jemy na śniadanie, obiad i kolację, a warzywa niegdyś sezonowe dziś można kupić przez okrągły rok.

– Jesteśmy nie tylko tym, co jemy. Ważne są także środki, jakich używamy do pielęgnacji ciała oraz to, czym się leczymy. Wytwarza Pani swoje mydła, kosmetyki, maści?

– Tak. Zaczęły mnie boleć nogi, więc poszperałam w internecie, przeczytałam o niezwykłych właściwościach ziół rosnących nam „pod nosem”, konsekwencją czego było zrobienie sobie maści, a właściwie mazidła – tak to nazywam. Gdzieś przeczytałam, że można również samemu wytworzyć krem, więc zebrałam produkty i go zrobiłam. Uczulenie na żele do mycia i wysuszające mydło, które jak się później okazało wcale mydłem nie jest, zainspirowały mnie do poszukiwań, a finalnie do stworzenia własnego „prawdziwego” mydła.

Zatem jak zrobić swoje mydło?

– Pierwsze mydło, jakie zrobiłam było ze smalcu, chciałam w ogóle sprawdzić, czy to wyjdzie. Wyszło! Zatem zaczęłam wytwarzać je z bardziej szlachetnych olei, a mianowicie z oliwy z oliwek, oleju: kokosowego, rycynowego, ze słodkich migdałów. Używam też masła shea i masła kakaowego. Czasami dodaję olej ryżowy. Kupuję, w zależności od tego jakie mydło chcę otrzymać, wodorotlenek sodu albo potasu, następnie rozpuszczam go w wodzie destylowanej, z czego powstaje tzw. ług o temperaturze dochodzącej do 100 st. C. Należy przy tym zachować szczególne środki ostrożności i robić to w okularach i rękawiczkach, gdyż mamy do czynienia z zasadą, która jest substancją żrącą. Oczywiście zarówno wodorotlenek jak i oleje przeliczane są w specjalnym kalkulatorze. W czasie jak ług stygnie, podgrzewam oleje, następnie wlewam ług i blenduję, a później wylewam do formy. W zależności od receptury i efektu, jaki chcę uzyskać, trzymam mydło pod kocem lub wkładam do zamrażarki, a następnie po upływie doby lub dwóch kroję, ewentualnie wyjmuję z mniejszych foremek. Następnym etapem jest leżakowanie. Kładę mydło na specjalnie do tego przygotowane kratki, gdzie sobie odpoczywa około dwóch miesięcy. Po tym czasie jest gotowe do użycia.

– Czyli każdy z nas może wytwarzać mydło. To nie jest tak, że kupujemy niezdrowe produkty, bo nie mamy innego wyjścia.

– Oczywiście, że tak.  Jest bardzo dużo blogów, z których można czerpać wiedzę. Przyzwyczailiśmy się, że ryż ma być biały, mąka biała, odrzucamy wszystko, co dobre. Trzeba zdać sobie sprawę, że jeżeli sami o siebie nie zadbamy, to nikt o nas nie zadba, ani państwo, ani przemysł farmaceutyczny, bo wszystko nastawione jest niestety na zarabianie pieniędzy.

– Ale co ze środkami czystości, czym sprzątać dom nie sięgając po produkty sklepowe?

– Dowiedziałam się, że octem i sodą można wysprzątać cały dom. Pomyślałam – rewelacja! Całkowicie wyeliminowałam chemię z domu. Sprzątam, piorę, tylko tym, co sama wyprodukowałam. Tak naprawdę mydłem potasowym mogę wyczyścić wszystko. Ma ono działanie takie samo jak mleczka czyszczące. Idealnie można nim wyczyścić zarówno zlewy jak i białe buty.

– Wytwarza Pani również maści na oparzenia, a także maść żywokostową…

– Z początku była to „radosna twórczość”, takie próby. Pojechaliśmy na wycieczkę z synem. Nie zakrył sobie rąk i poparzyło go słońce. Posmarował oparzenie dwa razy moją maścią i stwierdził, że nie tylko ma ona działanie przeciwbólowe, ale zeszła po niej opuchlizna i znikło zaczerwienienie.

– Zdradzi Pani recepturę?

– Receptura, dlatego że jest skuteczna, objęta jest tajemnicą (śmiech). Owszem korzystam z internetu, ale wszystko modyfikuję. Jeśli chodzi o maść żywokostową, to najważniejszy jest żywokost, którego korzeń najlepiej wykopywać wiosną lub jesienią. Robimy z niego gliceryd, wyciskamy i łączymy ze smalcem gęsim. Tak naprawdę receptur jest wiele.

– Robi Pani również balsamy do ust, ciała?

– Tak. Trzeba pamiętać jednak, że podstawą przy robieniu jakichkolwiek kosmetyków czy maści jest higiena. Wszystko musi być odkażone spirytusem.

– Czyli jednak da się całkowicie wyeliminować chemiczne produkty z naszego życia i jeść tylko zdrowe rzeczy?

– Przyznam, że ciężko jest wszystko wyeliminować. Sama używam płynu do mycia naczyń, gdyż stosuję dużo oleju i finalnie zatykały mi się tłuszczem rury. Niestety ten, który zrobiłam, nie zdał egzaminu. Gdyby wszystkie produkty samemu trzeba było zrobić, to dla przeciętnej Polki, która pracuje, zajmuje się domem i dziećmi, nie jest to takie proste.

– Może trzeba szukać złotego środka. Nie obrażać się na wszystkie „sklepowe” produkty, a robić selekcję w ich wybieraniu?

– Dokładnie tak. Jeśli chodzi o kupowanie jedzenia, to dobrze jest kupować mniej, ale wybierać produkty lepszej jakości, które mają w sobie znacznie mniejsze ilości lub nie mają w ogóle „ulepszaczy”. Są one zazwyczaj droższe.

– Zdrowe odżywianie, produkowanie naturalnych środków czystości, aktywność fizyczna np. wycieczki w góry i ucieczka w Bieszczady, może właśnie, to jest przepis na długowieczność?

– Pewnie tak. Ponoć człowiek jest zaprogramowany na 150 lat (śmiech).

Czytaj „Dobry Tygodnik Sądecki” – kliknij i pobierz bezpłatnie:

 

 

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama