Nie proponuję cudownej diety

Nie proponuję cudownej diety

Rozmowa z Markiem Zarembą, dyplomowanym dietoterapeutą i dietetykiem. Autor bestsellera „Jaglany detoks” po raz kolejny gościł w Nowym Sączu, gdzie z wydawnictwem RTCK nagrywa audiokonferencje z serii „ABC zdrowego stylu życia”. Pierwsza – „Przez żołądek do serca” właśnie się ukazała.

– Kiedy rozpocząłeś konferencję, przedstawiając się jako ojciec dwudziestokilkuletnich córek, na sali słychać było tylko szepty pań: To niemożliwe? Sam wyglądasz niewiele starzej. Dieta, jaką  proponujesz to eliksir młodości?

– W zasadzie to nie proponuję kolejnej „cudownej” diety, lecz styl życia, który łączy ze sobą odżywianie, aktywność i przede wszystkim świadomość – kim jestem i dokąd zmierzam? Te dwa pytania są wręcz fundamentalne, aby pozbyć się lęku i obsesji związanych współcześnie z dietami. Prawdziwa „młodość” człowieka wypływa z tzw. viriditas, o której pisała średniowieczna mniszka św. Hildegarda z Bingen. Mając na myśli życiodajne siły płynące z obcowania człowieka z przyrodą, z odpowiedniego pożywienia, oddychania, odpoczynku i co najważniejsze z ducha! To swoista synergia, która opiera się na byciu świadomym wyjątkowego obdarowania przez Stwórcę. Bycia jego dzieckiem i żyjąc w świecie, w którym okrywa On całe stworzenie przyrodą jak płaszczem. Co najważniejsze, umieszczając w przyrodzie lekarstwa na nasze choroby. To medycyna naturalna, gdzie pożywienie staje się lekarstwem! Przypomina nam o tym biblijna Mądrość Syracha: „Pan stworzył z ziemi lekarstwa, a człowiek mądry nie będzie nimi gardził”. Zatem nie potrzebujemy nowej diety, lecz świadomość, jak żyć w oparciu o mądrość Bożą.

– Co masz na myśli? 

– Po pierwsze kochać drugiego człowieka jak siebie samego. To jest eliksir życiodajnej siły. Miłość! Nie może jednak człowiek dać, czego sam nie ma. Jeżeli pragnę zdrowia bliskich, sam muszę o nie najpierw zadbać, lecz bez obsesji. Umiar i wstrzemięźliwość wystarczą. Mówiąc wprost, jestem profilaktykiem. Zapobiegam zamiast leczyć! To droga do wewnętrznej wolności, nic bowiem nie muszę. Wtedy nie jestem niewolnikiem diety, wiem bowiem, że życie to nie wieczny karnawał przyjemności i powinienem sobie wielu rzeczy odmówić dla zdrowia i godności bożego dziecka – to się nazywa kultura postu. Ona daje mi sytość w Bogu, wszystko bowiem, co czynię robię w jedności ze Stwórcą. Czy jem, czy nie jem. Jednego dnia zjem kaszę jaglaną, ale jutro mogę być w podróży i ktoś zaprosi mnie na kolację, gdzie będą kiełbaski.

– Wtedy dajesz sobie dyspensę?

– Zjem je bez najmniejszego problemu, wiem bowiem, że wzajemna miłość i więź jest ważniejsza od nawet najzdrowszej diety. Dziś dieta coraz częściej dzieli ludzi. Spotykamy przykłady wręcz stygmatyzowania się weganizmem czy innym skrajnym stylem odżywiania. Ewangelista Marek jednak przypomina nam, że Chrystus wszystkie potrawy uznał za czyste. Choroba to bowiem stan ducha. Dlatego umiar i regularny post wystarczą. Nie trzeba żadnej diety, aby kochać.

– Spodziewałam się, że będziesz mówił, co mam jeść, by młodo wyglądać. Dziś niemal co roku jest moda na inną dietę. Dlaczego miałabym wybrać to, co Ty proponujesz?

– Żadna dieta nie da nam pokoju serca, miłości i jedności. Zdrowe odżywianie i dom pachnący dobrą kuchnią mogą nam w tym jedynie pomóc. Kiedy dieta będzie celem samym w sobie to popadniemy szybko w wiele frustracji. Nic bowiem tak szybko nie prowadzi do choroby jak przesadne myślenie o zdrowiu. Owszem warto wspierać leczenie właściwą dietą. Na tym polu mam zresztą ogromne doświadczenie. Tysiące moich czytelników przekonuje się każdego dnia, że to działa jak prawo grawitacji. Dlatego mój jaglany detoks, to boży roślinny skalpel na choroby cywilizacyjne, które najczęściej mają podłoże w przejadaniu się z przetworzoną żywnością w tle. Moją życiową i zawodową misją jest zatem odnowić kulturę stołu, która nie jest dietą, lecz drogą do umiarkowania. Zdrowie to dar, to prezent, mało kto tak myśli. Kiedy nie jestem tego świadomy to nic mi nie pomoże, będę tylko zmieniał diety. Płacimy za miejsca parkingowe dla samochodów, które zardzewieją lub wydajemy krocie na ich zakup, lecz często jemy byle co i byle jak. Brakuje nam świadomości kim jesteśmy. Tu jest początek pracy nad zmianą stylu życia. Trzeba się stale pytać – kim jestem?

– Na czym polega fenomen kaszy jaglanej, którą tak polecasz?

– Jaglany zastrzyk zdrowia przyda się dzisiaj każdemu z nas. Proso jest bowiem zasadowe w procesie trawienia, a wielu z nas jest dziś mocno zakwaszonych. Powód to dominujący stres i niewłaściwe odżywianie oraz brak aktywności. Dlatego temat kaszy jaglanej przewija się w moich publikacjach często. Musimy znaleźć naturalne i łatwe sposoby na właściwą regenerację organizmu, a zasadotwórcza i odżywcza kasza jaglana wpisuje się w to idealnie! Jaglanka zawiera również wiele cennych składników mineralnych. Szczególnie żelazo oraz lecytynę, która wzmacnia prace mózgu i tkanki nerwowej. Jaglanka ma właściwości od neutralnych do rozgrzewających, wskazana jest więc przy wzmacnianiu odporności u każdego, kto zmaga się z częstymi infekcjami. Szczególnie w chorobach górnych dróg oddechowych, gdzie infekcje są zatokowe. Kasza jaglana jest doskonałym remedium w programach detoksykacji. Każdy kto wcina jaglankę niejednokrotnie przekonał się, że już po kilku dniach odczuwa witalność, lekkość i przypływ energii.

– Masz niewierzących pacjentów?

– Owszem, zdążają się, ale niezwykle rzadko. Raczej zgłaszają się osoby, które są – nazwałbym to – „letnie” w sprawach wiary lub bardzo wierzące i bardzo często po tym, jak modliły się o zdrowie. Nie wybieram sobie jednak pacjentów. Aczkolwiek to „opatrznościowa” – w co wierzę – poradnia dietetyczna, a ja niemal każdego dnia od wielu lat modlę się podczas codziennej mszy świętej o zdrowie wszystkich, którymi się zajmuję. Daje mi to wiele refleksji, jak Bóg kocha człowieka i pragnie uzdrowienia. Niestety, my często nie mamy wiary w to, że już dawno została wysłuchana nasza modlitwa i wystarczy zmienić nawyki, aby wracać w podskokach do zdrowia. Chcemy od Boga tylko zdrowia, nie zmiany życia, stąd nie ma czasem efektów.

Twoje świadectwo przekonuje Twoich pacjentów do zmiany? W wieku 23 lat – opowiadasz – czułeś się jak staruszek.

– Moja droga to światło dla tych, którzy zrozumieją, dlaczego chorują. Ten bowiem otrzymuje zdrowie, kto pragnie, a nie tylko, kto chce. Bóg kocha, przebacza lecz wymaga. Kto to zrozumie, ma szanse na udane i zdrowe życie. Z dwóch chorób: zapalenie prostaty i wirusa HVP zostałem uzdrowiony całkowicie podczas mszy świętej. To jest dopiero radość! Modliłem się jednak i pracowałem nad sobą przez kilka lat. Przekonałem się również, że często nawet szybki powrót do zdrowia nie jest miarą dobra, dalej bowiem możemy być „zdrowym” hipokrytą z dobrym poziomem cholesterolu i piękną skórą. Sam przeszedłem taką drogę przez wiele „uzdrowicieli”. Niestety.

– A jak poradziłeś sobie z hashimoto?

– Choroba przewlekła trawiła mnie długie lata. Ostatecznie z pacjenta stałem się terapeutą. Motywacja to pragnienie, które każdy z nas ma w sobie. Być zdrowym i szczęśliwym. Na moich największych słabościach, przejadaniu się oraz lenistwie, z których poniekąd wyrosła choroba, Bóg zaczął budować nowe życie. Wiara w uzdrowienie, samozaparcie, konsekwencja i świadomość, kim jestem, oraz że większość chorób to nadmiar toksyn w organizmie, wprowadziły mnie na drogę oczyszczenia. Pracowałem dwutorowo. Na planie żywienia i pogłębianiu relacji z Bogiem, który okazał mi swoje miłosierdzie, dając potrzebne siły i ludzi, którzy mnie wspierali. Pewnego dnia obudziłem się i podziękowałem Bogu za chorobę, która odmieniła całe moje życie! Choroba była drogą do wzrostu i uświadomiłem sobie, że jej głównym powodem był brak bożej dyscypliny. Odkąd pokochałem boże przykazania, szczególnie to piąte, nie zabijaj, wszystko się wyjaśniło – mam w tym kontekście bowiem na myśli „nie zabijaj siebie przez przejadanie się i lenistwo!”.

– Twoje odpowiedzi mogą zaskakiwać. Czułam się też zaskoczona Twoją postawą, kiedy słuchałam płyty „Przez żołądek do serca” – przychodzi pacjent do Twojego gabinetu po dietę, a Ty odsyłasz go, aby miał czas odpowiedzieć sobie na pytanie, o czym marzy. Dlaczego?

– Wszyscy jesteśmy marzeniem Boga, który stworzył ten cudowny świat dla najpiękniejszego romansu w dziejach wszechświata. Romansu człowieka z Bogiem. Lubię to tak ujmować. Nie masz marzeń, to musisz żyć dla tych, którzy je mają. Niestety. Kiedyś to usłyszałem i zacząłem konkretnie marzyć. Niestety mamy współcześnie brak świadomości obdarowania talentami, których nie rozwijamy. Też podobnie żyłem, wbrew temu, o czym teraz piszę. Często żyjemy w postawie urojonych braków i nie mamy w sobie dziękczynienia, zabija nas hipokryzja i krytykanctwo, żyjemy najczęściej życiem innych ludzi. Będziemy musieli jednak pewnego dnia zdać z tego rachunek Stwórcy. Trzeba o tym pamiętać. Kiedy pytam pacjentów, o czym marzą, czasem słyszę: – Marzę o zdrowiu. Pytam, a co robisz, aby być zdrowym? Odpowiedź częstą brzmi: – Leczę się już długo u lekarza. Pytam: – Pomógł Tobie? – No, nie. – A jak myślisz, co choroba mówi do ciebie? Słyszę: – Trzeba coś w życiu zmienić, chyba źle się odżywiam, żyje w pośpiechu… Pytam: – Co sprawia tobie w życiu radość? Czasem trudno cokolwiek usłyszeć.

O czym marzysz?”, „Co sprawia ci radość?” – to dla nas trudne pytania?

– Lubię stwierdzenie św. Ignacego: „Módl się jakby wszystko zależało od Boga, lecz działaj jakby wszystko było w twoich rękach” To dobra wskazówka dla marzycieli, którzy wyczekują tylko jakiegoś cudu!

 Przeczytaj cały numer – specjalne wydanie Twoje Zdrowie:

 

 

 

 

 

 

Reklama