Nic w moim życiu nie jest planowane

Nic w moim życiu nie jest planowane

Joanna Talar niedawno była jeszcze przedszkolanką, teraz posiada własne studio kosmetyczne, wykonuje makijaże do sesji fotograficznych i na pokazy mody, a w ubiegłym miesiącu uczestniczyła w jednym z najbardziej prestiżowych wydarzeń w modowym świecie – Fashion Week w Wiedniu. Ta pozytywna i tryskająca energią osoba nie boi się podejmowania wyzwań i spełniania swoich marzeń.


Nauczycielka

– Pamiętam, jak szukałam swojej drogi w życiu. Moja mama mi powiedziała: Asia, przecież tak lubisz dzieci. I w sumie stwierdziłam, że ma rację – przecież tak lubię dzieci. To może byś była nauczycielką? – wspomina. Poszła na studia pedagogiczne, później dostała pracę, awansowała na wychowawcę grupy. Tak minęło kilka lat i choć zmieniały się placówki, to Asia wciąż pracowała z najmłodszymi. – Mimo tego, że kochałam i dalej kocham dzieci, to coś cały czas mnie ograniczało. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale „dusiłam się”. Cieszyłam się z tego, że jestem z dzieciakami, ale coś, ja to nazywam intuicją, mówiło mi: nie, nie, nie, coś jeszcze zrób, kombinuj, szukaj. Aśka przyznaje, że w pracy czuła się też trochę ograniczona. Pracując u kogoś, nie mogła do końca realizować swojej własnej wizji. – Myślę, że to było takim największym kopniakiem, żeby czegoś szukać. Nie mogłam się spełnić do końca.

Olśnienie

– Kiedyś siedząc u cioci na grillu normalnie dostałam jakiegoś olśnienia. Skończyłam już pedagogikę i byłam zapisana na magisterkę – po prostu, żeby pójść. To było znowu takie wykonywanie tych standardowych czynności, to co wypada, że pasowałoby po licencjacie pójść na magisterkę, żeby to miało ręce i nogi – tłumaczy Asia. – I wtedy na tym grillu złapałam telefon w rękę i stwierdziłam, że chcę malować. Znalazłam szkołę i mało tego, że to był taki okres, gdzie raczej się nie rozpoczynają studia, to okazało się, że w marcu jest nabór. Początkowo kontynuowała studia magisterskie i równocześnie uczyła się w szkole makijażu, wizażu i stylizacji. Po jakimś czasie jednak zaczęło się to zupełnie nie sprawdzać. Zajęcia ze sobą kolidowały, a Aśka nie czuła satysfakcji z żadnych z nich. – Rzuciłam studia i poświęciłam się w stu procentach szkole artystycznej. W końcu poczułam ulgę. Nie było w ogóle presji. Totalnie się na drugim roku otworzyłam i wtedy zaczęła się zabawa – jazdy na różne eventy, zupełnie nietypowe, oryginalne, kosmiczne, o których się tak naprawdę słyszy w filmach i telewizji.

Artystyczny Azyl

– Po jakimś czasie znowu obudziłam się rano i kolejne olśnienie. Aśka otwórz coś, stwórz swoje miejsce. Wstałam i objeździłam wszystkie urzędy, które mogłyby mi udzielić jakiejś informacji o dotacjach. Zorientowałam się we wszystkim. Dowiedziałam się, że jest nabór. Wzięłam udział w jednym, nie udało się. Brakło mi dosłownie jednej rzeczy – opowiada. Wyniki kolejnego konkursu okazały się korzystne dla jej wniosku. Asia prowadzi obecnie swój własny Artystyczny Azyl w Łącku. – Ja dalej tak naprawdę nie wiem, czy tylko to będę robić. Wiem, że chcę robić coś, co mi sprawia przyjemność. Na pewno jest to makijaż i paznokcie. Jednak założyłam sobie kiedyś, że dojdę bardzo wysoko. Nie wiem jak, nie wiem gdzie, ale dojdę.

Fashion Week w Wiedniu

– Tak jak wszystko w moim życiu, tak i udział w Fashion Week nie był planowany. Moja przyjaciółka mieszka w Wiedniu i już brała udział w tej imprezie. Wspominała o tym i namówiła mnie, żeby wysłać swoje portfolio – może się uda. Przyjaciółki w niecierpliwości oczekiwały na odpowiedź. Kiedy ta okazała się pozytywna, radość Joanny była ogromna. Młoda kobieta przyznaje, że nieco stresowała się przed wyjazdem, ale jak twierdzi, był to taki pozytywny stresik. – Pierwszy makijaż musiał być oceniony, czy nadaje się na wybieg, ale się udało – śmieje się Asia. – Mój pobyt tam to była bardzo intensywna praca. Byłyśmy na wyodrębnionym stanowisku i czekałyśmy na listę modelek, które idą w danym pokazie. Dostawałyśmy taki moodboard, czyli tablicę inspiracji, żebyśmy wiedziały czym się kierować, jak malować, żeby modelki wychodząc na wybieg wyglądały podobnie i znajdowały się w tym samym klimacie. Było to cudowne. Nawet ta presja, bo czasem było dużo czasu, a czasem przychodził opiekun i mówił: masz dziesięć minut – zdradza Aśka. – Ja standardowy makijaż wykonuję w godzinę, ale wtedy się o tym nie myśli i po
prostu robi makijaż. I on wychodzi, on się robi w dziesięć minut.

Wsparcie

– Mój mąż pomógł mi przejść przemianę… Na początku było to dla niego ciężkie, bo niektóre moje pomysły, jeszcze przed tym wszystkim, były bardzo abstrakcyjne i jak o tym pomyślę, to do tej pory są. Później zaczął zauważać, że to mnie cieszy i takie dziwne akcje są wpisane w mój życiorys. Zaczął mnie bardzo wspierać, co mi ogromnie pomogło – przyznaje Asia. – Za każdym razem, kiedy miałam jakieś wątpliwości, to mówił mi, żebym w ogóle się nie zastanawiała, żebym ryzykowała. I tak robiłam. Opinia męża jest dla niej bardzo ważna. To on – Grzegorz – jest jej osobistym krytykiem, za co jest mu bardzo wdzięczna. Mąż chwali Asię, kiedy zrobi coś dobrze, ale nie ma też oporów, by powiedzieć jej, że coś jest głupie. Ogromną siłą dla niej są też rodzice, od których usłyszała, że są z niej dumni.

Porażki

– Z porażkami było różnie. Na początku nie wiedziałam, po co one są. Ale od pewnego momentu w życiu zaczęłam stosować metodę powtarzania sobie, że nic się nie dzieje w życiu bez przyczyny. Teraz, patrząc z perspektywy czasu, to potwierdzam. Wszystko to, co się wydarzyło, musiało się wydarzyć. Asia opowiada, że czasem przy dużych porażkach było jej ciężko, z nikim nie chciała rozmawiać. Sama musiała uporać się z problemem, wszystko przemyśleć. Najlepszym sposobem na wyciszenie jest dla niej jazda samochodem i ulubiona muzyka. – Ktoś kiedyś powiedział, że problemu nie należy nazywać problemem, ale wyzwaniem. Całkiem inaczej to brzmi i inaczej my to odbieramy. To naprawdę działa. Słyszałam też, że nikt nie dostaje takiej dużej kłody pod nogi, jakiej by nie był w stanie przeskoczyć. Więc znowu kolejna zasada, którą zaczęłam stosować. Joanna Talar pochodzi ze Szlembarku koło Nowego Targu, a obecnie mieszka z mężem w Krościenku nad Dunajcem. Kiedy życie stawia przed nią przeszkody, ona nie boi się ich przeskoczyć. Ma 26 lat i idzie przed siebie spontanicznie wybraną drogą, aby spełniać swoje marzenia. Kolejnym z nich jest wyjazd na Fashion Week do Nowego Jorku.

KINGA NIKIEL-BIELAK

Przeczytaj najnowsze wydanie „Dobrego Tygodnika Sądeckiego”:

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama