Mecz pełen niedokładności i bezbramkowy remis Sandecji

Mecz pełen niedokładności i bezbramkowy remis Sandecji

Powiedzieć, że na boisku nie działo się zbyt dużo, to jakby nic nie powiedzieć. Tak można opisać pojedynek Sandecji w 22. kolejce Fortuna 1 Ligi przeciwko Bruk-Betowi Termalice Nieciecza, który zakończył się wynikiem 0-0.

Trybuny zaczęły powoli zapełniać się już na godzinę przed startem meczu, wyraźnie było widać, że pustych miejsc będzie jak na lekarstwo.

Dobry wieczór, Nowy Sącz! – takim hasłem zgromadzonych na stadionie przywitał spiker zapowiadający, co czeka nas przez kolejnych kilkadziesiąt minut. Dobrej atmosfery nie brakowało, jeszcze przed pierwszym gwizdkiem Tomasza Wajdy widać było zadowolenie z powrotu zawodników na ligowe boiska. Głośno od samego początku było w sektorze gości, zajmowanym przez „Nielicznych Fanatycznych”. Wraz z pierwszym gwizdkiem doping zaczął rozlegać się pośród sympatyków „Biało-czarnych”.

Gra od pierwszych minut wyglądała dość siermiężnie – piłka rzadko opuszczała środkową strefę boiska, a jeśli w ogóle, to głównie po błędach linii obrony. Jeden z takich w 4. minucie wywołał sporo zamieszania i konsternacji w szeregach gości. Długa piłka jednego z graczy gospodarzy doprowadziła do niespodziewanego chaosu przed polem karnym, Budziłek pozostawił bramkę pustą i gdyby tylko Kasprzak zareagował nieco szybciej, mogło być już 1-0; niebezpieczeństwo w ostatniej chwili wślizgiem zażegnał gracz „Słoni”. Nie ma co tu kryć, ta akcja to idealny opis tego, jak wyglądał pierwszy kwadrans.

Zobacz również: Fotogaleria ze spotkania Sandecji z Termalicą

Kiedy zegar zaczął wyświetlać cyfrę 15 na przodzie, wyraźnie widać było rosnącą przewagę w ataku podopiecznych Tomasza Kafarskiego, coraz częściej gracze w biało-czarnych strojach okupowali połowę swoich rywali. 300 sekund później kibice głośno westchnęli, a mieli ku temu powody, bowiem uderzenie po ziemi w wykonaniu Małkowskiego z 18. metra niewiele minęło prawy słupek bramki. Chwilę później Kun pokusił się o woleja na 13. metrze, ale futbolówka skozłowała w taki sposób, że poleciała daleko obok konstrukcji bramki. Zaczęło robić się coraz ciekawiej; wreszcie do ofensywy próbowała przechodzić Termalica – bezskutecznie. 27. minuta i kolejny jęk zawodu – tym razem efektownym wślizgiem po dośrodkowaniu z lewej strony, Budziłka mógł pokonać Flis; znów zabrakło niewiele.

Niedokładności w kolejnych atakach po obu obu stronach nie brakowało. Fani burzliwie zaczęli dyskutować nie tylko na temat tego spotkania, ale też zmagań skoczków i skoczkiń w austriackim Seefeld, bo niezłym wynikiem popisała się polska drużyna mieszana. Dopiero na 180 sekund przed końcem regulaminowego czasu pierwszej połowy Kiełb groźnie dośrodkował z rzutu rożnego z lewej strony; Flis w ostatniej chwili „zdął” piłkę naskakującemu obrońcy. Chwilę później gracz gospodarzy dotknął piłkę ręką dosłownie przed linia pola karnego; płaskie zagranie z rzutu wolnego wywołało sporo chaosu przed bramką, w ostatniej chwili udało się wybić piłkę niemal z linii bramkowej. Po tej akcji arbiter zaprosił zawodników do szatni, a pamiątkowy trykot z okazji rozegranych stu spotkań z rąk prezesa Michałowskiego odebrał Małkowski.

Z każdą chwilą robiło się coraz chłodniej, a rozgrzać publikę płynącą z głośników „La Bambą” próbował dj.

Wreszcie mija kwadrans, wracamy do gry. Pierwsi przewagę chcą mieć podopieczni Marcina Kaczmarka, ale z tych prób wychodzi mniej więcej tyle, co z usiłowania wyprzedzenia Lamborghini Diablo Fiatem 126p. Coraz więcej pretensji do Tomasza Wajdy zaczyna mieć szkoleniowiec gości; raz za razem w niemal aptekarski sposób kwestionuje decyzje głównego arbitra i próbuje wymusić pokazanie choć jednej kartki. Doping najbardziej zagorzałych sympatyków nie milknie, a na boisku dzieje się niewiele; dopiero w 55. minucie Sadzawicki dośrodkowuje z prawej strony na głowę Gutkovskisa; Łotysz jednak uderza niemal wprost w stojącego pewnie Kozioła.

58. minuta – indywidualny rajd Kuna w pole karne; pomocnik z numerem 11 uderza po długim rogu, ale efektowną paradą popisuje się Budziłek. Był to zwiastun coraz częstszych prób kontrataków sądeckiego zespołu; 480 sekund później Flis zagrywa długą piłkę do Klichowicza, ale i tym razem golkiper „Słoni” pewnie interweniował. Nie potrzeba było dwóch minut, a przyodziany w czarny trykot gracz gości popsuł swoją renomę po tym, jak Flis pokusił się o „centrostrzał”; futbolówka została przez niego wypuszczona wprost pod nogi napastnika Sandecji, ale Grzelak uspokoił na moment sytuację. Z sektora rodzinnego powoli pobrzmiewało jedno życzenie do trenera Kafarskiego: – Chcemy Dudzica! – nie minęła chwila, a gracz z numerem 37 na boisko wszedł. Przypadek? Przypadek!

Kolejna akcja godna uwagi miała miejsce w 81. minucie – wówczas wspomniany wcześniej Dudzic pomknął w pole karne, w międzyczasie wymieniając szybkie podania z Flaszką, na 8. metrze uderza zewnętrzną częścią stopy; piłka mija lewy słupek bramki, a trybuny po raz kolejny mogły tylko poczuć zawód, było przecież tak blisko. Ostatnie chwile regulaminowego czasu gry – obie strony prowadzą swoje akcje bardzo niedokładnie. Z „obrony Częstochowy” mogło dojść do debiutu-marzenia, ale próba Ogorzałego została obroniona przez Budziłka, podobnie było po kilkunastu sekundach i próbie Flaszki. Po drugiej stronie swój kunszt pokazuje Kozioł, a przy okazji groźnie wyglądającego urazu doznał Kiełb.

Sandecja Nowy Sącz – Bruk-Bet Termalica Nieciecza 0-0 (0-0)

Żółte kartki: Bartłomiej Kasprzak, Radosław Kanach – Vlastimir Jovanović, Mateusz Kupczak.

Sandecja: Marek Kozioł – Adrian Basta, Michal Piter-Bučko, Marcin Flis – Dominik Kun, Bartłomiej Kasprzak (82′ Kamil Ogorzały), Radosław Kanach, Maciej Małkowski, Damian Chmiel – Dawid Flaszka, Mateusz Klichowicz (77′ Bartłomiej Dudzic).

Bruk-Bet Termalica: Łukasz Budziłek – Dominik Sadzawicki, Artem Putivtsev, Rafał Grzelak, Martin Miković – Michał Skóraś, Vlastimir Jovanović, Mateusz Kupczak, Piotr Wlazło, Jacek Kiełb (90+2′ Dawid Szymonowicz) – Vladislavs Gutkovskis (68′ Roman Gergel).

Sędziował: Tomasz Wajda (Żywiec).

 

Reklama