Ludwik Jerzy Kern w Rożnowie miał swoją oazę

Ludwik Jerzy Kern w Rożnowie miał swoją oazę

Jadę do Rożnowa w gminie Gródek nad Dunajcem sceptycznie nastawiona. Niewiele wiem o Ludwiku Jerzym Kernie poza tym, że urodził się w 1920 w Łodzi, zmarł 2010 w Krakowie. Był poetą, satyrykiem, dziennikarzem, legendarnym twórcą ostatniej strony ,,Przekroju”, autorem tekstów piosenek. Napisał choćby popularną i tłumaczoną na wiele języków książkę dla dzieci pt. Ferdynand Wspaniały. Spod jego pióra wyszły też znane piosenki jak: Lato, lato, Nie bądź taki szybki Bill, Cicha woda. Ponoć Kern bywał w Rożnowie. W planach jest założenie tam izby jego pamięci, a ja spotkać mam się z osobami, które go znały. Początkowo sądzę, że widziały go po prostu kilka razy. Rzeczywistość przerasta jednak zdecydowanie moje oczekiwania.

 

            – Pana Kerna pamiętam z dzieciństwa – zdradza Elżbieta Bukowiec. – Wtedy byłam jeszcze małą dziewczynką, więc bezpośrednio literackich rozmów nie mogłam przeprowadzać, natomiast bardzo mnie inspirowały jego książki – wyjaśnia polonistka, bibliotekarz i biblioterapeuta ze Szkoły Podstawowej w Rożnowie.

To właśnie Elżbieta Bukowiec jest pomysłodawcą utworzenia w szkole izby pamięci Ludwika Jerzego Kerna i w jej domu spotykam się ze wspaniałymi osobami. Niemal dwugodzinna rozmowa przy stole pełnym smakołyków powoduje, że zagłębiam się w rożnowski świat Kerna i chyba zakochuję w niemal sielankowej rzeczywistości.

 

Przez płot

Okazuje się, że dla Krystyny Śliwy oraz jej siostry Haliny Nowak Ludwik Jerzy Kern był niemal jak rodzina. Panie znały go od dziecka. Później artysta stał się bliski także Edwardowi Nowakowi, mężowi pani Haliny, który pochodzi z Krakowa.

Moi rozmówcy wspominają, że znali pisarza jako Jerzego, a właściwie ,,pana Jurka”. – Na pewno przez długi czas funkcjonował jako Ludwik, a od pewnego momentu jako Jerzy. Ale we wszystkich późniejszych dokumentach był podpisywany jako Ludwik Jerzy – wyjaśnia Krystyna Śliwa. Jak wspominają siostry, państwo Kernowie po raz pierwszy zawitali do Rożnowa między 1955, a 1960 rokiem. – Mieszkali w naszym domu i w domu sąsiednim, a w międzyczasie budowali swój własny. Przyjeżdżali na wakacje i zajmowali u nas w domu dwa pokoje. – Jak śmieją się panie, do tej pory pokoje w domu rodzinnym nazywa się po ich niegdysiejszych gościach. Jest Kernówka, Plesnerówka, pokój Skarżyńskich.

            Dlaczego Kern z żoną Martą Stebnicką wybrali Rożnów? Szukali cichego, ustronnego, spokojnego miejsca do odpoczynku. – Rożnów podpowiedział im fotograf Wojciech Plewiński i nasz tato osobiście pokazał im działkę, o której sądził, że jest na tyle ładna, żeby się na niej wybudować. Oni się zakochali w tym miejscu i zostali praktycznie przez 60 lat – mówi pani Krystyna. – W rożnowskim domu spędzali właściwie każde wakacje, z początku także święta wielkanocne i Boże Narodzenie, ale kiedy wybudowali dom w Krakowie, to tam spędzali święta.

            Jak wspominają moi rozmówcy, Ludwik Kern zwykł mawiać, że dom w Krakowie wybudował za ,,Ferdynanda Wspaniałego”. – Za wydanie japońskie dostał tak duże honorarium. Twierdził, że za rosyjskie nie dostał nic, choć było największe.

            Dom w Rożnowie, który powstał właściwie za płotem państwa Śliwów, był jak na swoje czasy bardzo nowoczesny, choć nie duży: salonik z wyjściem na taras na dole, dwa pokoiki, kuchnia i łazienka u góry. – Pomysły co do tego, jak ma wyglądać dom były pana Kerna, a architekt dokonywał reszty – wyjaśniają siostry. Wykończeniem budynku, jak choćby stolarką, zajmowali się lokalni rzemieślnicy. Warto wspomnieć, że nad kamieniarką na zewnątrz budynku pracował dziadek Elżbiety Bukowiec, ponoć niegdyś mistrz w swoim fachu, przemawiający z czułością do każdego kamienia.

            – Przejście do domu państwa Kernów było przez wiele lat przez nasze podwórko. Musieli chodzić koło naszego domu po schodkach w ziemi do góry. Dopiero z czasem zrobili sobie obok naszej działki drogę – mówi Krystyna Śliwa.

 

Goście

Przez lata Rożnów cieszył się ogromną popularnością. Można powiedzieć, że był  pewnego rodzaju oazą dla artystów. Do samych państwa Kernów ściągały sławy z całej Polski.

Jak wymienia Halina Nowak, wśród gości znalazł się choćby Wojciech Has – reżyser filmowy z żoną Jagodą. W Rożnowie na pewno przygotowywał się do kręcenia Lalki. U Kernów bywali też Skarżyńscy: słynny krakowski scenograf Jerzy i jego żona Lidia Minticz, którzy tworzyli scenografię do wielu filmów, choćby do wspomnianej wcześniej Lalki. Nad jezioro przyjeżdżał fotograf Wojciech Plewiński, aktor Andrzej Cybulski, a także pan Cebulski występujący w Teatrze Słowackiego. Bywał tu Tadeusz Łomnicki, bardzo zaprzyjaźniony z panią Martą. W sąsiedztwie mieszkał słynny fotograf Brzozowski, brat malarza Tadeusza Brzozowskiego. Przyjeżdżał Herdegen, Mikulski, który robił rysunki do książek pana Kerna i pracował w teatrze Groteska jako scenograf. Bywał też Jabczyński, czy Christa Vogel – tłumaczka wielu książek pana Kerna na język niemiecki. Kernów odwiedzał również Abel Korzeniowski, który jako student tworzył muzykę do spektakli pani Marty, a dzisiaj robi karierę w Ameryce, będąc autorem muzyki do filmów. W Rożnowie pojawiała się też Anna Seniuk, przyjaciółka pani Marty. Zapewne to nie wszyscy którzy gościli u Kernów.

            – Bardzo dużo ciekawych ludzi przyjeżdżało. My mieliśmy z nimi bezpośredni kontakt, ponieważ w domu gotowaliśmy dla przyjezdnych w okresie wakacyjnym – wyjaśnia pani Krystyna.

W Rożnowie Kernowie świętowali też swoje imieniny, gdyż zarówno pan Jerzy, jak i pani Marta obchodzili je w lecie. Z tej okazji organizowane były ogniska i przyjęcia.

            – Kiedyś nie było GPS-ów, a ludzi trzeba było jakoś skierować do Rożnowa, to już od Gródka na drzewach i słupach były przyczepione różne rzeczy, między innymi wycięte z papieru ryby z taką strzałką i podpisem ,,na imieniny do Jurka” – przypomina sobie Krystyna Śliwa. – My bywaliśmy na tych imieninach. Później, kiedy Kernowie byli trochę starsi, to byliśmy często sami, bo już goście nie przyjeżdżali.

            – Nasza mama zrobiła furorę na jednym przyjęciu, bo upiekła cały koszyk grzybów z kruchego ciasta, polanych czekoladą, które wyglądały jak prawdziwe – wspominają siostry.

 

Ogród, ryby, nalewki i rozmowy

            – Kiedy tylko pani Marta wychodziła gdzieś, to wstępowała do nas do domu. Pan Kern też codziennie wychodził po gazety do kiosku. Co rano robił sobie taki spacer. Kiedy był trochę starszy, to część trasy pokonywał jadąc autobusem – mówi jedna z moich rozmówczyń. – Gazeta była podstawą jego twórczości. Czytał, szukał tam różnych wesołych numerów, informacji – wyjaśnia pan Edward. Okazuje się, że pisarz też z zamiłowaniem układał pasjanse. W jego domu zawsze można było zobaczyć rozłożone na stole karty.

            – Pan Kern w Rożnowie pasjonował się ogrodnictwem – zdradza z kolei Halina Nowak. – Tutaj miał jabłonie, które sprowadzał ze słynnej szkółki z Poznania od profesora Pieniążka, który miał wtedy naprawdę najlepsze okazy. Poprzez kontakt z profesorem miał dostęp do bardzo dobrych nasion, co w tamtych czasach było niezwykle trudne. Ludzie zdobywali nasiona z wysuszonych, ubiegłorocznych owoców i tak sobie radzili, a on miał dostęp do bardzo dobrych nasion. Na wiosnę sadził sobie w mieszkanku w Krakowie pomidory, kwiaty, maliny, truskawki, pielęgnował, pikował je, a potem przyjeżdżał do Rożnowa i je przywoził. Naszej mamie zawsze dawał dziesięć, sobie zostawiał resztę i mówił ,,zobaczymy Marysia, komu lepiej wyrośnie”. Nasza mama starała się wtedy wygrać, ale też żeby panu Kernowi nie było przykro, to i jego rośliny nawoziła, a jak go długo nie było to mu pieliła ten ogródek.

            – Z mamą były kwiatki, ogródek, warzywa i przetwory, więc od pana Kerna wiemy, jak się robi sok pomidorowy, galaretki z owoców, a z naszym tatą robił nalewki – wtrąca pani Krystyna. – Dwie słynne nalewki pana Kerna to czarna porzeczka i dereniówka. Taki rytuał był: niedziela po południu, nasz tata po obiedzie szedł do pana Kerna na pogaduchy i różnie wracał i o różnych porach – śmieje się.

Ludwik Jerzy Kern lubił spędzać czas z tatą moich rozmówczyń, Franciszkiem Śliwą. Opisał go nawet w książce pt. ,,Moje abecadłowo”. Z kolei Marta Stebnicka często przesiadywała u nich w domu i oddawała się pogawędkom z ich mamą. – Pamiętam taką jedną rozmowę, jak sobie wymieniły wszystkie choroby, a pani Marta mówi ,,a poza tym Marysiu jestem zdrowa” – wspomina ze śmiechem pani Krystyna.

Kiedy zmarł już tata sióstr, zięć Edward zastąpił go w kosztowaniu nalewek pana Kerna. – Opowiadał mi kiedyś, że ludzie z całej Polski przysyłali mu przepisy różnych nalewek – zdradza mężczyzna. Jak wyjaśnia, lubił rozmowy z Kernem. Choć pisarz nigdy nie wypowiadał się publicznie na tematy polityczne, to z nim wymieniał się poglądami.

            – To był kompletnie inny człowiek, niż mogłoby się wydawać – dodaje pan Edward. – Jego wierszyki były wesołe, radosne, dla dzieci, a on był, przepraszam, że tak powiem, ale takim trochę mrukiem. Był małomówny, ciężko było z niego wydobyć słowo. Był na uboczu, dom też starał się postawić raczej na uboczu. Raczej był takim trochę odludkiem. Lubił ciszę i spokój. Kiedy się z nim rozmawiało, to on raczej słuchał niż mówił.

Kolejną pasją Ludwika Jerzego Kerna było wędkarstwo. – Z panem Hasem namiętnie łowili ryby w Dunajcu. Pani Marta mówiła, że to są najdroższe ryby na świecie, ponieważ zakupili sprzęt, a właściwie nic nie zławiali – przypomina sobie pani Krystyna, a Elżbieta Bukowiec dodaje, że w jednym z wywiadów pan Kern stwierdził, iż łowi tylko złote rybki, które potem wrzuca do wody.

Zawsze mówił, że najszczęśliwsze chwile w jego życiu to były takie, kiedy stał w Dunajcu, a naokoło była cisza, śpiewały ptaszki.

 

Ukochane psy

            Nie muszę o nic pytać, bo moi rozmówcy rozpoczynają kolejną opowieść. – Trzeba wspomnieć, że Kernowie kochali psy, boksery. Przez całe życie mieli po kolei trzy psy, a imię każdego z nich zaczynało się na ,,F”. Pierwsza była Farsa, później był Fagot, a następnie Fakir – mówi Halina Nowak. – Nie bez powodu Ferdynand też zaczynał się na ,,F”- wtrąca jej mąż. Jak wyjaśniają, Farsa była inspiracją do napisania Ferdynanda Wspaniałego.

            – Pan Kern twierdził, że kiedy obserwował Farsę jak śpi i nagle widział, że ona szczeka przez sen, kopie nóżkami, to zdał sobie sprawę, że pies śni i zaczął go coraz częściej obserwować. Stąd właśnie przyszedł pomysł, aby psa wcielić w postać człowieka.

 

Nowinki techniczne

            Kolejne wspomnienia sióstr dotyczą nowoczesności, która po części dzięki Kernom dotarła do ich domu. – Dzięki panu Kernowi mieliśmy wodę – przyznaje pani Halina. – Rożnów przez fakt, że ma jezioro, słynął z tego, że w ogóle nie mieliśmy wody w domu. Dostęp do studni był bardzo trudny, ponieważ trzeba się wkopać właściwie do poziomu jeziora. Zdobycie wody w domu to był wielki problem. Często trzeba ją było nosić z jeziora – wyjaśnia. – Kiedy pan Kern wybudował dom, stwierdzili z naszym ojcem, że trzeba będzie zrobić wodociąg, bo będzie to jedyna możliwość normalnego życia. Pan Kern zdobył rury, a nasz ojciec wykonał pracę techniczną.

            Dom Śliwów wyróżniał się też tym, że znajdował się w nim jedyny w miejscowości telefon. – W tamtych czasach telefon to był skarb, a ponieważ nasza mama miała tutaj taki swój prywatny sklepik, to podłączyli nasz dom równolegle do telefonu i właściwie wszyscy ci ludzie, którzy przyjeżdżali na wakacje mieli jedyną możliwość kontaktu ze światem przez ten jedyny telefon, który był u nas w domu – mówi Krystyna Śliwa. – A jak się zamawiało rozmowę na przykład do Krakowa, czy do Warszawy, to się czekało dwie, trzy, cztery godziny. Ponieważ pan Kern bardzo często potrzebował dodzwonić się do redakcji, bo jak był tu przez trzy, cztery, czy pięć miesięcy, to musiał co tydzień do ,,Przekroju” dostarczać wierszyk. Wiecznie też chodził na pocztę, a listonosz przychodził z różnymi czasopismami z całego świata, które w tamtych czasach docierały do państwa Kernów, Skarżyńskich i Hasów. Chodzi o pisma kolorowe, z zagranicy, którymi my byliśmy wtedy zachwyceni, ponieważ to był zupełnie inny poziom wydania.

            Niemałe zainteresowanie w Rożnowie wzbudzały też tak rzadkie i trudno dostępne w tamtym czasie samochody, które przyjeżdżały do Kernów. Siostry wspominają, że ich koledzy ze szkoły przychodzili wręcz oglądać auta. Pierwszy samochód, jakim Kernowie przyjechali do Rożnowa to biało-czarny Wartburg, który robił na miejscowych ogromne wrażenie.

 

Pomoc

            Śliwowie byli dla Kernów jak rodzina. Pani Marta nie miała rodzeństwa, jej mąż pochodził z Łodzi i nie miał rodziny w Krakowie, ani w okolicy. Był jednak bardzo związany z mieszkającą w Warszawie siostrą Marią. – Przez wiele lat właściwie utrzymywał ją i jej córkę Roksanę – zdradza pani Krystyna.

            Na pomoc Kernów zawsze można było liczyć. – Ponieważ ja byłem działaczem Solidarności w latach 80. i byłem więźniem politycznym, to jak wybuchł w Polsce stan wojenny, szukali mnie między innymi w domu Kerna, dlatego, że byli przekonani, że ja się tu ukrywam po rozbiciu strajku w Nowej Hucie – zdradza pan Edward. – Po tym jak drugi raz siedziałem w więzieniu i nie mogłem nigdzie znaleźć pracy, bo miałem tak zwany ,,wilczy bilet”, to wtedy bardzo mi pomógł przyjaciel pana Kerna, pan Pawlak, a przez niego z kolei pan Sobiesław Zasada – znana postać, wielki biznesmen, kierowca rajdowy, który pisał z resztą do ,,Przekroju” różne ciekawe rzeczy. Przyjął mnie do pracy z polecenia, co wtedy było politycznie bardzo ryzykowne, bo narażał własny interes. W ten sposób Kernowie mnie uratowali.

 

Anioły

Pytam moich rozmówców o twórczość pana Kerna. – Nigdy nie rozmawiał z nami na temat swojej twórczości. On tu w Rożnowie miał takie jakby swoje inne życie, poza tym, że siedział i pisał. Dużo tutaj pisał, nawet stworzył taki wierszyk o żulach rożnowskich – śmieje się Krystyna Śliwa.

Wierszem, w którym autor bez wątpienia opisuje Rożnów jest też ,,Odlot aniołów”. Znaleźć w nim można choćby wzmiankę o modrzewiu, który znajduje się w ogrodzie Kernów, a także o Dunajcu.

Motyw Anioła często pojawiał się w życiu pana Jerzego i pani Marty. To właśnie drewnianego anioła dostali od państwa Śliwów, aby strzegł rożnowskiego domu. Stoi on w środku do tej pory. Ręcznie robione kartki z życzeniami świątecznymi, które wysyłali Śliwom też często podpisywali jako ,,Anioł i Anielica”, albo ,,od Aniołów zza płotu”, czy ,,niech anioły was strzegą”.

Żywym aniołem, dobrą duszą w domu Kernów w Rożnowie była bez wątpienia ,,pani Haneczka”. – To była przyjaciółka naszej mamy, która w pewnym momencie, żeby sobie dorobić do emerytury, zgodziła się pomagać państwu Kernom w domu. Była tam co najmniej 25 lat – wyjaśnia pani Krystyna. – Pierwszy raz jak przyszła, to zrobiła porządki panu Kernowi na biurku, poukładała mu wszystko ładnie i on poprosił ją, żeby mu następnym razem na biurku nie sprzątała. Rzeczywiście się wtedy wściekł. Ale między panią Haneczką, a panem Kernem była taka niesamowita więź. Oni się bardzo lubili.

Ludwik Jerzy Kern cieszył się dużą sympatią dzieci. Jego radosne, pełne humoru utwory szybko trafiały do najmłodszych. – Choinka u pana Kerna zawsze była przyozdobiona różnymi serduszkami, które dostawał od dzieci z przedszkola, które rysowały i malowały na nich, co chciały – zdradza Halina Nowak. – Na jego grobie też bez przerwy są rysunki dzieci. Na pogrzebie pana Kerna wieniec od dzieci z przedszkola nie był z kwiatami, ale z serduszkami robionymi przez dzieci.

– Jak mówimy o starości pana Kerna, to była inna niż u większości ludzi. Większość na stare lata staje się takich złośliwych, zgorzkniałych, niedobrych po prostu. Natomiast pan Kern można powiedzieć, że kiedy robił się coraz starszy to i coraz pogodniejszy. Taki łagodny, wesoły, nie wybuchał, nie złościł się – opowiada kobieta.

Końcówka życia Kerna nie była jednak łatwa. Kiedy w Rożnowie dostał zawału, praktycznie przestał tu przyjeżdżać. Ostatnie lata spędził w Krakowie. Długo leczył się na ciężką odmianę cukrzycy. Praktycznie stracił wzrok, co dla człowieka zajmującego się pisaniem, było ogromnym ciosem. – Odnosiłem takie wrażenie, że czuł sie niezadowolony, nie tyle z tego, że się go odwiedza, ale z tego, że się towarzyszy jego cierpieniu – wyznaje pan Edward. Ludwik Jerzy Kern zmarł 29 października 2010 w Krakowie. W grudniu tego samego roku miał obchodzić swoje 90. urodziny.

To jest tak, że kiedy umiera taki człowiek jak on, to tak jakby cząstka nas ubywała. Kiedy człowiek jest związany tyle lat, tyle wspomnień, tyle rzeczy, to gdy on odchodzi, to tak jakby kawałek nas też umierał – podsumowuje Edward Nowak.

 

Izba Pamięci

W Szkole Podstawowej w Rożnowie trwają przygotowania do otwarcia Rożnowskiej Izby Pamięci Ludwika Jerzego Kerna.

Główne cele, które przyświecają powstaniu tego wyjątkowego miejsca, jakie wymienia Elżbieta Bukowiec to: utrwalenie pamięci Ludwika Jerzego Kerna i wspólnych pobytów Państwa Kernów w ich domu w Rożnowie przez zachowanie pamiątek, przechowywanie i udostępnianie wszelkich rzeczy materialnych związanych z nimi oraz ich twórczością, stworzenie miejsca opartego na książce, wywołującego zaangażowanie i zaciekawienie, aktywizacja społeczności lokalnej poprzez uatrakcyjnienie działań placówki, a także wzmocnienie pozycji szkoły i biblioteki w środowisku.

Pani Elżbieta korzysta z pomocy żyjącej żony Kerna – Marty Stebnickiej, a także przyjaciół Kernów, których miałam okazję poznać. Być może Izba Pamięci będzie mieć charakter multimedialny, a jej otwarcie planowane jest na przyszły rok szkolny.

Reklama