Kajakarstwo to nasze najmłodsze dziecko

Kajakarstwo to nasze najmłodsze dziecko

– Kajakarstwo łączy i przyciąga jak magnes- mówi RENATA PASIUT. Nic więc dziwnego, że ten sport pochłonął całą jej rodzinę. Bohaterka rozmowy jest dziennikarką radiową, a kajakarstwo wdarło się w jej życie 17 lat temu. Dziś, zarówno ona jak i mąż, mogą się pochwalić legitymacjami sędziowskimi, a kajakarstwo trenowało każde z ich dzieci.

– Kiedy kajakarstwo stało się Waszym sportem rodzinnym?

– Z kajakarstwem zetknęliśmy się w 2000 roku, kiedy starszy syn Michał w wieku 9 lat trafił pod opiekę trenera Zbigniewa Bobrowskiego w KS START. Do tej samej grupy poszedł młodszy syn Wojtek, w wieku 8 lat. Po jakichś czterech latach dołączyła nasza córka Aleksandra. Można powiedzieć, że kajakarstwo stało się naszym najmłodszym dzieckiem, bo właśnie wokół niego zaczął kręcić się nasz świat. I tak przez ostatnie 17 lat, od zawodów do zawodów, od wyjazdu do wyjazdu. Plus codzienne treningi. Wszystko obracało się wokół tego tematu: szkoła, czas wolny, wakacje, ferie, weekendy. Skończyły się wspólne wyjazdy na wczasy i leniuchowanie nad morzem, czy wycieczki w góry. Były obozy, zawody i wyjazdy z klubu. Dzisiaj to wygląda nieco inaczej, dzieci dorosły. W kajakach został Michał, który mieszka w Krakowie. My pojawiamy się na zawodach. Na obozach radzi sobie już sam (śmiech).

– Co pociąga najbardziej w tym sporcie?

– Kajakarstwo to sport bardzo wyjątkowy, a nawet śmiało można powiedzieć, że elitarny. Woda jako żywioł, natura i zawodnik, który w takich okolicznościach musi pokonać swoje słabości, czas i rywali – to elementy, które składają się na wynik. Kajaki to sport indywidualny. Tu można liczyć tylko na siebie, i to jest właśnie ten atut i siła tego sportu. Przyciąga jak magnes.

– Skąd się wzięło u Ciebie sędziowanie?

– Wyjeżdżając na zawody międzynarodowe jako rodzice, zetknęliśmy się ze zjawiskiem forowania „swoich”, zamiast rzetelnej oceny „przyjezdnych”. Chodziło na przykład o przyznawanie punktów karnych tam, gdzie ich nie było. Postanowiliśmy poznać zasady tego sportu od strony sędziowskiej, aby w tego typu sytuacji mieć wiedzę i móc zareagować, podpierając się sędziowską legitymacją. Przeszliśmy odpowiednie kursy, zdaliśmy egzaminy i zostaliśmy sędziami.

– Kajakarstwo przyciąga jakiś konkretny typ ludzi?

– Są dwa typy miłośników kajakarstwa. Pierwszy to wielopokoleniowe rodziny kajakowe. O drugim decyduje czysty przypadek. Zostaje się zawodnikiem w ramach naboru. Ten ostatni typ bywa zaskakujący.
Czasem właśnie przypadek pozwala odkryć predyspozycje do uprawiania tego sportu, w którym szczytem perfekcji jest umiejętność tak zwanego „czytania wody”.

– Kajakarstwo łączy ?

– Oczywiście. To pasja, to ciekawość i emocje. Wspólne przeżywanie każdego etapu walki o medal i jednoczesna rywalizacja: między zawodnikami, rodzinami i kibicami. To przyjaźnie, które rodzą się wśród zawodników z różnych krajów, i pozostają na długie lata. W następnym etapie zaczyna się darzyć sympatią Słowaków, Czechów czy Rosjan – słowem Słowian. Najbliższych sąsiadów. Potem poznajemy tych z zachodu Europy czy innych kontynentów. Znajomości rozszerzają się i powodują, że kajakarze tworzą rodzinę na całym świecie.

– O jakim sportowym trofeum marzysz najbardziej dla syna?

– Trofeum, o którym marzą wszyscy kajakarze, ich rodzice i kibice to rzecz jasna medal olimpijski. Byłabym szczęśliwa, gdyby Michał pojechał na Igrzyska i go zdobył.

– Mówiłaś o emocjach w tym sporcie. Do dziś zawody przeżywasz tak samo?

– Każde zawody, począwszy od tych lokalnych, kiedy dzieci startowały jako młodzicy aż po te, kiedy walczą o medale europejskie czy światowe, są dla mnie jednakowo emocjonujące. Żołądek ściśnięty, przyspieszone bicie serca… to naturalne objawy w takiej sytuacji u rodziców. I ogromna ulga oraz radość, kiedy wszystko idzie po naszej myśli, czyli jest medal. Kiedy natomiast się nie powiedzie, trzeba znaleźć w sobie tyle sił, żeby umieć pocieszyć i wesprzeć rozczarowane tym niepowodzeniem dziecko.

– Podejrzewam, że patrzysz na kajakarstwo nie tylko jako sędzia, ale również dziennikarskim okiem, bo to przecież Twój zawód. Czego ten sport najbardziej potrzebuje, żeby się rozwijał? Czego brakuje w tym kontekście na Sądecczyźnie?

– Kajakarstwo slalomowe to sport z tradycjami. W naszym regionie od lat mamy fantastycznych zawodników rozsławiających Sądecczyznę w Europie i na innych kontynentach. Kajaki rozwijają się głównie tam, gdzie są górskie rzeki. Mamy piękny Dunajec, który spełnia większość warunków do uprawiania tego sportu. Czasy jednak się zmieniają. Obecnie nie wystarcza samo koryto. Na świecie buduje się tory do kajakarstwa slalomowego właśnie w oparciu o takie rzeki. To obiekty, które spełniają wszelkie oczekiwania zawodników i pozwalają na ich rozwój oraz rywalizację międzynarodową. W Nowym Sączu brakuje takiego właśnie obiektu, który pozwoliłby nie tylko podnieść jakość warunków szkoleniowych, ale również przyciągnąć na Sądecczyznę zawodników z całego świata. W środowisku kajakowym oczywiste jest, że każdy nowo wybudowany tor, to miejsce docelowe nie tylko do treningów, ale i organizacji międzynarodowych imprez. A to, rzecz jasna, dochód dla miasta. Stąd starania środowiska o taką inwestycję w międzywalu Dunajca. I marzenie, aby kiedyś została ona zrealizowana.

Fot. Z arch. R. Pasiut

Przeczytaj cały numer, kliknij i pobierz bezpłatnie:

 

Reklama