Jak tolerować to dziwowisko

Jak tolerować to dziwowisko

Podobno cała piłkarska Europa po zakończonym sezonie ligowym opowiada sobie taką oto anegdotę: jakie kluby w tym sezonie nie przegrały na własnym stadionie? Tylko trzy: Barcelona, Celtic Glasgow i Sandecja! Tyle anegdota, teraz suche fakty: historyczny awans sądeckich piłkarzy do najwyższej klasy rozgrywkowej zakończył się równie historyczną katastrofą sportowo-organizacyjną.


– Trochę mnie dziwi, że ciągle nikt publicznie nie rozliczył, tego, co się na naszych oczach wydarzyło. Nie było jeszcze w ekstraklasie klubu od pierwszego do ostatniego gwizdka włóczącego się po obcych stadionach – mówił w Regionalnej Telewizji Kablowej Wojciech Knapik, na co dzień dyrektor Centrum Kultury „Sokół” w Starym Sączu, w weekendy oddany kibic Sandecji, uparcie dojeżdżający na mecze swojego klubu do Niecieczy. Knapik wybrał się do podtarnowskiej wioski m.in. na mecz Sandecja – Wisła Kraków, kiedy to kasy były zamknięte na głucho, chociaż na trybunach pozostawało wolnych jakieś trzy tysiące krzesełek. To jeden z absurdów minionego sezonu piłkarskiego: bilety do kupienia tylko w Nowym Sączu. Kibice Sandecji mimo wszystkich przeciwności dzielnie jeździli do Niecieczy, gdzie nikt nie chciał ich pieniędzy, jakie mieli wolę zostawić w kasie za bilet.

***

Ale czy aby na pewno nikt nie rozliczył tego, co się wydarzyło z Sandecją przez minionych dwanaście miesięcy? – Klub z miasta milionerów przez cały rok przyjmował rywali w odległej wiosce – tak można streścić podsumowanie sezonu Sandecji w ekstraklasie, pióra red. Antoniego Bugajskiego w „Przeglądzie Sportowym”. To jedno z najsmutniejszych zdań, jakie napisano o Nowym Sączu w XXI wieku. To zdanie oddaje stan niemocy i organizacyjnego marazmu panującego w Nowym Sączu. Co ciekawe, krajowe media pisząc o Sandecji wyraźnie skupiają się na sprawach organizacyjnych właśnie, a dużo mniej na czysto sportowych. – Sandecja nie sprostała lidze pod względem sportowym, organizacyjnym, finansowym i infrastrukturalnym. Czyli pod każdym, który ma znaczenie. Przez rok trzeba było tolerować to dziwowisko – klub siedzibę miał w Nowym Sączu, ale swoje mecze rozgrywał w oddalonej o 75 kilometrów Niecieczy, a w decydującym o utrzymaniu meczu, jego umowny dom był jeszcze dalej, bo z Sącza do Mielca jest 115 kilometrów. Bo może jednak miasta, w którym działa i inwestuje paru znaczących w polskim biznesie milionerów, nie stać na klub w piłkarskiej ekstraklasie? To żaden wstyd, wystarczy głośno powiedzieć. Wstydem jest przyjmowanie rywali przez cały rok w odległej wiosce bez żadnych starań, by absurdalny układ w dającej się przewidzieć rzeczywistości zmienić. W ten sposób Sandecja stała się problemem całej ekstraklasy, który właśnie został rozwiązany – pisze dalej Antoni Bugajski w „Przeglądzie Sportowym”.

***

Dużo mniej dyplomatycznie podsumowuje rok w Sandecji piłkarski portal Weszlo.com. W tej publikacji sądecki klub jawi się jako siedlisko żmij, a kierujący nim ludzie, jako gangsterzy, dla których fałszowanie zeznań podatkowych to poranna bułka z masłem. Sądeckie gry i gierki futbolowe opisane przez portal u przeciętnego piłkarskiego kibica mogą wywołać wytrzesz oczu, podwyższoną temperaturę i przyspieszone tętno. Oczywiście materiał się czyta jednym
tchem, choć ma on jedną zasadniczą wadę – trudno ocenić jego wiarygodność, bowiem przy tekście nie ma nazwiska autora, a ze wspomnianym portalem nie ma kontaktu. Byt wirtualny. I to może być kłopot dla kilku sądeckich działaczy piłkarskich, którzy np. chcieliby pozwać Weszlo.com za naruszenie dobrego imienia. Problem, bo nie wiadomo nawet do jakiego kraju wysłać kopertę z pozwem. Tak więc wygląda na to, że piłkarze biegali po boisku, kibice się tym emocjonowali, a za kulisami działy się rzeczy przedziwne, jakby właśnie powstawał scenariusz kolejnego odcinka piłkarskiego pokera z Nowym Sączem w roli głównej. Same rozliczenia pomiędzy stowarzyszeniem Sandecja prowadzącym klub w I lidze, a spółką akcyjną prowadzącą klub w ekstraklasie, to materiał na kilka krwistych pytań. Kto, komu i kiedy będzie miał okazję je zadać? W posezonowym Nowym Sączu kibice dyskutują teraz, komu zależało, aby taki tekst się publicznie ukazał? Mówiąc prościej publikacja wygląda jak mokra robota na zlecenie, będące efektem wewnątrzklubowych porachunków. Nie trzeba być agentem specjalnym, by się zorientować, że ten który tekst dyktował i ten, który go pisał, blisko byli związani z klubem. Na tyle blisko, by widzieć niektóre dokumenty.

***

No właśnie, kiedyś mawiało się i pisało „klubem z Kilińskiego”, „klubem ze stadionu o. Augustynka”, ale już od bardzo dawna nikt takiego określenia nie używał. Teraz bardziej pasuje określenie „klubem bezdomnym”. Tamtych określeń używał zmarły w ub. roku mój kolega, redaktor Daniel Weimer – jeden z największych miłośników Sandecji jakich znałem. Z jednej strony w 2017 r. spełniło się największe sportowe marzenie Daniela – Sandecja znalazła się wśród najlepszych. Wiem też z całą pewnością, że gdyby Daniel musiał patrzeć na to, co działo się z klubem w ostatnich miesiącach, jego serce z pewnością pękłoby z żalu i rozpaczy.

***

– Nieodpowiedzialne było obiecywanie szybkiej budowy stadionu, bo dzisiaj miasto zbiera tego katastrofalne konsekwencje wizerunkowe – uważa Wojciech Knapik. – Zdumiewa ten brak perspektywicznego myślenia ze stadionem. Awans do ekstraklasy nie był specjalną sensacją, ale raczej zwieńczeniem wieloletnich starań. Skąd więc takie zdziwienie decydentów, że nagle potrzebny jest nowy obiekt, spełniający wyższe wymagania? Czyżby Nowy Sącz nie zauważył, że koniunktura na nowoczesne stadiony trwa w Polsce już ponad 10 lat i gdzie tylko było to możliwe, takie obiekty już powstały, albo właśnie powstają. Ale nie u nas. Na Kilińskiego właśnie wyświetlają powrót do przeszłości – czyli przykręcanie nowych krzesełek w stare miejsca.

***

W podsumowaniu fatalnego dla Sącza sezonu piłkarskiego umknął jeszcze jeden ważny wątek. Genialną intuicją wykazali się sądeccy przedsiębiorcy, którzy przed rokiem chłodno podeszli do propozycji zainwestowania pieniędzy w ekstraklasowy klub. Widać jakiś biznesowy instynkt podpowiadał im, że to nie byłaby inwestycja, ale raczej marnotrawienie pieniędzy, które w żaden sposób się nie zwrócą. A już z pewnością nie będzie to lokata korzystna wizerunkowo. Nie przypadkiem od lat mówi się w Nowym Sączu, dlaczego najbogatsi nie chcą sponsorować Sandecji. Teraz już wiemy dlaczego. Bo nikt w klubie nie gwarantował i nie gwarantuje im kontroli, jak te pieniądze zostaną spożytkowane. Wspomniana już publikacja Weszlo.com tylko tę teorię potwierdza. Sponsorzy zwiali w popłochu, widząc co się dzieje.

***

Niemal dokładnie rok temu pisaliśmy o wielkim święcie sądeckiego sportu i historycznym sukcesie. Dzisiaj trwa stypa, na której nikt nie chce wygłaszać toastów, ani wspominać dni chwały. Całkiem niedawno przecież Sandecja zdemolowała I ligę, zapewniając sobie awans długo przed końcem rozgrywek. Drugi na mecie Górnik Zabrze awansował rzutem na taśmę. W minioną niedzielę Górnik w obecności 25 tysięcy widzów, na nowoczesnym stadionie wywalczył europejskie puchary, bodaj najmłodszą ekipą w lidze, na dodatek niemal w całości polską. I niech to będzie ostatnie zdanie podsumowujące to, co się właśnie zakończyło.

Czytaj „Dobry Tygodnik Sądecki”:

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama