Głupi Jasiek

Głupi Jasiek

Jasiek nudził się. Kumpli gdzieś wywiało, więc plątał się po wsi rozglądając się za jakimś „czasoumilaczem”. Na złość – nic ciekawego się nie działo. Oczy poniosły go na polanę pod lasem. Zapaliłby… Pech! Fajki się skończyły. Jaśkowa łapa wymacała w kieszeni tylko zapalniczkę. Wyjął ją, przykucnął i pomyślał, że jeśli nie fajkę, to może coś innego.

Przyłożył zapalniczkę do ździebełka zeszłorocznej trawy. Płomień pożarł  źdźbło i sięgnął po sąsiednie. Po chwili rozlewał się coraz dalej zabijając pszczoły, mrówki, jeże, szpaki… Jasiek nie widział śmierci, którą zadał, więc nie było mu żal. Przez głowę nie przemknął nawet cień świadomości, że jednym ruchem palca spowodował zagładę. Patrząc na „swój” pożar czuł się przez chwilę jak władca żywiołu, ale widok ognistej łąki prędko mu się znudził. Odwrócił się więc plecami od miejsca zbrodni na braciach mniejszych i polazł w stronę wsi. Godzinę później przypomniał sobie, że nie ma fajek, więc poczłapał w stronę sklepu. Pod spożywczym zobaczył wsiadającą do auta zapłakaną Ewkę.

– Ej! Co jest? – zagadał. Nie dowiedział się. Odjechała.

Wszedł do środka.

– Mocne dziś zapalę – poprosił Wieśka – sprzedawcę pokazując palcem to, po co przyszedł.  – A Ewa czego ryczy? – spytał.

Odpowiedź Wieśka, spowodowała uderzenie gorąca do głowy. Jasiek wybiegł ze sklepu jak oparzony.

Ewa pojechała do szpitala. Jej mąż miał wypadek. Ranny czekał na pomoc w rozbitym aucie. Pogotowie przyjechało szybko, ale ratownicy nie mogli dostać się do uwięzionego we wraku człowieka. Miejscowi strażacy kwadrans wcześniej pojechali gasić pożar trawy, który zbliżał się do lasu. Gdy na miejsce wypadku dotarł zastęp z miasta, Krzysiek odpływał. Reanimowali go, ale czy przeżyje – Bóg jeden wie.

Taka historia mogła zdarzyć się w Twojej okolicy 162 razy. Od początku roku do godzin przedpołudniowych 9 kwietnia tyle właśnie razy popełniono na Sądecczyźnie błąd głupiego Jaśka. Codziennie ta liczba rośnie. Spytaj strażaków.

Czytaj też:

Tak czy owak…

Reklama