Głowy musimy mieć podniesione

Głowy musimy mieć podniesione

Brakuje nam pewności siebie, bo ta bierze się z wyników. Straciliśmy multum bramek, a przeciwnik dostaje je od nas w prezencie. Jesteśmy najgorszą defensywą w lidze. Pandemia na pewno nie pomagała. Przed ostatnim meczem 14 chłopaków przebywało w izolacji.

Rozmowa z Dawidem Szufrynem, kapitanem piłkarskiej drużyny Sandecji.

– Dawid, zgodziłeś się na wywiad przed kamerą bez sekundy wahania. Należy Ci się szacunek, że jako kapitan nie miałeś wątpliwości, by odpowiadać na pytania w sytuacji bardzo dla Sandecji trudnej, kiedy nikt nie ma odwagi o tym rozmawiać.
– Tak rozumiem rolę kapitana. Kiedy trzeba rozmawiać na trudne tematy, to musi się zmierzyć z problemem. Nie mam wątpliwości, że powinienem rozmawiać o sytuacji w jakiej się znaleźliśmy.
– Jest zasada, że nie zdradza się tajemnic piłkarskiej szatni, ale wróciłeś z wtorkowego treningi i chyba możesz powiedzieć, jaka tam panuje atmosfera?
– Atmosfera nie jest za ciekawa, ale atmosferę budują wyniki, a my na razie w tym sezonie nie mamy żadnych wyników. Jest kiepsko i musimy sobie z tym wspólnie poradzić. Nikt za nas tego nie zrobi. Nie wolno nam załamywać rąk i kierować wzroku w ziemię. Sezon jest długi, meczy mnóstwo, jest co poprawić, a ciężkie treningi przyniosą punkty.
– W ostatnich dniach pojawiły się pamiątki związane ze 110-leciem Sandecji i to było miłe. Ale złośliwi zaraz dodali, że tegoroczne wyniki drużyny są najgorsze od 110 lat.
– Osobiście pierwszy raz w karierze mierzę się z taką sytuacją jako zawodnik i faktycznie w historii klubu może nie być gorszego wyniku jak nasz obecny. To jest przykre dla mnie i całego zespołu. Takie jest życie i trzeba sobie z tym poradzić. Głowy musimy mieć podniesione i z optymizmem patrzeć w przyszłość, bo jak spuścimy głowy, to nic dobrego z tego nie będzie.
– Rolą kapitana jest m.in. motywowanie zespołu. Co sobie mówicie po dziewiątym przegranym ligowym meczu, jak jeszcze możecie się wzajemnie motywować?
– To jest trudne, kiedy na dziesięć meczów dziewięć to porażki i tylko jeden remis. Ciężko wykrzesać z siebie coś oryginalnego i motywującego, w sytuacji, kiedy nieustannie próbujemy się mobilizować. Mam wrażenie, że przed każdym meczem panuje maksymalna mobilizacja, że jesteśmy maksymalnie naładowani energią. Ale kiedy wynik na boisku nie układa się po raz kolejny nie po naszej myśli, to czegoś zaczyna brakować. Chęci raczej nie, bo tego nigdy nie brakuje. Może pomysłu na grę w sytuacji, kiedy się staramy, a jednak tracimy bramki.
– Czego, Twoim zdaniem, brakuje dzisiejszej Sandecji, że kolejne mecze kończą się porażkami? Koncentracji, przygotowania motorycznego, udanych transferów, szczęścia?
– O braku szczęścia to można mówić przy dwóch przegranych meczach, ale nie przy dziewięciu. Na pewno brakuje nam pewności siebie, bo ta bierze się z wyników. Nie wygrywasz, nie masz punktów i każdy zaczyna bać się odpowiedzialności, wzięcia gry na siebie. Za dużo popełniamy błędów indywidualnych. Straciliśmy multum bramek w tym sezonie, jesteśmy najgorszą defensywą w lidze. Problemem jest to, że przeciwnik dostaje te bramki od nas w prezencie. Z Bełchatowem zagraliśmy na zero z tyłu, wydawało się, że sytuacja idzie w dobrym kierunku, a za chwilę był mecz z Arką i tracimy pięć bramek, w tym cztery oddaliśmy w prezencie. Sam się nie ustrzegłem błędów.
– Na ile na postawę drużyny ma wpływ sytuacja kadrowa poza boiskiem. Najpierw trener Tomasz Kafarski traci pracę, potem prezes Artur Kapelko rozstaje się z klubem, po nim Paweł Cieślicki zostaje odwołany z funkcji prezesa, choć twierdzi, że nigdy na to stanowisko nie został powołany. Teraz z posadą rozstaje się trener Piotr Mandrysz. Szatnia to czuje, że organizacyjnie dzieje się coś niedobrego?
– Tak, czujemy to, mamy tę sytuację z tyłu głowy, ale trudno tym tłumaczyć nasze słabe wyniki. Przecież kadrowo nie jesteśmy zespołem, który stać na jeden punkt w dziesięciu meczach. Pandemia koronawirusa? Każdy zespół miał z tym jakieś problemy. Przyjście trenera Mandrysza i transfery przed samym startem rozgrywek? Tym można by tłumaczyć ewentualnie kłopoty na starcie, ale potem sytuacja trenersko-kadrowa się ustabilizowała. To nie jest usprawiedliwienie.
– Pandemia nie dała się Sandecji we znaki mocniej niż innym drużynom? Trzy razy duża grupa zawodników wypadała z przygotowań.
– Nie chciałbym tym tłumaczyć wyników, choć pandemia na pewno nie pomagała. Choćby przed ostatnim meczem 14 chłopaków przebywało w izolacji. Wrócili po dwóch tygodniach we wtorek, czyli cztery dnia przed meczem z Arką. Chcieliśmy ten mecz przełożyć, bo w pełnych dwóch mikrocyklach mogło wziąć udział ośmiu zawodników z pola i trzech bramkarzy.
– Jak się czuje zawodnik po 14 dniach izolacji, szczególnie jeśli był zakażony?
– Wydolnościowo odczuwa to mocno i w nogach, i w płucach. Treningi w domu to nie jest to samo, co trening na powietrzu z grupą w warunkach współzawodnictwa. Kiedy ja byłem chory obowiązywały poprzednie przepisy i musiałem siedzieć w domu 27 dni. Ciężko było po takiej przerwie wrócić do normalnej dyspozycji. Nie tłumaczy to tracenia u siebie 4-5 goli. Przecież Sandecja to był zespół znany z charakteru. Na szczęście w tym sezonie spada tylko jedna drużyna. Piłka jest w grze, wystarczy wygrać dwa mecze z rzędu, by mocno odbić się od dna tabeli. To jest cały czas realny scenariusz, sytuacja się może szybko zmienić.
– Najbardziej boli Cię ostatnie 1-5 z Arką…
– Boli najbardziej, bo nigdy nie przegrałem u siebie pięcioma bramkami.
– Obwiniasz się za te gole.
– Przecież nie ustrzegłem się błędów. Błędy to sól piłki nożnej, zadaniem rywala jest te błędy wykorzystywać. Co mam dodać? Może tylko tyle, że tak doświadczonemu zawodnikowi nie wypada popełniać pewnych błędów.
– Kibice spekulowali, że może chodzi o finanse. W ekstraklasie miasto przekazywało Sandecji 12 mln zł rocznie, teraz tylko 2 mln. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
– Różne plotki słyszałem na mieście, takie również. Wyjaśniam – nie chodzi o pieniądze. Słyszałem też kompletną bzdurę, że drużyna przegrywa, by znaleźć się w drugiej lidze, bo tam będzie luźniej. Wyników nie ma, więc kibic może snuć różne domysły. Przecież na dziesięć meczów, mamy dziewięć porażek. Mnie jako kapitanowi wypada tylko przeprosić kibiców, działaczy i nasze rodziny za takie wyniki. Przecież one się muszą wreszcie zmienić.
– Dzisiaj pożegnał się z zespołem trener Piotr Mandrysz.
– Ale jak wszystko wcześniej, również to zrobił z klasą. Przyszedł przed treningiem do szatni, pożegnał się i powiedział, że po rozmowach z dyrektorem podjęli decyzję o zakończeniu współpracy. Osobiście chcę trenerowi Mandryszowi bardzo podziękować za okres współpracy i przeprosić, że nie udźwignęliśmy sytuacji i po raz pierwszy w karierze trenerskiej musiał przeżyć taką serię porażek. Piotr Madrysz jest świetnym fachowcem, bardzo profesjonalnie prowadził zespół, ale nie miał z nami ani krzty szczęścia.

Wykorzystano fragmenty wywiadu dla Regionalnej Telewizji Kablowej.

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama