Gdzie dwóch się bije, tam wszystkich boli

Gdzie dwóch się bije, tam wszystkich boli

Dawno, dawno temu o puchar miasteczka walczyło kilka drużyn piłkarskich. Najwięcej goli strzeliła drużyna Lolka, a on sam – wraz z pucharem dostał przywilej uprawiania okołostadionowych ogrodów i zbierania z nich owoców, na których można było nieźle zarobić.

Lolek  nie zapomniał, że zwycięstwo było zbiorową zasługą  drużyny, więc postanowił, że każdy, kto celnie strzelał do bramki przeciwnika albo skutecznie bronił swojej bramki przed strzałami, dostanie pod opiekę któryś z ogrodów. Nastały słodkie lata dla drużyny Lolka. Team był zgrany. Wszyscy dbali, aby trzymać formę. Kapitan szczodrze wynagradzał trenerów i dzielił się owocami z ludźmi, którzy zabiegali, aby na trybunach nie brakło kibiców. W kolejnych rozgrywkach puchar trafiał raz po raz w te same ręce.

Dlaczego Lolek pewnego dnia przestał chcieć walczyć o kolejny puchar?  Niektórzy domyślają się, że zaproponowano mu grę w wyższej lidze, inni plotkują, że po prostu chciał odpocząć albo znudziła mu się piłka i szykuje się do zmiany dyscypliny. Są też tacy, którzy podejrzewają, że piętrzące się problemy z uprawą ogrodów sprawiły, że odpuścił. Pielęgnacja roślinności to wyzwanie pracochłonne i kosztowne, wymagające wiedzy, pasji i skomplikowanych zabiegów, bo inaczej wszystko marnieje.  Nie każdy, kto świetnie strzela gole, równie dobrze potrafi dbać, żeby drzewa owocowały.

Tak czy owak, w kolejnych pucharowych rozgrywkach Lolek nie zagrał, a puchar zgarnęła drużyna Bolka.

Bolek dobrał ludzi do swojego teamu tak, aby stanowili gwarancję przychylności kilku skrajnie różnych grup kibicowskich. Dopingowali go z jednej strony ultrasi, z drugiej – normalsi, z trzeciej ci, którzy z różnych względów nie przepadali za Lolkiem. No i dostał to, o co walczył. Po przejęciu pucharu zabrał się za podział ogrodów między kompanów. I wtedy rozpętało się piekło… Ludzie Lolka przekonani,  że po tylu latach nie mają sobie równych w ogrodniczej sztuce, oburzyli się, że ktoś ich podmienia na innych.  Ludzie Bolka zaczęli przyglądać się drzewom, płakać nad przemarzniętymi gałązkami, ubolewać, że tu i ówdzie dawno nie było nawożenia albo płodozmianu i oskarżać poprzedników o fatalne zaniedbania. Z oburzeniem stwierdzili też, że ogród, z którego pochodzą najcenniejsze owoce tuż przed pucharowymi rozgrywkami oddano komuś w dzierżawę, pozbawiając  Bolka możliwości zmiany ogrodnika. Posypały się ciosy. Z czasem, po obu stronach ujawniało się coraz więcej bokserów.

Biją się do tej pory nie bacząc, że obrywają kibice. Wszyscy, bez wyjątku. Owoce podrożały, a dopingowanie obojętnie której drużyny przestało być pasjonujące, bo nikt (może poza ultrasami) nie cieszy się, że zamiast stadionu miasteczko ma ring.

A w co klikają dziś sądeccy kibice? We wszystko, co dotyczy rachunków za wodę. Niewiele mniejszą popularnością cieszy się zlepek czterech literek brzmiących jak zaklęcie: „SARR”. Kto nie wie, dlaczego akurat to się klika – niech wygoogluje taki oto zestaw: „SARR – 200 + sto”.

Reklama