Gabi. Posłuchajcie jej nowego singla „Collide” [FELIETON]

Gabi. Posłuchajcie jej nowego singla „Collide” [FELIETON]

Nie wszystko u mnie kręci się wokół filmów. Są momenty, gdy film jest najważniejszy i gdy taki nie jest. Na przykład, kiedy ważniejsza staje się muzyka. W przeciwieństwie do mojego życia, które prawie nigdy nie jest ani muzyczne ani filmowe, chociaż marzy mi się, żeby było inaczej. By każda scena i nuta mojego tu-i-teraz miały swoje znaczenie – wagę i klamrę. Bez pustych scenopisów, pauz czy wytartych przeźroczy. To właśnie w muzyce i filmie czuję się dobrze. Jest to pewien rodzaj abstrakcji – nierzeczywistości, w której mogę się schronić i odgrywać rolę eksperta – autorytetu. Ale kiedy kończy się ten świat, zjeżdżają napisy końcowe, a igła spada z winylu, to okazuje się, że jestem zwykłym idiotą, który niewiele wie. Tak jak i wszyscy inni.

Stąd najlepszym wyjściem dla mnie jest nie wychodzić, utrzymywać stały i jakościowy poziom obrazu i dźwięku we krwi. Być na permanentnej popkulturowej bani. W sumie rzadko kiedy w moim życiu zdarzały się lepiej dobrane duety niż muzyka i film. Niczym Lennon i McCartney, Mercury i Caballé, David i Bowie… Czy wspominałem już, że nie wszystko w moim życiu kręci się wokół filmów i że są momenty, gdy film jest najważniejszy i gdy taki nie jest? Ostatnio jakoś nie jest, a to za sprawą pewnej dziewczyny i jej premierowego singla – duetu, który daje powód do tego, by moje życie nadal kręciło się wokół dźwięków i wizji, tych nierzeczywistych i abstrakcyjnych światów, do których mam przywilej wchodzić i się nimi upajać.

Gabi to jedna z tych artystek, która prowadzi nas za rękę ku przygodzie czysto muzycznej bez względu na pogodę jej tekstów, a która bardziej niż do wyjścia, zachęca do skrycia się, przemyśleń, zadawania pytań. Głównie samemu sobie. Szanuję to, nie dlatego, że robię to codziennie i to od wielu lat, ale za to, że potraktowałem jej nowy singiel jako grę, w którą wszedłem bez żadnych oporów i dało mi to niemało satysfakcji. Satysfakcji, która wzrastała wprost proporcjonalnie do poziomu wtajemniczenia w jej zasady.

„Collide” | fot. Gabriela Salamon/Wiktoria Salamon

Swoim „Collide” Gabi nie pokazuje nowej twarzy, ale kolejną odsłonę jej obecnego ja. Tego, które poznałem podczas majowego koncertu u boku wspaniałych The Freedom Birds (relacja TUTAJ). Dostrzegłem wtedy niebywałą wszechstronność, dojrzałość muzyczną oraz tekstową, co może działać drażniąco, gdyż daje pojęcie o skali jej talentu. Zakładając, że i mnie zagrzałoby to w sposób nie do opisania, gdyż przecież nie po raz pierwszy spotykam na swojej drodze osoby, które są tym wszystkim, czym ja chciałem być, będąc w ich wieku. Z pewnością zrodziłoby to frustracje i różne negatywne afekty, które musiałbym rozładować w postaci jakiegoś wydumanego tekstu. Musiałbym wysyczeć przez zęby stek bzdur i nieprawd, które zapewne skreśliłbym już końcem maja. Albo po prostu nie nawijałbym o jakiejś nieznanej mi dziewoi i jej skondensowanej krytyce dzisiejszego świata i naszego w nim miejsca, w słowach pełnych metafory i poetyki, bez przypadkowości myśli, uczuć czy przeżyć.

O muzyce można by tu długo, ale to teksty stanowią siłę napędową piosenek Gabi. Gdyby bohater „Collide”, załóżmy że kompletnie sfingowany – wyśniony – i jedyny, ale z różnych wymiarów, spotkał samego siebie – tylko starszego, mógłby dowiedzieć się, że dajmy na to ten z przyszłości wymyślił sposób umożliwiający podróżowanie w czasie (przy użyciu jakiejś kapsuły, wrót czy innego dynksa) i tym samym ten pierwszy i ja jako słuchacz z miejsca zostalibyśmy wciągnięci w katartyczną odyseję po meandrach czasu, przestrzeni, „czarnych dziur” – bzdur i własnego ja. W grę z samym sobą i swoją przeszłością. Ale nie o słuchaniu siebie nawzajem rzecz, ale o cholernych frustracjach i neurozach, które powracają tu jak bumerang i na przestrzeni mojego tekstu również dadzą jeszcze o sobie znać.

Gabi | fot. Gabriela Salamon/Wiktoria Salamon

Więcej dzisiaj będzie o treści, gdyż „Collide” na tym poziomie przypomina komputerowe „tekstówki”, które jako gry były w pewnym sensie „liminalne”, to znaczy balansowały na granicy różnych form i medialnych poetyk (gównie wrażeniowych i wyobrażeniowych), tym samym dawały zielone światło tym formom, by zaistnieć w obrębie większej całości. I co najistotniejsze opierały się na najlepszej karcie graficznej ever – ludzkiej wyobraźni.

Chyba gdzieś tam z początku napomknąłem, że o grach będzie, stąd fakt, że bohaterowie pewnego filmu Cronenberga osiągali spełnienie seksualne dzięki oglądaniu i prowokowaniu wypadków samochodowych, co z jednej strony tworzy banalne porównania aktu seksualnego z umieraniem, z drugiej – świetnie oddaje clou współczesnych problemów wśród ludzi, szczególnie ludzi młodych. Aby wykrzesać z siebie zainteresowania, pasje, emocje bycia fajnym, dostępnym czy rozrywkowym, wymagamy coraz silniejszych podniet. A im człowiek wrażliwszy, tym ma bardziej przechlapane, kiedy na tych polach ponosi porażkę. Stworzony na potrzeby „Collide” taki przebodźcowany i podłamany bohater nakręca swoje niepowodzenia i ruminacje, przez co stan odczuwania smutku wydłuża się u niego jeszcze bardziej. To jak próba gaszenia ognia benzyną, zorganizowane na własne życzenie masochistyczne „torture party”. Tylko że jedynym zaproszonym gościem jest on sam ze sobą sam na sam.

Dla Junga i Freuda marzenia senne stanowiły dźwignię analizy osobowości. Jak same sny, które bywają różne, tak i najnowszy singiel Gabi to opowieść pełna różnorakich emocji, niedopowiedzeń i falstartów serca. Utwór pozostawia po sobie słodko-gorzki posmak, gdyż sen miesza się tutaj z rzeczywistością w taki sam praktyczny sposób jak tylko podróżowanie w czasie za pośrednictwem snu może dopomóc w odnalezieniu siebie. Nie wiem, czy z czymkolwiek tutaj trafiłem, czy cokolwiek odnalazłem. Ale na pewno przypomniałem sobie, gdzie i kiedy przetrąciłem sobie kręgosłup („remind yourself / who broke your neck / isolate / you collide”). Kto siedział za kółkiem, kto obok, a kto na tylnym siedzeniu, kiedy doszło do najważniejszych dwóch muzyczno-filmowych kolizji w moim życiu.

Fot. Gabriela Salamon/Wiktoria Salamon

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama