Dlaczego chłopcy o niej marzą

Dlaczego chłopcy o niej marzą

Rozmowa z Andrzejem Górą, dyrektorem Zespołu Szkół Samochodowych w Nowym Sączu im. Tadeusza Tańskiego oraz Dariuszem Krupą prezesem Stowarzyszenia „Sądecka Samochodówka”.

– Zbliża się 65-lecia Zespołu Szkół Samochodowych, jednej z legendarnych sądeckich szkół…

Andrzej Góra: – Można naszą szkołę tak określić. Wszystko zaczęło się w 1955 r. kiedy w Polsce utworzono dziewięć tego typu szkół. W Nowym Sączu działalność zaczęło ówczesne Technikum Samochodowe.

– W 1955 r. przeczuwano, że za pół wieku nastąpi w Polsce boom motoryzacyjny?

AG: – To były lata powojenne, odbudowywał się polski przemysł i praktycznie od zera trzeba było zająć się motoryzacją. Jeśli prześledzimy daty powstania szkół technicznych po II wojnie światowej, to boom na otwieranie takich placówek nastąpił w latach 50. Było takie zapotrzebowanie. Mam tu na myśli tworzący się wówczas sądecki PKS, potrzebni byli kierowcy i pracownicy techniczni. Z dostępnych nam źródeł wiadomo, że o lokalizacji szkoły zadecydował przypadek, ale i upór entuzjastów, którzy chcieli ją utworzyć. Niewiele brakowało, a taka placówka powstałaby nie u nas, a w Bielsku-Białej. Zasługa w tym wszystkim nieżyjącego już dyrektora Potoczka.

To kto naprawiał w Polsce samochody zanim powstały szkoły samochodowe?

AG: – Myślę, że odbywało się to w jakichś kuźniach i przydomowych warsztatach.

Dariusz Krupa: – Po wojnie na pewno brakowało fachowców, bowiem wielu specjalistów zginęło. Trzeba było to wszystko odbudowywać, a także tworzyć nowoczesną bazę na przyszłość. Dlatego ta szkoła zadecydowała o przyszłości Sądecczyzny. Z czasem staliśmy się regionem słynącym z transportu, a ten nie przypadkiem się tutaj pojawił.

– Od kilku pokoleń pewna część chłopców w Nowym Sączu i okolicy nie ukrywa, że ich marzeniem jest uczyć się w „Samochodówce”. Interesują się samochodami, chcą nimi jeździć, ale też potrafić sobie z nimi radzić.

AG: – To prawda, jedni chcą być policjantami, strażakami a jeszcze inni kierowcami i mechanikami. Do bycia mechanikiem potrzebna jednak jest jednak wiedza, a młodzi ludzie garnęli się do niej, bo brakowało takich fachowców.

DK: – W południowej Polsce, poza Nowym Sączem, nie było technikum samochodowego. Obawiano się, że jeśli nie będzie to szkoła na wysokim poziomie, to zostanie zlikwidowana. Działo się to dzięki pasji i zaangażowaniu kolejnych dyrektorów, m.in. Potoczka i Chodakowskiego. Według anegdot, również dzięki litrom śliwowicy, którą wożono do Warszawy.

– Dlaczego młodzi chłopcy tak garną się do zawodu mechanika samochodowego?

AG: – Ponieważ kiedyś chłopcy mieli marzenia. Kiedyś przeprowadzaliśmy badania na temat naszej szkoły i wyszło nam, że ludzie mówili o „Samochodówce”, jako szkole marzeń. To była nasza wizja szkoły i ta myśl towarzyszy nam nadal. Kiedy spotykamy się z rodzicami, to słyszymy, że ich synowie chcą iść tylko tutaj, do „Samochodówki”. Na Targach Szkół Ponadgimnazjalnych, a wtedy prezentuje się dużo placówek, można posłuchać głosów chłopców, którzy uważają, że dla nich istnieje tylko wybór pomiędzy „Elektrykiem”, a „Samochodówką”. I to jest ważne, bo jeśli nie będzie chętnych, to pusta szkoła się nie obroni.

– Chyba nie było problemu z naborem przez tych 65 lat? Może nawet chętnych było więcej, niż miejsc?

AG: – Jak mówią kroniki, w latach 70., kiedy istniały jeszcze szkoły zaoczne, uczyło się tu grubo ponad 2000 uczniów w jednym czasie. W planach szkoła była przewidywana dla 600-700 osób. Uczniów było o wiele za dużo, dlatego nauka odbywała się od 7 rano do 20.

DK: – Na pewno było duże zainteresowanie. Poza tym, trudno było dostać się do „Samochodówki”. To był prestiż. Był taki okres, że sześć osób walczyło o jedno miejsce. Miałem szczęście, bo jestem absolwentem tej szkoły, ale dostałem się z konkursu świadectw. Ilość chętnych była zawsze bardzo duża, a szkoła nie musiała się obawiać o napływ chętnych.

– Ilu uczniów dziś uczy się w „Samochodówce”?

AG: – Teraz jest u nas ponad tysiąc uczniów. Dlatego, że w tym roku mamy wyż – uczniów wygaszanego gimnazjum, oraz szkół podstawowych. Gdy takiej sytuacji nie było, to uczyło się u nas około 870 osób. To była jedyna tego typu szkoła w południowej Polsce. Do dziś szkoły samochodowej nie ma w Krakowie.

DK: – Renoma szkoły była mocna nie tylko w Nowym Sączu, ale i w całym regionie. Kiedy funkcjonował przyszkolny internat, mieszkali w niej uczniowie z całej Polski. Górale z Podhala również lubili cztery kółka i ciągnęli tutaj. Istniały „klasy internatowe”, które zajęcia miały po południu. Byli tam liczni reprezentanci Rabki, Zakopanego, Nowego Targu.

– Jak zmieniła się specjalizacja absolwenta sprzed 50 lat i obecnego?

AG: – To musi się zmieniać dlatego, że sam zawód mechanika się zmienił. Wiemy, jak wygląda dziś stacja diagnostyczna. Mamy teraz zawody: technik naprawy i obsługi pojazdów samochodowych, ale też technik mechanik, mechatronik, dlatego, że mamy w samochodach dużo elektroniki. Można u nas zostać także logistykiem i spedytorem. Te dwie specjalności wprowadziliśmy w 2006 r. Jeśli zaś chodzi o mechanika, to mamy też szkołę branżową, dawną zawodową na specjalnościach: mechanika, elektromechanika i nowość – mechanika motocyklowego. Dziś zupełnie inaczej niż przed laty wyglądają pracownie oraz stacje diagnostyczne. Musimy uczniów do tego przygotować. Korzystaliśmy i korzystamy z projektów pozwalających doposażyć pracownie, aby nie było później sytuacji, że uczeń idąc do pracy widzi jakiś sprzęt po raz pierwszy. Powoli można zapominać o wizerunku wybrudzonego mechanika.

DK: – Przeciętni kierowcy również zauważają zmiany w serwisowaniu samochodów. Kiedyś naprawialiśmy auto na środku drogi. Teraz możemy jedynie wykonać telefon do serwisu. Technologia poszła tak naprzód, że użytkownik nie jest w stanie nic zrobić samemu. Znika funkcjonujący kiedyś mechanik „złota rączka”, który dawniej kształcił się w szkole samochodowej. To dlatego, że do motoryzacji weszła mechatronika, elektronika, zaawansowana diagnostyka.

– To historyczny moment – fachowcy przyznali, że dzisiaj samemu nie można nic zrobić z samochodem. Pamiętamy czasy, kiedy każdy był mechanikiem samochodowym.

DK: – Teraz czasami trzeba rozebrać pół auta w niektórych modelach tylko po to, żeby wymienić żarówkę.

– Czy to dobra zmiana?

AG: – Odpowiem w taki sposób: dwa tygodnie temu odbieram telefon od pewnej pani, która przedstawiła się jako nauczycielka Zespołu Szkół Ekonomicznych. Mówi: „Panie Dyrektorze, mam nowoczesny samochód, który w środku miasta zatrzymał się, a na desce rozdzielczej wszystko zaczęło się świecić. Nie byłam w stanie sobie z tym poradzić. Nagle podchodzi dwóch chłopców, jeden z nich to uczeń pańskiej szkoły z III klasy. Coś zaczęli robić i nagle z powrotem zaczęło wszystko działać! Ma pan przewspaniałych uczniów, dlatego dzwonię, żeby powiedzieć, że w tym stresie myślałam, że nikt mi nie pomoże.” Byłem dumny, kiedy tego słuchałem, a tym pomocnym człowiekiem był uczeń branżówki.

DK: – Jeśli chodzi o „branżówkę”, to powinniśmy się nią chlubić. Dawniej była to szkoła zawodowa. Właśnie ta szkoła pozwoliła nam przejść przez transformację ustrojową. Zawsze mieliśmy doskonałe szkolnictwo zawodowe i powinniśmy się z tego w Polsce cieszyć.

– Czy nie obawiacie się Panowie, że zawód mechanika samochodowego w przyszłości zniknie? Już dzisiaj w stacji diagnostycznej trzeba się „podłączyć do komputera i zresetować system”.

AG: – Zgoda, ale zawsze trzeba będzie dokonywać napraw, więc takiej wizji się nie obawiam. Kiedy wszedł wyż demograficzny lat 80., a w Polsce było bardzo duże bezrobocie miałem spore obawy o przyszłość absolwentów. Młodzi ludzie, którzy wchodzili na rynek w latach 2003-2004 nie mogli znaleźć pracy. Pomogła nam Unia Europejska. Miałem klasę lakierników, których spytałem, kto z nich ma pracę. Na trzydziestu tylko trzech podniosło rękę. Dzięki wejściu do Unii i otwarciu granic udało się to zmienić. Po latach ci sami ludzie mówią, że znajdują pracę w swoim zawodzie w Anglii. Jestem zwolennikiem pracy własnym kraju, ale jeśli jesteśmy członkami europejskiej rodziny, to powinniśmy pracować również za granicą. W ramach wymiany międzynarodowej przyjechali kiedyś do nas Francuzi, z kole nasi uczniowie jechali tam. Usłyszeliśmy od nich, że od razu zatrudniliby wszystkich naszych podopiecznych. To mówi, że nasz cel i nasza praca jest dobrze wykonywana, że nasi uczniowie sobie poradzą w życiu.

Szkoła zawodowa w zagłębiu transportowym. Co było pierwsze? Zagłębie transportowe, czy „Samochodówka”?

DK: – To pytanie z gatunku: Co było pierwsze – jajko, czy kura? Ta szkoła wykształciła również absolwentów, którzy nie mogli być mechanikami i musieli coś ze sobą zrobić. Sądecczyzna słynie też z przedsiębiorczości, a wielu absolwentów założyło swoje własne firmy transportowe, szczególnie w okresie transformacji ustrojowej. W tym momencie jest u nas dwukrotnie wyższa koncentracja takich firm, niż kilkadziesiąt lat wcześniej. Był też taki moment, kiedy szkoła kształciła w zawodzie kierowca-mechanik. Uważam, że to był bardzo dobry okres, ale później zaniechano tego i obecnie można nauczyć się wyłącznie zawodu mechanika. W tej chwili brakuje kierowców TIR-ów. Widziałem kiedyś dane ministerialne, z których wynika, że najbardziej deficytowym zawodem w Polsce jest kierowca samochodów ciężarowych, a na czwartym miejscu tego zestawienia jest kierowca autobusu. To między innymi przez błędy w szkolnictwie zawodowym, które poczyniono.

AG: – To trudny temat. Jako pierwsi w Polsce uruchomiliśmy w ówczesnych Zasadniczej Szkole Zawodowej zawód kierowcy. Udało się to przy współpracy z firmą Litwiński. Mamy tam 24 uczniów w drugiej klasie. Za rok będą to potencjalni kierowcy, których brakuje. Ale do pierwszej klasy nie zrekrutowaliśmy nikogo. Nie ma chętnych. Wracając do lakierników, dostaję telefony o chęci zatrudnienia takich ludzi. My możemy ich kształcić, mamy do tego wyposażenie, ale ponownie nie ma chętnych. Dlatego, że jest to postrzegane, jako brudny zawód. Zarobki w takiej branży są jednak dość wysokie.

– 17 kwietnia odbędą się wielkie uroczystości z okazji 65-lecia szkoły, a także zlot absolwentów.

AG: – Zapraszamy na nie wspólnie ze Stowarzyszeniem „Sądecka Samochodówka”. Chcieliśmy, aby każdy obchodzony co pięć lat jubileusz był inny. Ten ma być skupiony wokół absolwentów, a ich zlotem zajmuje się właśnie Stowarzyszenie.

DK: – Nie musimy ich szczególnie zapraszać, bo każdy z naszych absolwentów coś osiągnął. Chcemy zjednoczyć wszystkich absolwentów i w tym celu postanowiliśmy zrobić pierwszy zjazd ogólnoszkolny. Do tej pory odbywały się tylko spotkania klasowe, każdy w swoim gronie. Próbujemy więc wprowadzić taką formułę, że raz na pięć lat ci ludzie spotkają się międzypokoleniowo, nie tylko uczniowie, ale też nauczyciele, obecni i emerytowani. Zdradzę tajemnicę, że zaczęliśmy zapisy i zgłoszenia na ten zjazd absolwentów; najstarsi z nich ukończyli szkołę w 1964 roku. Jeśli znajdzie się takich więcej, to prosimy, abyście się zgłosili.

 

Wykorzystano fragmenty wywiadu dla Regionalnej Telewizji Kablowej.

Na zdjęciu

Dariusz Krupa i Andrzej Góra

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama