Czar dawnych jubileuszy

Czar dawnych jubileuszy

W tym roku, w tych dniach, a dokładnie 8 listopada, Nowy Sącz obchodzi swoje 725. urodziny. Nie jest to jakaś okrągła rocznica, więc obchody jubileuszowe mają skromny wymiar. I słusznie.

Okolicznościowe wydawnictwa, w tym szczególnie cenne – „Historia Nowego Sącza” Leszka Migrały, „Nowa Encyklopedia Sądecka” Jerzego Leśniaka, podniosły koncert w Sokole. Wiele innych imprez kulturalnych też wprowadzono do rocznicowego kalendarza.

A jak to wyglądało drzewiej podczas okrągłych jubileuszy miasta? Z „Gazety Lwowskiej” z listopada 1892 r. dowiadujemy się, że główne uroczystości związane z 600-leciem miasta trwały 2 dni. Dzięki uprzejmości pań z Sądeckiej Biblioteki Publicznej mieliśmy wgląd do archiwalnego rocznika gazety.

Jak donosił reporter „w przeddzień uroczystości 7 listopada przystrojono Rynek i ulice miasta w maszty, festony, herby transparentowe. Domy ozdobiły się w wieńce i przeźrocza, nad któremi powiewały narodowe flagi. Całe miasto zajaśniało milionem świateł. W parku zapłonęły cztery olbrzymie płomienie gazowe a muzyka przy mnóstwie pochodni przeciągała ulicami, publiczność zapełniała Rynek i ulice do późnej nocy”. Przypomnijmy, że był to rok 1892 i Nowy Sącz był pod zaborem Cesarsko-Królewskich Austro-Węgier, gdzie mimo wszystko panowała autonomia i można było podkreślać mocno polskie akcenty patriotyczne. Miastem rządził powszechnie szanowany doktor nauk medycznych Karol Slavik. Czech z pochodzenia (tak, tak koledzy narodowcy, co więcej rodak założyciela miasta króla Wacława II!). Zaczęto budowę wodociągów miejskich a sam Slavik zmarł wskutek zarażenia krwi, kiedy niósł pomoc ludziom w trakcie potwornego pożaru miasta w 1894 r.

Ale wróćmy do 8 listopada 1892 r. na obchody 600-lecia królewskiego grodu. Reporter odnotował w sprawozdaniu: „O godzinie 9 z rana zebrały się tłumy przed magistratem, skąd podążono do kościoła farnego w następującym porządku: naprzód szła muzyka, za nią strażacy, którzy przed wejściem do kościoła utworzyli szpaler; dalej szkoły żeńskie, normalne, gimnazjum, Sokoły, cechy, robotnicy kolejowi, dykasterie, goście ze wsi, magistrat, publiczność. Po odprawieniu pontyfikalnej sumy, podczas której amatorowie z towarzyszeniem orkiestry (złożonej z uczniów gimnazjalnych) wykonali chorał liturgiczny, podążono w tym samym porządku przed magistrat, gdzie burmistrz dr Slavik przemówił w następujące słowa: Lat temu sześćset właśnie w dniu dzisiejszym, kiedy wśród jak najsmutniejszych okoliczności rozdrobnienia i upadku Polski, obcy monarcha na miejscu dawnej starożytnej wsi założył nasze ukochane miasto, Nowy Sącz.

W szeregu wieków gród ten przechodził zmienne koleje. Za szczęśliwych czasów Łokietka, Kazimierza Wielkiego i Jagiellonów, gród ten rozkwitł i doszedł do świetności, jaką mało miast polskich poszczycić się może. Ale nastały znowu czasy klęsk, pożarów, zarazy, wojen kozackich i szwedzkich, czasy napadów i rabunków ze strony wojsk moskiewskich, które podkopały i zniszczyły dawną pomyślność i dobrobyt miasta… W tej chwili wznoszą prośby do Boga, aby raczył po wszystkie wieki błogosławić naszemu ukochanemu miastu”. Po przemówieniu burmistrza odsłonięto na budynku magistratu tablicę pamiątkową z okazji 600. rocznicy założenia królewskiego wolnego Miasta. Dwa lata po tej uroczystości ratusz uległ zniszczeniu w wyniku tragicznego pożaru miasta.

A jak to było 25 lat temu, kiedy Nowy Sącz obchodził swoje 700-lecie? Główne uroczystości przesunięto na 4 października, podporządkowując kalendarz wydarzeń w mieście kalendarzowi Prezydenta RP Lecha Wałęsy. Wałęsy nie mogło nie być w Sączu, gdyż po pierwsze nie wyobrażał sobie tego ówczesny pierwszy demokratycznie wybrany przez Radę Miasta prezydent Jerzy Gwiżdż, po drugie prezydent Wałęsa miał moralne zobowiązanie, żeby tutaj być, wszak w wyborach prezydenckich właśnie w okręgu nowosądeckim Wałęsa uzyskał najlepszy wynik w kraju. Mój Boże! Ciekawe byłyby jego wyniki wyborcze, gdyby dzisiaj wystartował w prezydenckich wyborach w mateczniku PiS. Ale to tak na marginesie.

A więc 4 października 1992 r. punktualnie o godz. 11 zegar ratuszowy zabił jedenaście razy. Odezwały się kuranty i na Rynku rozpoczęła się msza św. celebrowana przez biskupa tarnowskiego Józefa Życińskiego. Potem Rynek wypełnił blisko dziesięciotysięczny tłum, głównie czekający na pojawienie się prezydenta Lecha Wałęsy. Towarzyszyli mu w tej krótkiej wizycie oczywiście Mieczysław Wachowski, ks. Franciszek Cybula, rzecznik Andrzej Drzycimski, sekretarz stanu Andrzej Zakrzewski. Oczywiście Wałęsa, podobnie jak Gwiżdż i inni oficjele w tym Mieczysław Wachowski, przyjął komunię św. Prezydentowi Gwiżdżowi witającemu prezydenta RP lekko drżał głos ze wzruszenia. Z kolei z ust Lecha Wałęsy popłynął prawdziwy miód na serca mieszkańców, kiedy usłyszeli: „Wasze miasto chlubnie się wpisało w historię, tradycję i polską kulturę, udowodniliście w przeszłości, dajecie wyraz temu i dzisiaj. Przywiązanie do miejsca rodzinnego, pielęgnowanie tradycji i obyczaju widać tu na każdym kroku. Zwłaszcza dziś, kiedy sami możemy budować wolną Ojczyznę. Wczoraj o nią walczyliśmy. Chciałbym wam serdecznie podziękować, że szliście do niej razem ze mną. Zaufaliście mi. Poparliście moją kandydaturę w kampanii prezydenckiej. Zaciągnąłem wobec was wielkie zobowiązanie… W waszym mieście widać oko i rękę gospodarza. Samorządną zapobiegliwość. To wasza wielka zasługa o znaczeniu nie tylko lokalnym. Polska potrzebuje wzoru, jak żyć w wolności, jak demokratycznie podejmować decyzje…”.

Prezydent Wałęsa otrzymał liczne prezenty – góralską ciupagę, medal 700-lecia, mundur „podhalańczyka” i pluszowego misia. Miś szczególnie przypadł mu do gustu i powiedział, że jego wnuki bardzo się ucieszą. Wszystko potem odbywało się w wielkim pośpiechu, takim, że świta za nim ledwo nadążała, kiedy wręcz biegał po ratuszu, a to po spotkaniu w sali ratuszowej, a to przed i po posiłku, który spożył w magistracie. Ale zdążył odsłonić tablicę w holu ratusza o treści: „miastu, które zawsze było wierne swojej Ojczyźnie”. Tablica jest do dzisiaj.

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama