Burmistrz, który zgarnął wszystko

Burmistrz, który zgarnął wszystko

Rozmowa z JANEM GOLBĄ – burmistrzem Muszyny


– To chyba jedyny przypadek w Polsce tak druzgocącej wygranej w wyborach na burmistrza i do rady miasta. Jest się z czego cieszyć?

– Cieszę się, bo człowiek podchodzi do wielu spraw z dystansem i kalkuluje. Jeżeli startuje na stanowisko burmistrza, wójta czy prezydenta, to liczy, że wygra. Chciałby, aby na radnych jego ludzi przeszło jak najwięcej.

– I tak się stało – wziął Pan wszystko.

– Przyznam się, że w tych wyborach miałem nadmiar chętnych na moje listy. Musiałem się na kogoś zdecydować. Miałem też pewne zobowiązania wobec ludzi, którzy już ze mną pracowali. Niektórym odmawiałem i to naprawdę dobrym kandydatom z fajnymi pomysłami. Wielu z nich zostało od razu zweryfikowanych. W ośmiu przypadkach w ogóle nie mieli kontrkandydata. Podczas spotkań wyborczych widziałem, że są w swoich środowiskach akceptowani, czyli dokonałem dobrego wyboru. W jednym przypadku radny z poprzedniej kadencji przegrał i to z osobą, którą nie mogłem już wziąć na listę. Cieszy, że ludzie akceptują ten kierunek rozwoju gminy jaki nadałem. Ważne jest, że to akceptują też ludzie z innych opcji.

– Można powiedzieć: dr Jan Golba – zawód burmistrz!

– Tak to nie, choć działam w samorządach od 1988 roku. Moja historia to Krynica, Małopolski Urząd Wojewódzki, Szczawnica i od ośmiu lat Muszyna. Ja to bardziej traktuję jako życiowe hobby. Dwie moje pasje to praca samorządowa i uzdrowiska, trzecia to praca naukowa.

– Posiadanie 15 swoich radnych, czyli wszystkich, jest dobre, ale też niebezpieczne. Wszystko Pan może, bo wszystko „przyklepią”.

– Pozornie, bo w gminie, w samorządach życie toczy się inaczej. Dobrze jest mieć opozycję dla komfortu psychicznego, komfortu sprawowania władzy, bo ktoś władzę powinien kontrolować. A tak naprawdę najlepszą kontrolę sprawują mieszkańcy. W takich miejscowościach jak Muszyna nic się nie ukryje. Co by się nie zrobiło, ludzie od razu to widzą. Jest też mnóstwo „społecznych” inspektorów, którzy zawsze wiedzą lepiej.

– Czyli nie ma niebezpieczeństwa „lenistwa” władzy?

– Oczywiście, że nie. Spraw spornych nie brakuje, ale są przenoszone na komisje, gdzie zawsze jest gorąca dyskusja. Tam wypracowuje się decyzje i wnioski, na sesjach to jest już tylko formalność. Jeżeli coś nie ma szansy na akceptację, jest dużo głosów przeciwnych, to takiej sprawy nie forsujemy. Taki model do tej pory funkcjonował dobrze i mam nadzieję, że będzie tak dalej.

– Zagłosowało na Pana ponad 86 proc. wyborców. Czym ich burmistrz Jan Golba tak ujął? Co było najważniejsze?

– Myślę, że to jest przywrócenie wiary mieszkańców Muszyny w Muszynę. Kiedyś był moment załamania, marazmu. Mówiło się, i to nawet sami ludzie stąd tak powtarzali: „o, taka dziura”. Przed Waldkiem Serwińskim, poprzednim burmistrzem, który zginął tragicznie, Muszyna była targana różnymi animozjami. On to ustabilizował, zaczęło być normalniej. Dziś ludzie mają inny model funkcjonowania władzy. O Muszynie zaczęliśmy sami mówić dobrze. Obecnie przez Muszynę się nie przejeżdża, tylko do niej przybywa. Kiedyś przewodnicy zatrzymywali tu wycieczki z turystami, by sobie coś kupili i jechali dalej. Teraz mamy dziesiątki autobusów z ludźmi, którzy chcą odpoczywać nad basenem, idą do ogrodów sensorycznych, na basztę, do ogrodów biblijnych, itd. Tych atrakcji jest moc dla każdego, a będzie więcej. Kiedyś synonimem naszego miasta było MPGK, które miało wózek na dwóch kółkach i jedną osobę z miotłą. Była też nysa i do tego stara, na marginesie ciekawostką jest to, że ten pojazd na przetargu kupił zespół Pudelsi. Dzisiaj MPGK to nowoczesne przedsiębiorstwo, które zatrudnia wielu ludzi, wygrywa przetargi. Mogę długo wymieniać te pozytywne zmiany.

– Ile za te osiem lat wydano na muszyńskie inwestycje?

– Razem z budową wałów to jest ok. 200 mln zł. Jak przychodziłem do Muszyny, budżet wynosił niecałe 30 mln zł, na wszystko.

– To kiedy Pan przyłączy Krynicę do Muszyny?

– Nie ma takiej potrzeby.

– Ale mówi się coraz częściej, że Krynica jest po drodze do Muszyny.

– Ja wiem, że to są żarty. Krynica to 200 lat tradycji, ma potężną bazę i zwolenników. Ubolewać należy, że kiedyś jej rozwój poszedł w budownictwo apartamentowe. My przyjęliśmy inną strategię. Mamy rzeki, potoki, góry, swoją historię i przestrzeń. My proponujemy coś innego dla ludzi niż Krynica – przyrodę.

– Ale dwóch rzeczy się nie udało. To utrzymanie klubu Muszynianka w ekstraklasie siatkówki kobiet oraz wybudowanie całorocznego, krytego stoku narciarskiego.

– Jeżeli chodzi o tę pierwszą sprawę, to klub był prywatny. O jego rozwiązaniu dowiedziałem się jako jeden z ostatnich, ale to już historia, choć klub można odbudować w każdej chwili. Kryty stok to moja osobista porażka. Bardzo liczyłem na tę inwestycję, miałem pięciu sponsorów. Lansowałem przed laty tę inicjatywę w Szczawnicy na Kongresie Uzdrowisk. Byli tam przedstawiciele z Druskienik. Dzisiaj oni na Litwie mają kryty stok, a my nadal nie. Dzisiaj jeżdżą tam latem Polacy, Rosjanie i inni, a my przegraliśmy z Naturą 2000. To jest porażka, nie tylko moja. Mam jednak nadzieję, że w końcu dojdzie do realizacji tej inwestycji. Ja jestem uparty.

Rozmawiał Jerzy Cebula

Czytaj „Dobry Tygodnik Sądecki” – kliknij i pobierz bezpłatnie cały numer:

Reklama