Boję się, żebyśmy nie spadli i nie poobijali się jak jabłka

Boję się, żebyśmy nie spadli i nie poobijali się jak jabłka

Rozmowa z Janem Golonką – prezesem zarządu Sądeckiej Grupy Producentów Owoców i Warzyw „Owoc Łącki”

– Jak Pan ocenia tegoroczne zbiory owoców? Dobry rok?

– Na pewno lepszy cenowo, natomiast zbiory były dużo mniejsze, począwszy od owoców kolorowych, może z wyjątkiem truskawki. Teraz zapowiada się, że będzie mniej jabłek, ale tym nie powinniśmy się martwić.

– Bo mamy najwyższą produkcję jabłek w Europie, ponad 5 mln ton?

– Tak było w tamtym roku, w tym roku szacuje się, że będzie ok. 3-3,5 ton. My spożywamy około 800 tys. ton, resztę trzeba albo wyeksportować albo przerobić. Niegdyś milion ton szło do Rosji, ale to już rynek zamknięty, a nowe rynki zbytu to na razie małe ilości. W całej Europie w tym roku będzie według prognoz ok. 20-30 proc. mniej jabłek, ale na pewno urodzaj będzie w Chinach.

– Powinniśmy się chwalić, że produkujemy największą ilość jabłek w Europie, a okazuje się, że to w ogóle nie jest powód do dumy.

– Jak tak dalej pójdzie, będzie jak z czarną porzeczką i paroma innymi owocami, które produkowaliśmy w największej ilości na świecie. U nas produkcja jest rozdrobniona, a sprzedaż jeszcze bardziej. Grupy producenckie są, ale nie ma porównania z innymi krajami. We Włoszech eksportuje się ponad milion ton jabłek, ale tym zajmują się trzy grupy producenckie. U nas tych grup jest ponad 400, każda handluje na swoją rękę. Cały czas problemem jest organizacja i dostosowanie się do wymagań nowych rynków. Zainwestowano gigantyczne pieniądze w infrastrukturę w rolnictwie, w sadownictwie w szczególności, ale teraz pojawiają się problemy z wodą, czyli trzeba by robić nawadnianie, problemy z gradem, czyli trzeba by zainwestować w siatki itd. Kraje zachodnie zrobiły to dużo wcześniej, więc mają stałą produkcję niezależną od pogody. U nas produkcja pod gołym niebem to loteria.

– Wspomniał Pan, że zjadamy ok. 800 tys. ton jabłek. Za mało?

– Spożywamy ok. 12 kg jabłek na osobę, jeszcze 10 lat temu było to 25 kg, a produkujemy 125 kg, czyli resztę trzeba wyeksportować. Wszystko co jest produkowane na przemysł idzie ze stratą, w tym roku słyszę, że będzie się płacić 40-50 groszy za kilogram. Tymczasem koszt produkcji kilograma dobrej jakości jabłka to  złotówka. W ubiegłym roku była próba uregulowania tego poprzez skup jabłek na przemysł, myślę, że to jest dobry kierunek.

– A może brakuje promocji tego jabłka? Nasz polski owoc a wolimy wybrać pomarańcze czy banany.

– Tu oczywiście czynników jest wiele. Sami jesteśmy trochę winni, że dzieciom w szkole dajemy odmiany jabłka, które są najtańsze ale nie są smaczne, jak choćby idaredy, zamiast gali, koksy czy szampiona. Dziecko tym samym nabiera przyzwyczajeń i przekonania, że jabłka smaczne nie są. Gdy w Polsce spada spożycie o 2 kg to jest to już 70 tys. ton jabłka rocznie, a więc tyle ile wysyłamy na nowe rynki zdobyte z takim trudem. W takim układzie za chwilę sadów w Polsce nie będzie.

– Bo nie opłaca się mieć sadu?

– Nie opłaca się, bo nakłady są wyższe jak cena sprzedaży.

– A do tego brakuje rąk do pracy?

– To wszystko się na siebie nakłada. Koszty produkcji poszły w górę także przez to. Brakuje rąk do pracy, więc niektóre sady w zeszłym roku nie zebrały owoców. W tym roku owoców jest mniej, więc będzie lepiej, ale ludzie nie chcą pracować w rolnictwie. Jak przyjeżdżają pracownicy ze wschodu, na 3-6 miesięcy, to chcą mieć stałą pracę, a przy zbiorze jest to miesiąc, półtora, więc wybierają branże lepiej płatne i niesezonowe.

– Według danych w Holandii za godzinę pracy przy zbiorze owoców płacą 7,5 euro, u nas 2,5 euro.

– Dokładnie, to jest złożony problem. Już w tym roku widać, że po kilku deficytowych latach niektóre gospodarstwa rezygnują z produkcji.

–  Nie jesteśmy w stanie przetworzyć tych jabłek?

– Jesteśmy, ale cena w jabłka w tamtym roku wynosiła 8-10 groszy, w tym roku może 40-50 gorszy, a my dalej produkujemy po złotówce za kilogram.

– A jak z innymi owocami? Ta opłacalność jest większa?

– W ubiegłym roku właściwie nic nie było opłacalne. W tym roku może wiśnia, którą zbiera się kombajnem, więc jest taniej. Cena porzeczki też podskoczyła, w tamtym roku była po 40-50 groszy, w tym już po 1,5 zł i więcej. Tam, gdzie do zbioru nie są potrzebna praca ręczna, jest szansa na parę złotych na to, żeby pokryć koszty. Bez długofalowej polityki za parę lat sady będą, ale na Ukrainie. Tak się stało z porzeczką.

– Jakie jest wyjście? Dopłaty dla rolników?

– One są, ale trzeba je inaczej ukierunkować. Jeśli to bardziej do organizacji rynku, może interwencja przy koncentratach, by nadwyżki przerabiać na soki i inne przetwory oraz budowa produkcji pod zbyt.

– Mówimy, że z jednej strony rolnicy dostają bardzo mało za owoce, a z drugiej my jako klienci w sklepie narzekamy na wysokie ceny.

– To jest cały problem. Przygotowanie owocu do sieci kosztuje więcej niż się płaci producentowi. Jako klienci chcemy, żeby jabłko było poukładane, w woreczkach, przekładkach, a to wszystko kosztuje. Najbardziej nowoczesne sady, które dużo zainwestowały, z dobrym rynkiem zbytu i stałym odbiorcą, przetrwają, ale matematyka jest prosta, jeśli spożyjemy i wyeksportujemy 1,5 mln ton jabłek to wszystko co jest nadwyżką jest produkowane ze stratą, czyli te gospodarstwa prędzej czy później muszą zlikwidować produkcję. Czy pomożemy im w tym w cywilizowany sposób, to pytanie do polityków. To zbyt poważna branża, żeby nie zapewnić i przekwalifikowania się i dotacji do karczowania sadów, a przede wszystkim całej organizacji produkcji i handlu.

– W naszym regionie sady są stosunkowo małe.

– Ponieważ są małe, są w górach, więc są większe koszty. Ale my musimy badać na pozostałości każdą partię. Jeśli jest partia 50 czy 100 ton, to koszty są takie same jak przy tonie czy dwóch. Wszystko musi mieć certyfikat, bo bezpieczeństwo żywnościowe jest na najwyższym poziomie. Te owoce są też bardziej zróżnicowane, więc stworzenie jednolitej partii jest problemem. To wszystko brzmi pesymistycznie.

– Więc na koniec coś optymistycznego?

– Ta branża po prostu jest jedyną, która do tej pory z powodzeniem konkurowała z Europą i całym światem. Mieliśmy w produkcji malin, porzeczki pierwsze miejsce na świecie. Jabłek na koncentraty przerobiliśmy w ubiegłym roku więcej niż Chińczycy. Jesteśmy na samym podium, tylko boję się, żebyśmy nie spadli i nie poobijali się jak jabłka.

 

 

 

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama