Bartosz Szarek: Teraz, teraz, teraz. Co dalej?

Bartosz Szarek: Teraz, teraz, teraz. Co dalej?

Prawdopodobieństwo osiągnięcia szczęścia dzięki osiągniętemu sukcesowi, w jakimkolwiek trwałym sensie, jest praktycznie równe zeru. A to dlatego, że szczęścia nie determinuje linia mety, lecz bieg – koncept. Poddawanie się nieustannej celowości. Nigdy celowi.

A im bardziej jest się w procesie i jest on rozciągnięty w czasie, tym lepiej dla nas. Nasycenie to najgorszy z koszmarów, a spełnienie to samospełniająca się przepowiednia, możliwie ostateczna, która uspokaja, wstrzymuje. Zabija. Jeżeli lata temu wymyśliliśmy sobie siebie jako bogów i swoje wyobrażenia zrealizowaliśmy, na cały wieloletni reżim zabiegania o ten tytuł zostaje zaciągnięty hamulec ręczny. Osiągnięcie to w sekundę znajduje nas w ponurym, skostniałym, bezpłodnym limbo, które potrzebuje natychmiastowego wypełnienia. Nowego co-dalej.

Zatem nie ma nic bardziej życiowego niż hodowanie w sobie wizji. Bez nich stajemy się chaotyczni, coraz mocniej rozczarowani sobą i otaczającą rzeczywistością – niczym liść poniewierany na wietrze. A przecież nie do tego zostaliśmy powołani, lecz do tego, by budować w sobie swoje własne wyobrażenia rajskich ogrodów i zasiedlać je wszystkim, co najcenniejsze i warte utracenia. Wszyscy bez wyjątku jesteśmy poddani grze, w której nie ma wygranych. To nie był nasz czas, nie jest teraz i nigdy nie nadejdzie. Zostaniemy zapomniani, czegokolwiek nie dokonamy. Jeżeli zatem nie ma talentów, wyłącznie pot i czas; nie ma osiągnieć, jedynie sięganie ani celu – tylko spalanie się, a płomień jest cierpliwy, szczodry i zawsze wygrywa, to nie pozostaje nic innego jak płonąć, płonąć i rozświetlać noce.

Inne felietony przeczytasz w najnowszym wydaniu DTS – bezpłatnie pod linkiem:

Reklama