Apokalipsa RODO

Apokalipsa RODO

I nastał ten dzień. Dla wszystkich gromadzących jakiekolwiek dane osobowe, dzień zapowiadany niczym mała apokalipsa. Stało się. RODO dosięgło wszystkich.

Skrzynka mailowa zakipiała od wiadomości o ochronie danych osobowych. Wejście na jakąkolwiek stronę internetową wydłużyło się niemiłosiernie, bo najpierw okienko o ochronie danych, okienko o plikach cookies, okienko o newsletterze, okienko…, albowiem drzwi podmuchem RODO zatrzaśnięte. Jednym słowem miało być dobrze, a wyszło jak zawsze. Przeciętny Kowalski już się cieszył, że po 25 maja zamilkną telefony, które radośnie obwieszczają, że wygrał, że jest szczęśliwie wytypowanym do odbioru suszarki, golarki, młynka do kawy czy czegoś tam jeszcze. Cieszył się na myśl, że wreszcie jego skrzynka mailowa będzie bez niechcianych powiadomień o super okazjach, kursach, konkursach…

Tymczasem, wybiła północ, nastał dzień 25 maja i… Telefony dzwonią nadal. Miła pani, na pytanie – jak to i dlaczego?, odpowiada, że ona nie operuje danymi osobowymi, numerem telefonu jedynie. A prośba o usunięcie numeru z listy danych skutkuje głuchą ciszą nagle zakończonej przez drugą stronę rozmowy. Niechcianych wiadomości nie ubyło, bynajmniej, potop tych informujących o pieczołowicie przechowywanych danych osobowych zwiastuje ich dalszą lawinę.

Za to nauczycielka jednej z sądeckich szkół pokazuje opasły segregator. Właśnie organizuje konkurs, więc od każdego uczestnika musiała zebrać stosowne oświadczenia. Na sesji starosądeckiej Rady Miasta radny został skarcony, bo przedstawiając interpelację użył nazwiska mieszkańca, a przecież już nie wolno, teraz można tylko pan x z ulicy y! Pacjentka jednego z miejskich szpitali ze zdziwieniem przyjęła, że nie jest już panią Nowak, a numerem xx. Zakupy też stały się anonimowe, tych robione internetowo już nie odbierzemy na nazwisko, a na kod jedynie. A załatwiając jakąkolwiek sprawę urzędową, trzeba liczyć się z plikiem dodatkowych formularzy do podpisania.

Niby dobre. Niby nasze dane są chronione. Ale jakoś tak orwellowsko się zrobiło. Anonimowo. A Wielki Brat jak patrzył, tak nadal wirtualną źrenicą podgląda.

I tylko na osiedlowej ławeczce jedna pani drugiej pani opowiada, wcale nie unikając nazwisk i szczegółów, o tej co to z tamtym… Swojsko jakoś. Normalnie. Jakby apokalipsa RODO na paluszkach obok tylko przeszła.

Reklama