Akcja twiNS: Dziennikarka vs komornik sądowy, czyli kaczka dziennikarska

Akcja twiNS: Dziennikarka vs komornik sądowy, czyli kaczka dziennikarska

Kiedy moja redakcyjna koleżanka opublikowała artykuł ze zdjęciem pięciu par bliźniąt, które miały przyjść na świat w jednym dniu, w jednym miejscu, uśmiechnęłam się do siebie z poczuciem dumy. Co prawda nie ma mnie na zdjęciu rzekomo wykonanym w 1950 r., w sądeckim szpitalu (zgadza się tylko miejsce, ale nie rok;), niemniej zawsze jakiekolwiek informacje o dwojaczkach sprawiały, że robiło się mi ciepło na sercu. Od zawsze tak miałam. Po prostu posiadanie bliźniaczej połówki sprawia, że czuję się wyjątkowo. Nawet jeśli – wbrew obiegowym opiniom na temat bliźniąt – nie jesteśmy do siebie podobni.

Bo czy dziewczyna może być podobna do chłopaka? Mam brata bliźniaka – Piotra. Jak piszą naukowe opracowania, dwujajowe bliźniaki, może łączyć jedynie data urodzenia (i to nie do końca, bo może zdarzyć się, że jedno przyjdzie na świat przed, a drugie po północy) i wspólni rodzice (i to nie do końca, bo… Może nie będę dalej w to brnęła, mimo że akta medyczne i sądowe znają różne przypadki). Takie bliźniaki jak my mogą być zupełnie od siebie różne, tak samo jak rodzeństwo urodzone w odstępie kilkuletnim. Może być odstępstwo od tej reguły, ale my z Piotrkiem nie stanowimy tak zwanego „wyjątku potwierdzającego”. Różnimy się od siebie i to bardzo. Poróżniliśmy się już w momencie wychodzenia na ten świat. Ja urodziłam się dziesięć minut wcześniej, bo jak stwierdziłam – mój brat stchórzył. Piotrka teoria na ten temat jest zgoła inna. Twierdzi po prostu, że od zawsze był dżentelmenem. Nasz spór do tej pory nie został rozstrzygnięty (może arbitrażu dokonają Czytelnicy w komentarzach;).

Niemal każdy, kto dowiadywał się, że jesteśmy bliźniakami, stwierdzał: „Wow, ale fajnie”. I to pewnie sprawiało, że do dziś czuję się wyjątkowo, słysząc słowo „bliźniaki”. Zaraz też dorzucał pytanie: „Jak to jest być bliźniakiem? Pewnie czujecie to samo?”. I to pytanie sprawiało, że nie miałam już nic wyjątkowego do dodania. Bo jak przeanalizowaliśmy z bratem, to jedynym szczególnym zjawiskiem czucia tego samego był ból wyrostka robaczkowego, który dopadł nas, gdy byliśmy chyba w piątej klasie podstawówki, niemal w tym samym czasie. Najpierw Piotrka zoperowali, a po tygodniu ja wylądowałam w szpitalu. Wyjątkowość tego zjawiska polegała na tym – jakby ktoś nie wiedział – że tym nie można się zarazić. (Mam nadzieję, że żaden lekarz nie odważy się podważyć tej teorii, bo już całkiem stracę poczucie naszej nadprzyrodzonej bliźniaczej więzi).

Jeśli ktoś miał okazję bliżej nas poznać, uznawał, że coś rzeczywiście nas łączy, ale tym czymś jest nasza odmienność. Nie tyle bliźniaki dwujajowej, co dwubiegunowe (bez skojarzeń z jednostką chorobową). Wystarczy spojrzeć na zawody, jakie wykonujemy. Dwa bieguny. Nieraz przyszło nam stanąć po różnych stronach barykady. Ja dziennikarz, on – komornik sądowy.

Choć, jak tak sobie teraz myślę i analizuję różne życiowe sytuacje, to właśnie ta nasza odmienność sprawia, że nasze drogi nieustannie się krzyżują. Jakby jedno bez drugiego nie mogło egzystować. Zawsze, gdy mocniej oddalamy się od siebie (celowo lub przez przypadek), znajdzie się coś lub ktoś, kto przypomni, że bliźniak nie da (celowo lub przez przypadek) o sobie zapomnieć. Zrozumiałam to, kiedy z przyszłym mężem poszliśmy do urzędu stanu cywilnego i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jakie jest drugie imię narzeczonego. To, że ma tak samo na imię jak brat bliźniak, jeszcze o niczym przecież nie świadczy. Ale, że oba imiona się zgadzają…

Fot. Arch. prywatne Gajdoszów

Z lewej Katarzyna Gajdosz-Krzak (dziś dziennikarka), z prawej Piotr Gajdosz (dziś komornik sądowy)

PS. Wybór fotografii nie jest przypadkowy. Kiedy przeglądałam archiwalne zdjęcia, na których jestem z bratem bliźniakiem, mój wzrok przykuła… kaczka. Skojarzenie z dziennikarską było dla mnie jednoznaczne (mój brat miał inne;). Pomyślałam, że jeśli nawet informacja i zdjęcie z 1950 r., zamieszczone w albumie „Małopolska PRL” to klasyczna dziennikarska kaczka, żeby nie powiedzieć klasyczna ówczesna propaganda, cieszę się, że znów została puszczona w obieg. Po pierwsze, bo pozwala oderwać się od przygnębiającej ostatnio rzeczywistości, po drugie i trzecie, bo znów pozwoliła mi poczuć się wyjątkowo i dała pretekst do zrobienia z bratem bliźniakiem czegoś wspólnie. Mimo różnic.

 

 

 

 

 

Nowy Sącz: pięć par bliźniąt powitało świat jednego dnia… Szukamy Was Panowie i Panie bliźniaki!

Reklama