Abyście się wzajemnie miłowali i pięknie się różnili

Abyście się wzajemnie miłowali i pięknie się różnili

Ksiądz proboszcz DARIUSZ CHWASTEK zasiądzie do wigilijnego stołu z żoną Dominiką i z trójką dzieci: Martą, Antkiem i Jankiem. W Wigilię i w dwa kolejne dni odprawi nabożeństwa dla kilkudziesięciu parafian Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego przy ul Pijarskiej w Nowym Sączu.

Urodził się w 1979 r. w Cieszynie. Studiował na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Z posługą wędrował przez Włocławek, Lipno, Rypin i Skoczów i Grudziądz. Od 1 września 2009 r. jest proboszczem-administratorem nowosądeckiej parafii i kapelanem Szkoły Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie. Poza pasją głoszenia Ewangelii, ma kilka innych: muzyka, bieganie, górskie wędrówki. Jego żona – Dominika jest nauczycielką w szkole podstawowej w Niskowej. Jego mama była katoliczką. Jego żona – również. – Różnorodność nie powinna nas dzielić, to nasze bogactwo – mówi.

– Idą Święta. Chciałam o tym porozmawiać. Powinna być radość, a jest czasem stres….

– Święta to powinien być czas szczególny, do którego zaczynamy się przygotowywać w pierwszą niedzielę adwentu. Przypominanie nam o Bożym Narodzeniu tuż po święcie zmarłych – bo przecież już wtedy szczególnie w sklepach pojawiają się symbole świąt – to jest jakaś dramatyczna pomyłka. Pomyłką jest też to, że cały adwent, a później również święta, przeżywamy z zegarkiem w ręku, w atmosferze ścisłego planowania. Skutek jest taki, że Boże Narodzenie zamiast wzbudzać radość, przynosi nam frustrację. Tak nie powinno być. To jest specjalny czas wspólnego, rodzinnego przeżywania narodzin Chrystusa.

– No ale trzeba przecież pogłówkować trochę, co kupić dzieciakom, żonom, mężom, rodzicom pod choinkę?

– Oczywiście. Każdy z nas lubi dostawać prezenty, sam na nie czekam. Sam to lubię. Bo prezent, który znajdziemy pod choinką, to jest coś specjalnie przygotowanego dla nas. Przygotowujemy prezenty dla swoich bliskich, z myślą o nich. Przygotowujemy je myśląc o kimś, myśląc z miłością.

– To dobry początek…

-Tak! Ale teraz czas na uświadomienie sobie analogii: Bóg też pomyślał o człowieku z miłością. Posłał swojego Syna na świat i był to najlepszy prezent jaki człowiek może sobie wymarzyć. A teraz ważne pytanie: co pozostaje nam po Bożym Narodzeniu prócz prezentów od bliskich? Po świętach, które są czasem danym nam po to, abyśmy się cieszyli, a my zamiast tego mamy przedświąteczny i świąteczny stres? Jeśli tak to ma wyglądać, to nie są to dobre święta Bożego Narodzenia.

– Lepiej odpocząć przed telewizorem?

– Wbrew pozorom z tych wszystkich filmów, które będzie okazja obejrzeć w telewizji w święta, też można wyłowić dobry przekaz, tylko trzeba chcieć. A ten przekaz jest czasem bardzo prosty: nie wszystko musi być perfekcyjne, nie wszystko musi być idealnie zaplanowane w czasie, nie chodzi o to, aby się na święta przyozdabiać się jak ta choinka i udawać kogoś innego niż jesteśmy, uśmiechać się na siłę, silić się, żeby przez te trzy dni jakoś to wyglądało. No i wreszcie warto uświadomić sobie, że święta z politykowaniem przy wigilijnym stole wyglądają jak w krzywym zwierciadle. Podobnie jak przygotowania do świąt, które czasem obserwuję robiąc zakupy… ludzie idą do kas niestety z koszykami pełnymi alkoholu.

– Jak będą wyglądały święta w rodzinie księdza?

– Pracowicie. Dzień Wigilii, pierwszy i drugi dzień świąt to nabożeństwa, a poza nimi przeżywamy Wigilię jak wszyscy: siadamy do stołu, trochę przykro, że sami bez rodziców, którzy mieszkają zbyt daleko i niełatwo znoszą dłuższe podróże, ale obowiązek jaki w te dni wypełniam, wyklucza niestety możliwość przeżywania świąt razem z nimi. Podobnie jak w innych domach będzie u nas choinka, opłatek, sianko. Choinka już kupiona. Będzie tradycyjny barszcz z uszkami, karp, kapusta, kompot z suszu, który (o czym nie wszyscy wiedzą) potrzebny jest po to, aby to wszystko co się wcześniej zjadło, dobrze się „przegryzło”. Po takim kompocie żadne medykamenty nie są zwykle potrzebne. Będą też tradycyjne ciasteczka, ale dosyć szczególne. Chodzi o takie, jakie piecze się w moich rodzinnych stronach, na Śląsku Cieszyńskim. Maleńkie… i musi ich być kilkanaście rodzajów. Dla moich dzieci wigilia bez tych ciasteczek byłaby niepełną Wigilią.

– Jeśli jakiś zbłąkany wędrowiec zajrzy w te święta do kościoła przy ul Pijarskiej, to kiedy zorientuje się, że jest wśród luteran?

– Kiedy zobaczy księdza (śmiech). Niektórzy tak właśnie zabłądzą, a później wracają. Staramy się tłumaczyć to, czego nikt inny ani w szkole, ani w domu nie tłumaczył: że chrześcijaństwo to jedna religia, że protestantyzm to wyznanie, że Jezus przychodzi do nas wszystkich. Bóg Starego Testamentu miał przymierze ze starym Izraelem, ale posyłając swojego Syna na świat, rozszerzył to przymierze na wszystkich ludzi i jeśli ktoś dziś próbuje sobie tego Chrystusa, Zbawiciela zawłaszczyć, zachowywać się tak, jakby jakiś odłam chrześcijaństwa, jakiś Kościół miał monopol na zbawienie, to zachowuje się trochę tak jak starotestamentowi Żydzi. Jesteśmy towarzystwem różnorodnym, a w różnorodności tkwi siła. Bóg nie bez powodu uczynił nas tak innymi. Wcale nie po to, aby różnice nas dzieliły, ale aby nas ubogacały. Trzeba brać przykład z Jezusa. On nie fiksował się wyłącznie wśród swoich, tylko poszedł w świat, do innych ludzi…

– Nie boi się ksiądz czasem o przyszłość chrześcijaństwa w czasach, kiedy grzechy Kościoła przestały być li tylko tajemnicą spowiedzi?

– Odpowiem prowokacyjnie: Kiedy kościół się rozpoczął? W dzień „Pięćdziesiątnicy” prawda? A kiedy się skończył? W 313 roku, gdy Konstantyn Wielki wprowadził wolność wyznania wiary. Pierwsze kościoły oparte były o taki oto fundament: trwaj w nauce, w modlitwie i w łamaniu chleba. To był fundament przejęty po apostołach. Był ich siłą przez ponad 300 lat. W oparciu o tę opokę chrześcijanie przetrwali wszystko, przetrwali prześladowania. Począwszy od 313 roku, gdy Kościół miał warunki, aby poczuć moc, zaczęła się wędrówka po równi pochyłej, której objawem były wojny religijne i podział Kościoła na zachodni i wschodni. Poszło to bynajmniej nie w tym kierunku, w którym Chrystus podpowiadał.

– Co dalej?

– To od nas wszystkich zależy. Są nadal w wielu Kościołach ludzie z wiarą w sercach, są duchowni, którzy pięknie głoszą Ewangelię, reprezentujący różne wyznania.

– Ale są też puste miejsca w kościołach, bo ludzie słyszeli, że jakiś ksiądz bardzo
zgrzeszył, albo zobaczyli hipokryzję tych, którzy wiarę powinni nieść pod strzechy i zwątpili, że uczestnictwo w religijnych obrządkach ma sens…

– Słyszałem w radio materiał dziennikarski o pewnym księdzu. I padło tam takie stwierdzenie, że w jednej z parafii przez kilkanaście lat ludzie znosili coś takiego… Wiemy, o czym rozmawiamy. Powiem tak: niech ci ludzie popatrzą na siebie. Jest coś takiego, co nazywamy grzechem zaniechania. Kościół Ewangelicki ma takie dobre założenie: opiera się na powszechnym kapłaństwie. Każdy jest odpowiedziany za wspólnotę i każdy ma taką oto powinność: jeśli zgrzeszył twój brat, idź go upomnij. Ksiądz to też jest mój brat. Ci ludzie, którzy teraz wylewają swoje żale, w pierwszym momencie powinni popatrzeć na siebie: co uczynili dla dobra swojej parafii albo czego nie uczynili. Co takiego się stało albo co się nie stało, że teraz dopiero wszystko wychodzi na jaw.

– Proszę księdza. Strach, który rządził człowiekiem, bo człowiek nie umiał zarządzać swoim strachem.

– Też. Kościół Rzymskokatolicki ma wielką siłę oddziaływania poprzez przykazania kościelne. Dla mnie to niepojęte trochę. My jako ludzie, którzy niosą łaskę, miłosierdzie, pokój i przebaczenie, nie możemy przecież sobie wybierać: ty będziesz zbawiony a ty nie. Nie jesteśmy sędziami na ziemi, nie możemy oceniać. Myślę, że to też jest jedna z przyczyn problemu, z którym dziś mamy do czynienia, a ten problem objawia się tak, że dla wiernych chodzenie do kościoła przestaje być postrzegane jako przywilej, że ludzie czasem siedzą na mszy jak za karę.

– Albo z obawy przed karą.

– Tak. Ale idzie Boże Narodzenie. Może to wszystko się jakoś zmieni…
– Czego ksiądz by życzył sądeczanom na te święta? – Spokoju, cierpliwości, miłości, wstrzemięźliwości, nadziei. Są takie owoce ducha, które człowiek wydaje, jeśli szczerze wierzy, bo wiara powinna rodzić dobre uczynki. Czasem nam tego brakuje. Szczególnie poszanowania innych ludzi. Warto przy tym pamiętać, że czasem bardzo chcemy coś mieć, dostać, posiadać, nie pamiętając, że najpierw warto umieć dawać. Jeśli będziemy umieli dawać, to wszystko do nas wróci. Są zresztą takie szczególne życzenia… lepszych nikt nigdy nie wymyślił: „abyście się wzajemnie miłowali…”. A od siebie dodam jeszcze, że życzę sądeczanom lepszego powietrza. W takim, jakie teraz mamy, biegać się nie da.

– Jakie są owoce księdza biegania?

– Jak się maraton biegnie przez 4 godziny i 20 minut, to jest wystarczająco dużo czasu, aby wiele rzeczy przemyśleć, wiele problemów rozwiązać. Najlepsze pomysły przychodzą wtedy do głowy. Człowiek jest sam ze sobą, ma wreszcie czas na spokojną refleksję.

Czytaj „Dobry Tygodnik Sądecki” – kliknij i pobierz bezpłatnie cały numer:

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama