Prezes Ostoi: czuję się rzecznikiem dzieci

Prezes Ostoi: czuję się rzecznikiem dzieci

Rozmowa z HALINĄ CZERWIŃSKĄ, mamą pięciorga dzieci, pedagogiem, prezesem Fundacji Ostoja i założycielką Szkoły dla Rodziców i Wychowawców w Nowym Sączu, która w tym roku obchodzi jubileusz 20-lecia istnienia.


– Nasi Czytelnicy pewnie pamiętają Twoje lekcje na łamach „Dobrego Tygodnika Sądeckiego”, wprowadzające do Szkoły dla Rodziców i Wychowawców. Przypomnijmy jednak, czym jest SdRiW?

– To są spotkania-warsztaty, podczas których rodzice wymieniają się swoimi doświadczeniami, mają możliwość wcielić się w role swoich dzieci, a także nauczyć się pięciu języków… miłości. Pamiętajmy, że dla dzieciaków „miłość oznacza poświęcony im czas”. Poznają metody rozwiązywania konfliktów, uczą się, jak stosować konsekwencje. Konsekwencje, podkreślam. Nie należy ich mylić z karami. Konsekwencje uczą, a kary ranią. Obowiązkowo odrabiają też zadania domowe.

– Jako absolwentka tej szkoły muszę przyznać, że były one jednymi z trudniejszych, z jakimi przyszło mi się zmierzyć.

– Nie tylko tobie. Kiedy omawiamy temat, na przykład: „Jak widzę swoje dziecko?”, rodzice mają za zadanie odszukać pięć mocnych stron swoich dzieci i domowników. Dzieci również mają wypisać pięć lub więcej mocnych stron u swoich rodziców i rodzeństwa. Później dzielą się nimi. Bywa tak, że rodzice są zaskoczeni ilością wyszukanych pozytywnych cech, zwłaszcza jeśli do tej pory myśleli o swoim dziecku w sposób negatywny: „Moje dziecko jest leniwe, niesamodzielne, uzależnione od komputera”. Przypięli już dziecku łatkę „uparciucha, leniucha”. Potrzeba wtedy lupy, aby odszukać coś dobrego wśród trudnych zachowań dziecka. Zofia Śpiewak – lider programu Szkoła dla Rodziców i Wychowawców w Polsce proponuje kierować się w wychowaniu następującą zasadą: „Zajmij się złotem, a nie błotem”. Rodzice uczą się wyszukiwania małych bryłek złota w dzieciach.

Zachęcam rodziców do podejmowania wysiłku, a wiec proponuję:  „Stwórz wokół dziecka tyle dobra, żeby to dobro wyparło zło”. Oczywiście  to wymaga bardzo dużej uważności, dyscypliny wewnętrznej.  Z doświadczenia widzę, że ci  rodzice czy też nauczyciele,  którzy wybrali drogę  poszukaniapereł w każdym  dziecku, niezależnie od zdolności intelektualnych, czy też uwarunkowań osobowościowych, temperamentalnych swoich dzieci,  mają zdecydowanie bardziej odpowiedzialne, radosne i pełne poczucia wartości siebie dzieci. Dzieci, które potrafią  szanować siebie i okazywać szacunek innym,  nie poddają się łatwo w życiu, jeśli doświadczają  porażki,  próbują jeszcze raz,  nie obwiniając innych za niepowodzenie.

– Prowadzisz Szkołę dla Rodziców i Wychowawców w Nowym Sączu już od 20 lat. To skłania do refleksji. Dziś rodzice przychodzą do szkoły z takimi samymi problemami jak dwie dekady temu?

– Myślę, że 20 lat temu sami rodzice byli spokojniejsi. Nie spieszyli się tak, częściej ze sobą rozmawiali. Przychodzili do szkoły dla rodziców z problemami onieśmielenia dzieci, zagubienia, nieradzenia sobie z nauką, brakiem przyjaciół. Teraz spostrzegam ogrom zaburzeń emocjonalnych u dzieci. Są agresywne, impulsywne, nadpobudliwe. Kiedy rodzice nie radzą sobie z tym, pojawia się dodatkowo wiele innych zaburzeń. Rodzice szukają pomocy w szkole dla rodziców. Po jej ukończeniu trafiają z dziećmi na terapię, chętniej korzystają z pomocy psychologiczno–pedagogicznej.

– Jesteś mamą pięciorga dzieci. Co było pierwsze Szkoła dla Rodziców i Wychowawców czy macierzyństwo?

– Do Szkoły dla Rodziców i Wychowawców trafiłam w Krakowie, gdy byłam mamą dwójki dzieci – Kinga miała sześć lat, a Asia trzy latka. Szukałam sposobu na poradzenie sobie z rywalizacją moich dziewczynek. Już na drugich zajęciach w szkole dostałam odpowiedź. Usłyszałam: Kiedy dzieci się pobiją, w pierwszej kolejności zajmij się poszkodowanym. Od razu miałam okazję to zastosować, kiedy Asia spadła z obrotowego krzesła. Domyśliłam się, że to sprawka starszej córki. Tym razem jednak, zamiast na nią nakrzyczeć, przytuliłam młodszą, sprawdziłam, czy krew się nie leje. Dałam starszej córce czas na refleksję, by mogła się zastanowić nad swoim zachowaniem. Kiedy byłam przy trzylatce, po chwili Kinga podeszła i powiedziała: „Przepraszam, nie chciałam wywrócić Asi. Za mocno
zakręciłam krzesłem, na którym siedziała”. Po doświadczeniu Szkoły dla Rodziców i Wychowawców zobaczyłam, że mogę być szczęśliwą i bardziej kompetentną mamą. Postanowiłam więc dzielić się swoją wiedzą z innymi rodzicami w Nowym Sączu. Zaczęłam doskonalić swoje kwalifikacje zawodowe, zdobywając tytuł trenera nadany przez MEN i koordynatora programu w Małopolsce.

– Nie czujesz presji ze strony rodziców i nauczycieli, że jako trener SdRiW musisz być idealną mamą?

– Choć jestem trenerem SdRiW od 20 lat, nadal zdarzają mi się błędy w komunikowaniu z moimi dziećmi. Daję sobie do nich prawo. Jednocześnie moje dzieci mają poczucie, że mama potrafi się do nich przyznać. Zdarzało mi się stać pod drzwiami pokoju syna czy córki i mówić: „Przepraszam”. Nieraz też się zagalopuję i chcę pouczać swoje dzieci. Innym razem zapytam, reagując na ich problem: „Nie ma się co martwić”albo „Nie możesz się złościć?”. Czyli zaprzeczę ich uczuciom. A przecież z uczuciami się nie dyskutuje. Poprawiam się więc, mówiąc: „Macie prawo w tej sytuacji czuć się na przykład zdołowani”.

– Jak SdRiW wpłynęła na Twoją pracę jako pedagoga?

– Jeszcze bardziej kocham  i rozumiem dzieci. Pragnę tutaj z mocą podkreślić, że  dzieci są wielkim skarbem i należy im się szacunek. Kiedy widzę, że są nieszanowane, jestem gotowa ich bronić, ponieważ są ludźmi tak samo jak dorośli i nikt nie ma prawa pomniejszać ich godności. Dużo mówi się  na temat prawa dziecka do życia, ale według mnie wciąż za mało rozważamy prawo  dziecka  do szacunku. Wciąż obserwuję, że zdarza się przedmiotowe traktowanie dzieci. Polega ono m. innymi na ubliżaniu dzieciom, ironizowaniu, pomniejszaniu, upokarzaniu. Kiedy  dorośli modelują wychowanie poprzez siłę i  przemoc, wówczas  dzieci  nagromadzone  napięcie, które rodzi się w nich,   przerzucają  na innych i tak  agresja się poszerza.   Myślę, że zarówno rodzice jak i nauczyciele wchodzą  czasami w pułapkę wychowania poprzez władzę, która polega na stosowaniu przemocy jako formy kontrolowania dzieci,  wymuszania    uległości,  która  nie ma nic wspólnego z szacunkiem, czy też autorytetem.  Posłuszeństwo oparte na strachu,  nie pozwala na nawiązanie szczerych, bliskich relacji. Stawia pewien mur pomiędzy dorosłymi a dziećmi. Tylko wymagania oparte na szacunku z poszanowaniem godności tej małej OSOBY, oczywiście z jasnym określeniem granic,  buduje bliskość i zaufanie, szczere przywiązanie do dorosłego. A przecież wtedy uzyskuje  się cel nadrzędny – czyli dzieci  mają np.,. większą ochotę się uczyć, pomagać, wypełniać obowiązki. W sytuacjach zawodowych często pełnię rolę  mediatora. Czuję się też  rzecznikiem dziecka.

– Walczysz z rodzicami, stając po stronie dziecka?

– Muszę zamienić to słowo. Nie walczę. Próbuję pozyskać rodzica, pokazać mu, że jego dziecko jest dobre. Ostatnio przyszła do mnie uczennica przerażona, że nie pozaliczała przedmiotów, że ma słabą pamięć i nie wie, jak się uczyć. Nie była w stanie przyznać się do tego mamie, bo wie, co od niej usłyszy: „Sama jesteś sobie winna, bo siedzisz przed komputerem i z komórką, zamiast się uczyć”. To, że uczennica popełnia błędy, jest oczywiste, ale z drugiej strony ona potrzebuje teraz pomocy. Pytanie więc, czy mamy wytykać w tej chwili jej błędy, czy jako dorośli tak się zorganizować, by jej pomóc. Powiedzieć jej: „Jesteśmy przy tobie, towarzyszymy ci, ale teraz musisz to i to…”. Nie zdarzyło mi się, żeby dziecko przy pomocy dorosłych nie wzięło się za siebie.

– Ilu absolwentów liczy już sądecka SdRiW?

– Około 3 tysiące.

– Wśród nich więcej rodziców czy nauczycieli?

– Zdecydowanie rodziców.

– Nauczycieli trudniej przekonać?

– Nauczyciele, których zachęcam do udziału w SdRiW, często reagują stwierdzeniem, że im to nie jest potrzebne, że te metody poznali już na studiach i nikt ich nie będzie uczył. To w końcu ich rola. Czasami dostrzegam, że nauczyciele już na poziomie podstawowych komunikatów skierowanych do dzieci, ranią. Na przykład nauczyciel mówi do ucznia: „Jest mi przykro, że jesteś taki leniwy i nieodpowiedzialny”. Używa komunikatu „ja”, ale zaraz negatywnie ocenia dziecko.

– A jak powie absolwent SdRiW?

– Na przykład: „Jest mi przykro kiedy widzę, że po raz trzeci nie odrobiłeś lekcji, bo możesz otrzymać słabą ocenę na koniec roku”.

– Śledzisz losy swoich absolwentów?

– Konferencja „Jak słuchać, jak mówić?”, którą organizuję 28 maja w MCK Sokół w Nowym Sączu z okazji 20-lecia, jest okazją, do przyjrzenia się losom absolwentów. Będzie wtedy sposobność do dzielenia się swoimi doświadczeniami.

– Czy  po latach kontaktują się z Tobą?

– Tak. Czasami ktoś korzysta z pomocy psychologicznej i pedagogicznej w Poradni Ostoja, a czasem po prostu zatrzymuje mnie  ktoś na ulicy i mówi: „Pamiętasz, to ja, ta wystraszona mama, która żyła w poczuciu winy, że wychowuje sama swoje dziecko”.. I  widzę… uśmiechniętą kobietę, która rozwija swoje pasje, uwierzyła w siebie, odkryła swoją wartość i godność. To jest tylko jeden z z owoców, który można uzyskać uczestnicząc w Szkole dal Rodziców i Wychowawców.   W 90 procentach absolwentów szkoła była dla nich pewnym przełomem w życiu. Po niej następowały zmiany. Obserwuję, że zmiany  szły  w różnych kierunkach. Niektórzy po szkole trafiali na indywidualne terapie, bo dostrzegli potrzebę przepracowania  swoich osobistych spraw. Inni szli w stronę aktywności fizycznej, realizowania pasji, itp. W ten sposób powstał na przykład rodzinny teatr Ostoja.

Fot. Z arch. H. Czerwińskiej

Czytaj „Dobry Tygodnik Sądecki” – kliknij i pobierz bezpłatnie cały numer:

 

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama