1994 r. – USA. Piłka nożna czyli soccer

1994 r. – USA. Piłka nożna czyli soccer

Ameryka krajem nieograniczonych możliwości – ileż razy to słyszałem w czasie pobytu w USA. Tutaj wszystko musi być największe i najlepsze. Zauważyłem to zaraz po tym, jak pierwszy raz wylądowałem na chicagowskim O’Hare w 1989 r.: olbrzymie lotnisko, jakiego wcześniej nie widziałem, monumentalne wieżowce, krążowniki szos. Przytłaczający ogrom nie tylko na przybyszu z kraju zza żelaznej kurtyny robił kolosalne wrażenie.

Szybko też przekonałem się, że wszystko, za co zabierają się Amerykanie, musi być – przynajmniej według nich – największe i najwyższej jakości. W sporcie również. Najlepsze na świecie ligi – koszykarska i hokejowa, jedyne w swoim rodzaju baseball i football. Oczywiście ten amerykański. Za to soccer to jakaś folklorystyczna zabawa, którą zajmują się w parkach Latynosi i emigranci z Europy. Czy w tym kraju za pięć lat ma się odbyć piłkarski mundial? – pomyślałem wówczas z niedowierzaniem.

*

Amerykanie przymierzali się do organizacji piłkarskiego mundialu od dawna, a najbliżej jego przeprowadzenia byli w 1986 r., gdy zrezygnowała Kolumbia. Przegrali jednak rywalizację z Meksykiem, a na domiar złego jeszcze przed mistrzostwami upadła North American Soccer League, w promocję której swego czasu zaangażowani byli Pele, Johan Cruyff, Franz Beckenbauer, Gerd Müller, Eusebio czy nasz Kazimierz Deyna. Mało kto wierzył wówczas, że piłka nożna, zwana tam soccerem, zdoła kiedykolwiek konkurować z baseballem, koszykówką czy hokejem, nie wspominając o bijącym rekordy popularności futbolu amerykańskim. Inna sprawa, że dla FIFA Stany Zjednoczone nie były w tym czasie najważniejszym kierunkiem ekspansji.

Mimo niezwykle trudnej, wręcz kryzysowej sytuacji, działacze amerykańskiej federacji soccera nie poddawali się. Mieli wizję nie tylko rozwijania ich dyscypliny, ale i na zrobienie lukratywnego biznesu. Nie bez znaczenia było wsparcie Białego Domu i osobiste wstawiennictwo prezydenta Ronalda Regana u szefa FIFA Joao Havelange’a. Ogłoszenie 4 lipca 1988 r. zwycięskiego werdyktu, przyznającego USA organizację XV Mundialu w 1994 r., piłkarski świat przyjął z pewną rezerwą, a nawet niepokojem. Brazylijczycy, którzy w tym wyścigu ponieśli druzgocącą porażkę, kpili z decyzji FIFA, twierdząc, że przyznanie mundialu USA jest tyle warte, co zorganizowanie baseballowych World Series w ich kraju.

Obawy okazały się absolutnie przedwczesne. Mistrzowski turniej został przeprowadzony z niezwykłym rozmachem i był – jak to w Ameryce – iście rekordowy. Przede wszystkim niespotykana okazała się frekwencja na stadionach. Nigdy wcześniej i nigdy później mundialowe spotkania nie obejrzało niespełna 3,6 mln widzów, przy średniej na mecz wynoszącej ponad 68 tysięcy. Frekwencja imponująca, a trzeba wiedzieć, że był to ostatni turniej, w którym uczestniczyły 24, a nie 32 drużyny.

*

17 czerwca mecz otwarcia reprezentacji Niemiec i Boliwii na Soldier Field w Chicago poprzedziła bajecznie kolorowa ceremonia z udziałem prezydenta Billa Clintona, a wśród gwiazd pojawiła się Diana Ross. Jednak to nie oni byli tego dnia najważniejsi dla milionów Amerykanów, lecz futbolista i aktor O.J. Simpson. Wielogodzinny pościg podejrzanego o morderstwo swej byłej żony i kelnera drogami w Południowej Kalifornii relacjonowały na żywo największe stacje telewizyjne, a transmisję śledziło 95 milionów Amerykanów.

Niewątpliwie zaskoczeniem były pełne stadiony, bez względu na to czy Arabia Saudyjska grała z Marokiem na Giants Stadium w East Rutherford, niedaleko Nowego Jorku, czy w Chicago Niemcy rywalizowali z Hiszpanią. Zapełniały się też trybuny niezwykłego obiektu Pontiac Silverdome nieopodal Detroit. Właściwie to nie stadion, lecz ogromna hala, mogąca pomieścić – tak jak podczas meczu Brazylii ze Szwecją – prawie 80 tysięcy widzów. To jedyna taka sportowa arena, niewidoczna z zewnątrz, której trybuny wpuszczono kilkanaście pięter w dół. Po wymianie sztucznej nawierzchni na naturalną trawę FIFA zgodziła się na rozegranie tam kilku meczów grupowych. Na co dzień grała tam drużyna NFL Detroit Lions. Grała, bo gdy przeniosła się do nowej siedziby, obiekt niszczał, stając się symbolem upadku Detroit. W 2017 roku został zburzony, a na jego miejscu składowane są samochody przeznaczone do utylizacji.

*

Stadiony pękały w szwach, ale co godne podkreślenia, nie odnotowano najmniejszego incydentu. Mimo że obok siebie siedzieli przedstawiciele kilku, a może kilkunastu nacji. Istna sielanka, piknikowa atmosfera jak podczas meczu ligi bejsbolowej. Żadnych wyzwisk i agresji, niedobre zwyczaje z Europy i Południa jeszcze tam nie dotarły. Nie można jednakże pominąć tragicznego epilogu pojedynku faworyzowanych Kolumbijczyków z gospodarzami mistrzostw. Kolumbia przegrała 1-2, a jednego z goli Amerykanie zdobyli po samobójczym trafieniu Andresa Escobara. Pechowy błąd kolumbijskiego defensora kosztował go życie. Gdy wrócił z mundialu został zabity w Medellin. Niejaki Humberto Munoz Castro wystrzelił w niego sześć kul, wykrzykując przy każdym naciśnięciu spustu: „Gol!” Czy rzeczywiście była to kara wymierzona przez fanatycznego kibola? Zabójcę skazano na 43 lata więzienia, ale wyszedł na wolność po jedenastu. Za dobre sprawowanie…

Tymczasem fani Diego Maradony musieli przeżyć ogromne rozczarowanie. Wrócił do reprezentacji po długiej przerwie i poprowadził Argentyńczyków do dwóch zwycięstw z Grecją (4-0) i Nigerią (2-0). Po tym drugim meczu kontrola antydopingowa wykryła w jego organizmie pięć niedozwolonych substancji, w tym efedrynę, a to oznaczało niechlubny koniec „Boskiego Diego”.

Pojedynek Albicelestes z Nigerią nie był jedynym świetnym widowiskiem. Wyjątkowych emocji dostarczyły też konfrontacje Włochów z Hiszpanami (2-1), Niemiec z Belgią (3-2) i Bułgarią (1-2) czy Brazylii z Holandią (3-2).

Tak naprawdę rozczarował tylko finał Brazylii z Włochami. Po raz pierwszy o zdobyciu Pucharu Świata decydowały rzuty karne. Na Rose Bowl w Pasadenie ani w regulaminowym czasie gry, ani w dogrywce nie oglądano goli. Osobisty dramat przeżył lider drużyny włoskiej. To miały być mistrzostwa Roberto Baggio. Grał spektakularnie, a jego gole decydowały o zwycięstwach Italii w kolejnych potyczkach w drodze do finału. Jako ostatni ustawił piłkę na jedenastym metrze i… posłał ją wysoko nad poprzeczką. Brazylia po raz czwarty celebrowała mistrzostwo świata!

*

Bez wątpienia zwycięzcami mogli się czuć także Amerykanie. Zorganizowali mundial bez zarzutu i pod wieloma względami rekordowy. Zarobili na czysto 60 mln dolarów. Sportowo ich reprezentacja także nie zawiodła. Przygotowywana w kalifornijskim ośrodku przez trzy lata poprzedzające mistrzostwa, odpadła w 1/8 finału po wyrównanej bitwie 0-1 z Brazylią. Pod adresem Jankesów popłynęły zewsząd pochwały, a wyróżniający się piłkarze mogli przebierać w ofertach europejskich klubów. Najistotniejsze jednak, że mundial nie był dla Amerykanów jedynie krótką przygodą z piłką nożną, lecz – wbrew pojawiającym się w trakcie mistrzostw opiniom o szkodliwości dla zdrowia odbijania futbolówki głową czy też uznaniu soccera za sport, w którym nie sposób w przerwach na auty, rogi, wolne, kontuzje i zmiany przemycać spoty reklamowe – stał się impulsem do jej dynamicznego rozwoju. Wedle precyzyjnie nakreślonego wówczas planu do 2010 r. podwoiła się liczba młodych adeptów piłki nożnej, systematycznie rośnie w siłę reaktywowana profesjonalna liga i coraz skuteczniej rywalizuje z rozgrywkami bejsbolistów. Prawdziwy rozkwit soccera nastąpił jednak za sprawą drużyn kobiecych. Amerykanki czterokrotnie sięgały po Puchar Świata. Wprawdzie „Projekt 2010”, zakładający osiągnięcie przez męską reprezentację finału na mundialu w RPA, nie został zrealizowany, ale może to tylko czasowy poślizg. Przecież za cztery lata mistrzostwa zostaną przeprowadzone wspólnie przez USA, Kanadę i Meksyk.

*

Tamten mundial rozgrywany był na stadionach oddalonych od siebie nawet o 5 tysięcy kilometrów. Tyle dzieliło Foxborough w Massachusetts od Pasadeny na zachodzie kraju. Wyprawa do Kalifornii stała się okazją do zobaczenia nie tylko Los Angeles z Hollywood, wypadu na dzień do Las Vegas czy napawania się niepowtarzalnym widokiem Wielkiego Kanionu, gdzie przed wjazdem do motelu przywitał nas wilk, a na skale przy jednej z platform widokowych napis: „CWKS Legia”.

Polskich piłkarzy zabrakło w USA. Fatalny styl eliminacji pozwolił im wyprzedzić tylko Turcję i reprezentację San Marino, której gola przesądzającego o zwycięstwie Jan Furtok strzelił ręką. Awans wywalczyły ekipy Norwegii i Holandii, a los Biało-Czerwonych podzielili Anglicy. Wątpliwe pocieszenie.

Marek Latasiewicz      

Specjalne wydanie DTS POLACY NA MUNDIALACH dostępne bezpłatnie pod linkiem:

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama