Złote Ręce Krzysztofa Dziurbiela i Chiemi Tanaka

Złote Ręce Krzysztofa Dziurbiela i Chiemi Tanaka

Krzysztof Dziurbiel i Chiemi Tanaka, Genialni Lokalni Globalni, Fot. Silvio Rether

GENIALNI LOKALNI GLOBALNI. – Społeczeństwo japońskie szybko się starzeje. Przyrost naturalny jest znikomy. Starszymi osobami opiekują się roboty, bo zwyczajnie młodych jest za mało. Pod kątem nowych technologii może jest to kraj rozwinięty, ale jeśli chodzi o kulturę i tradycję bardzo kuleje – z Krzysztofem Dziurbielem, 29-letnim pianistą rodem z Muszyny, laureatem 2. miejsca III edycji GLG, rozmawiamy nie tylko o muzyce.

– Ile, trzeba mieć w sobie determinacji i wiary, że gra na fortepianie to jest moja droga życiowa, żeby w wieku 7 lat ćwiczyć nuty w rękawiczkach, w nieogrzewanym mieszkaniu sąsiadki, która udostępnia instrument?

– Nie sądziłem, że znasz tę moją historię. Rzeczywiście tak było. Pamiętam, że po raz pierwszy zapragnąłem grać na fortepianie, kiedy, właśnie mając około siedem lat, zobaczyłem w „Wiadomościach” finał Konkursu Chopinowskiego z orkiestrą. Wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Podobnie odczuwałem, kiedy rodzice kupili mi kasetę (nie jestem aż taki stary, ale dziś chyba młodzi w ogóle nie wiedzą, że kiedyś słuchało się kaset a nie płyt czy mp3) „Piotrusia i Wilka” Prokofiewa. Tak naprawdę do dziś Prokofiew jest jednym z moich ulubionych kompozytorów i ciągle do niego wracam.

– Zobaczyłeś i usłyszałeś Koncert Chopinowski i zacząłeś wiercić dziurę w brzuchu rodzicom, że chcesz grać?

– No tak, od tego się zaczęło. Żeby w ogóle sprawdzić, czy się do tego nadaję, moi rodzice zapisali mnie na lekcje do wspomnianej sąsiadki. Ona nie mieszkała na stałe w Muszynie, tylko przyjeżdżała najczęściej latem, więc podczas jej nieobecności zimą pozwalała mi ćwiczyć w swoim mieszkaniu. Problem tkwił w tym, że ono nie było ogrzewane, dlatego grałem w rękawiczkach bez palców. Po roku nauki, kiedy rodzice dostrzegli, że mi naprawdę na tym zależy, zaczęliśmy myśleć o szkole muzycznej. Zdawałem do klasy fortepianu. Choć mama jeszcze dopytywała, czy nie chciałbym grać na gitarze. Dostać się bowiem do klasy fortepianu nie było łatwe – tylu było chętnych.

– I wtedy przyszło pierwsze rozczarowanie? Co czułeś, kiedy dowiedziałeś się, że się jednak nie dostałeś?

– Z mamą stwierdziłem, że spróbuję za rok. Ale nie wiem, czy rzeczywiście próbowałbym dalej. Nieraz więc mówię, że to, iż gram zawdzięczam mojej nauczycielce Danucie Jarząbek, która postanowiła o mnie zawalczyć. Okazało się, że informacja o moim niedostaniu się do klasy fortepianu była pomyłką. Kiedy bowiem mama dzwoniła do szkoły, telefon odebrał portier, który źle usłyszał moje nazwisko i pobieżnie sprawdził, że na liście przyjętych kogoś takiego nie ma. Dopiero po dwóch tygodniach pani Jarząbek zaciekawiona tym, że uczeń, który zdał niemal najlepiej, nie zgłosił się na zajęcia, zadzwoniła do mojej mamy z pytaniem, dlaczego mnie nie ma. I tak wszystko udało się odkręcić.

– Rzadko się zdarza, żeby ktoś w tak młodym wieku miał sprecyzowane, co chce w życiu robić. Przecież tę Twoją grę można było potraktować jako dziecięce marzenie, chwilową fascynację.

– Fortepian, odkąd do niego siadłem, nigdy mi się nie znudził. Oczywiście były chwile, kiedy mniej przykładałem się do gry. Nauka instrumentu wiąże się bowiem z wieloma wyrzeczeniami. Musiałem cztery razy w tygodniu jeździć do Krynicy na zajęcia, później – w szkole średniej – do Nowego Sącza. Mój dzień zaczynał się o godzinie szóstej rano, a kończył o pierwszej-drugiej w nocy. Czasami zwyczajnie byłem zmęczony i sobie odpuszczałem ćwiczenia. Jednak fortepian i muzyka nigdy nie wypadły z kręgu moich największych zainteresowań, tak jak skończyło harcerstwo, modelarstwo czy militaria, którymi też się kiedyś pasjonowałem. Kiedy byłem na studiach w Akademii Muzycznej w Krakowie, moi koledzy przyznali się, że zawsze zazdrościli mi tego, że wiem, co jest moim życiowym celem. Oni dopiero tego szukali, co chwilę zmieniając kierunki studiów.

– Obecna sytuacja pandemiczna zweryfikowała wiele karier muzycznych. Czy brak możliwości koncertowania i w ogóle jakiegokolwiek działania na polu muzycznym nie osłabił Twojej determinacji?

– Wraz z moją żoną Chiemi [Chiemi Tanaka, Japonka, z którą Krzysztof Dziurbiel tworzy duet w życiu i na scenie – przyp. red.] tak naprawdę dzięki pandemii zrozumieliśmy, jak bardzo jesteśmy zdeterminowani, żeby grać. To jest naszym całym życiem! Wiedzieliśmy to z Chiemi jeszcze przed pandemią, kiedy potrafiliśmy wydać nasze ostatnie pieniądze i zalegać trzy miesiące z czynszem, żeby tylko móc pojechać na konkurs do Włoch. Albo kiedy przez rok nie mieliśmy w Grazu, gdzie mieszkamy, ubezpieczenia zdrowotnego, bo wydaliśmy wszystko na udział w innym konkursie. Kiedy w Austrii ogłoszono lockdown, rząd dał kilka dni na przygotowanie się do niego. Pamiętam, że ludzie w tym czasie biegali za papierem toaletowym, a my za instrumentem, żeby nie zostać bez narzędzia do ćwiczeń. Nadal studiujemy i bez tego nie bylibyśmy w stanie w pełni uczestniczyć w zajęciach online. W trzy miesiące na elektrycznym pianinie – tylko trochę lepszym od tego, jaki miałem, gdy chodziłem do szkoły – zrobiliśmy sonatę Mozarta. Nie wiem, w ogóle jak na tym można grać i to jeszcze na cztery ręce. A jednak nam się udało.

– I to grając na tym właśnie instrumencie zdobywacie teraz pierwsze miejsca w konkursach?

– No, tak się złożyło. Pandemia spowodowała, że konkursy przeniosły się do internetu, więc jesteśmy w stanie uczestniczyć w ciągu roku nawet w przeszło dziesięciu. Zwykle z naszymi nagraniami otrzymujemy albo najwyższe noty, albo… najniższe (śmiech). Wszystko jest rzeczą względną i wynika z upodobań jury.

– Czy udział w tych konkursach wiąże się z gratyfikacją finansową. Pozwala to Wam utrzymać się w czasie, gdy nie koncertujecie?

– Niestety nie. Konkursy dają prestiż, mogą być kartą przetargową przy angażu do różnych projektów. Dają możliwość wypromowania się. Od marca ubiegłego roku, odkąd ogłoszono lockdown, musiałem zatrudnić się w firmie dowożącej jedzenie, żebyśmy mogli się jakoś utrzymać. Jeżdżę więc już od roku na rowerze, dowożąc posiłki, zajmuję się również dorywczo opieką nad osobami niepełnosprawnymi, ale te prace kompletnie nie sprawiają, że czuję się lepiej. Może mam pieniądze, ale żadnej motywacji, żeby wstać rano z łóżka. Taką motywację daje mi tylko muzyka. I teraz wiem więcej niż na sto procent, że tylko to chcę w życiu robić. Na studiach nie uczą jednak podejścia biznesowego do naszej profesji. Na szczęście z Chiemi trafiliśmy w Grazu na takich profesorów, którzy nie tylko dają nam wskazówki, jak myśleć o grze na instrumencie, w duecie, ale też jak myśleć o przemyśle muzycznym. Czas pandemii jest dla nas teraz okresem planowania i przygotowywania się do wejścia z powrotem na ten trudny rynek. Obecnie bowiem jest tyle samo grających, co słuchających muzyki poważnej. Szukamy więc sposobu, aby tę publiczność pozyskać.

– Gracie w duecie i to międzykulturowym. To już was wyróżnia.

– Tak, duety jeszcze się tak nie opatrzyły albo może lepiej powiedzieć – nie osłuchały.

– Jak się poznaliście?

– Na studiach w Grazu. Przyjechałem do Austrii najpierw w ramach programu Erasmus, później, kiedy poznałem Chiemi, chciałem rozwijać grę w duecie i zdecydowałem się tu zostać.

– Najpierw tworzyliście duet przy fortepianie, później w życiu?

– Tak. Jeszcze studiując w Krakowie, zasmakowałem gry w duecie. W Grazu chciałem to kontynuować. Zapytałem Chiemi, która była wówczas tylko moją koleżanką z roku, czy nie zna kogoś, kto chciałby tak grać. Ona wówczas powiedziała, że sama jest tym zainteresowana. I tak zaczęła się nasza muzyczna przygoda, która przerodziła się w coś znacznie większego. Choć przyznam, że w momencie, kiedy ją pytałem o grę w duecie, Chiemi bardzo mi się podobała i czułem, że się zakochuję.

– Zawsze bawią mnie kulturowe wpadki, czy Wam się też takie zdarzały, kiedy się poznawaliście?

– Raz Chiemi uderzyła się w głowę. Chwyciłem więc zimny nóż i biegnę jej na ratunek. Była przerażona. A ja przecież tylko chciałem jej tym nożem zrobić okład, żeby guza nie było (śmiech). Muszę przyznać, że odkąd jestem z Chiemi mocno zweryfikowałem swój pogląd na Japonię, a właściwie moje wyobrażenie o tym kraju. Wydaje mi się, że nadal myślimy o Japonii jak o kraju niezwykle zamożnym i rozwiniętym technologicznie. To jednak Japonia lat 90. ubiegłego wieku. Teraz już tak nie przoduje. To jeden z najbardziej zadłużonych krajów. A w dodatku jeśli chodzi o tradycję i kulturę, to widać bardzo niepokojące zjawiska. Młodzi przestają o to zupełnie dbać.

– Pod tym kątem przypomina nasz Zachód?

– Zachód to powinien dobrze przyjrzeć się, co dzieje się w Japonii i wyciągnąć wnioski. Japonia teraz daje obraz tego, jaka przyszłość nas może czekać, jeśli nadal będziemy postępować tak, jak postępujemy. Społeczeństwo japońskie mocno się starzeje. Przyrost naturalny jest znikomy. Starszymi osobami opiekują się roboty, bo zwyczajnie młodych jest za mało. Pod kątem nowych technologii może jest to kraj rozwinięty, ale jeśli chodzi o kulturę, tradycję i społeczeństwo – bardzo kuleje. Ludzie pracują ponad siły, bo choć mają umowy na określone godziny pracy, nie można przyjść do pracy później niż szef i wyjść wcześniej od niego.

– Współczesne niewolnictwo?

– Tak można to nazwać. Taki styl życia prowadzi do ogromnej liczby samobójstw. Chiemi mówiła mi, że w jednym miesiącu pandemicznym liczba samobójstw – najczęściej z powodu utraty pracy – przerosła liczbę ofiar Covida. Czytałem ostatnio, że w Warszawie powstał hotel kapsułowy. Pomysł przyszedł właśnie z Japonii, gdzie takie miejsca powstają dla pracowników. Tam ludzie są tak zmęczeni, że nie są wstanie wrócić do swoich domów po pracy. Śpią więc w montowanych w ścianę kapsułach, gdzie jest łóżko. Tani sposób na nocleg. Ale czy tego chcemy? Niektórzy z tych pracowników są tak przemęczeni, że zasypiają w drodze do swojej kapsuły. Dla mnie to powinno być przestrogę, bo Europa jest dziś taka jak Japonia w moich wyobrażeniach sprzed lat.

Fot. Silvio Rether

Krzysztof Dziurbiel i Chiemi Tanaka, Genialni Lokalni Globalni, fot. Silvio Rether
Fot. Silvio Rether

Krzysztof Dziurbiel i Chiemi Tanaka mają „Złote ręce” – to nazwa nagrody, którą duet zdobył w 2021 r. na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym „Cerles and Sofia” (Hiszpania). W tym roku na swoim koncie mają również m.in.: 1. nagrodę na III AEMC Międzynarodowym Konkursie Muzyki Kameralnej (Włochy); 1. nagrodę na III „Wiener Klassiker” Międzynarodowym Konkursie Muzycznym ”Danubia Talents” (Austria) czy Złotą Nagrodę na III Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym WPTA (Finlandia).

Czytaj również: Być jak Danuta Szaflarska! Pokaż światu swoją twórczość

 

 

 

Logo Małopolska

Projekt zrealizowany przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego 

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama